Devil May Cry
Dodano dnia 29-09-2007 13:56
Zadziwiające, jak niezwykłym bywa proces tworzenia niektórych gier. Wkrótce po wydaniu Resident Evil 2 ekipa "Team Little Devil" pod dyrekcją Hidekiego Kamiya rozpoczęła pracę nad kolejną odsłoną swego flagowego cyklu survival-horrorowego Zespół szybko jednak doszedł do wniosku, że powstający projekt raczej wiele z horrorem mieć wspólnego nie będzie, za to z survival już znacznie więcej niż ustawa przewiduje. Postanowiono więc zrezygnować z popularnej marki, zmienić podstawowe założenia projektu, napisać od nowa scenariusz i puff – tak powstały atomó.. znaczy, tak powstał pierwszy przedstawiciel gatunku zwanego „Extreme Combat”, a reprezentowanego później przez hity pokroju God of War czy Heavenly Sword – Devil May Cry.
Misja 01: Prolog
Dwa tysiące lat temu, armia demonów pod przywództwem króla Mundusa nieomal opanowała świat. Na drodze Mundusowi stanął jednak jego były podwładny, Legendarny Mroczny Rycerz, Sparda. Pokonał on władcę świata demonów i poświęcając własne życie, zapobiegł zagładzie rasy ludzkiej. Teraz jednak Mundus powrócił, a jedynym, który może go pokonać, jest pół człowiek, pół demon, syn i spadkobierca Spardy – Dante!
Misja 02: Diabeł Może Zapłakać
Już w pierwszych minutach gra pokazuje nam, że mamy do czynienia z czymś całkowicie nietypowym. Bo ileż innych produkcji rozpoczyna się od sekwencji FMV, w której blondwłosa piękność poraża prądem, przebija mieczem i na dokładkę rzuca motorem w głównego bohatera? W iluż innych produkcjach bohater nie robiąc sobie nic z poparzeń i wystającego z piersi ostrza spokojnie wyciąga dwa pistolety i ostrzeliwując lecącego weń jednośladowca sprawia, że ten wraca do właścicielki? I w reszcie, w ilu innych produkcjach po takim spotkaniu para całkiem spokojnie dogaduje się i postanawia wspólnie wyruszyć na krucjatę przeciwko władcy demonów? Brzmi jak chory żart? No cóż, witam w świecie, w którym nawet Diabeł Może Zapłakać!
Misja 03: Siekanie czas zacząć
Cała gra podzielona została na nieco ponad dwadzieścia misji, których esencją jest jak najefektowniejsze wyrzynanie armii demonów. Dość często przyjdzie nam też zmierzyć się z jakimś większym bydlakiem, mającym spore predyspozycje do miana Dante killera. Nasz arsenał z początku składa się z miecza i pary pistoletów o wdzięcznych nazwach Ebony i Ivory, ale całkiem szybko zostanie uzupełniony o takie zabawki, jak shotgun, granatnik, ogniste rękawice czy też miecz dający posiadaczowi błyskawiczną prędkość. Dante potrafi także na krótką chwilę uwalniać swoją demoniczną formę, w której jego nieludzkie umiejętności stają się… jeszcze bardziej nieludzkie.
Tak to wygląda w teorii. A w praktyce? Wpadamy do przykładowego pomieszczenia, gdzie już czeka na nas gromadka oponentów. Przeskakujemy wystrzelone w nas pociski i lądując tniemy, rozrzucające demony w różnych kierunkach. Doskakujemy do pierwszego z brzegu i zanim pozostali otrząsną się po uderzeniu, kilkoma ciosami miecza podrzucamy gnojka w powietrze i ostrzeliwujemy bezwładne ciało, siłą pocisków utrzymując je w powietrzu do czasu, aż się całkiem nie rozpadnie. Jednym przyciskiem zmieniamy nasz mieczyk na ogniste rękawice i zasypujemy gradem ciosów kolejnych dwóch przeciwników. Pozostałych dobijamy we właśnie naładowanej formie demona, obrzucając ich gradem błyskawic. Pokój czysty, idziemy dalej.
Misja 04: Pajonk, Wielgi ptak i Ciemny rycesz
Prawdziwa zabawa rozpoczyna się, gdy przyjdzie nam zmierzyć się z którymś z bossów. Tych zbyt wielu co prawda nie ma, ale że z większością trzeba walczyć nawet i po trzy razy, zanim uda się skurczybyków załatwić na amen, to nie można tego nazwać wadą. A trzeba przyznać, że ciekawa z nich gromadka. Zanim skopiemy tyłek Mundusowi, na naszej hitliście pojawi się gigantyczny pająk strzelający fireballami z pyska, później czekać nas będą epickie walki z tajemniczym czarnym rycerzem o umiejętnościach zadziwiająco podobnych do tych Dantego, a nawet zrobimy sobie grilla z pieczonym piętnastometrowym ptakiem w roli dania głównego W przeciwieństwie do walk ze zwykłymi demonami, te pojedynki są wymagające - tutaj zwykle siekanie czym popadnie i okazyjny unik na wiele się nie zda, bez szybko zaimprowizowanej strategii walki nie mamy co liczyć na zwycięstwo.
Misja 05: I jeszcze raz!
Pierwszy naprawdę poważny mankament pojawia się mniej więcej po 5 godzinach zabawy, kiedy to… gra się kończy. Zazwyczaj tak krótki czas potrzebny na ukończenie produkcji bez multiplayera całkowicie ją w moich oczach dyskwalifikuje, ale na szczęście twórcy DMCa postarali się o jak największy replayability gry. I tak, po przejściu całości automatycznie zaczynamy nową grę, już na wyższym poziomie trudności, z rozwiniętymi wcześniej umiejętnościami. Na hardzie gra sprawia znacznie więcej problemów i śmiem twierdzić, że właśnie od drugiego przejścia DMC naprawdę pokazuje, na co go stać. Po przejściu gry po raz drugi (za co oczywiście dostajemy odpowiednią nagrodę, nową grywaną postać) możemy tym razem wybrać poziom trudności – zejść na normal, znowu grać na hardzie albo zabrać się za słodko brzmiący Dante Must Die Mode. Na nim to gra zamienia się w jedną z najbardziej hardkorowych gier, jakie moje oczy widziały. I jednocześnie jedną z najbardziej satysfakcjonujących. Dziesiątki przeciwników ze znacznie zwiększoną siłą i wytrzymałością, przekoksani bossowie – i wciąż ten sam Dante, którego teraz powalić mogą nawet dwa przypadkowe ciosy.
Misja 06: Gotycko!
Gra została wydana w pierwszych latach panowania Playstation 2 i jak na swój wiek, wygląda zadziwiająco dobrze. Lokacje, wykonane w typowo gotyckim stylu, imponują i wprowadzają niepokojący klimat, właśnie tak jak miały działać budowle tego stylu architektonicznego - przemierzając ponure zamczysko najbardziej czuć survival horrorowe korzenie gry. Wiek gry zdradzają dopiero przeciwnicy. O ile po zwykłym mięsie armatnim z racji kilkusekundowej długości ich życia tego nie widać, tak już bossów, szczególnie tych największych, przydałoby się poddać lekkiemu faceliftingowi.
Również muzyka to typowy gotyk. Pompatyczne, wypełnione patosem kompozycje grane na organach doskonale współgrają z designer leveli. Z kolei gdy walczymy, muzyka zmienia się w szybką i dynamiczną, czyli jest dokładnie tak, jak być powinno.
Misja 07: This is SPARDA!
O naprawdę niewielu grach można powiedzieć, że są ponadczasowe. Że mimo upływu lat, wciąż potrafią bawić równie dobrze, jak w dniu premiery. Devil May Cry jest właśnie takim tytułem. Czysta, efekciarska rzeźnia w połączeniu z ponurym klimatem demonicznego zamczyska daje niezapomnianą mieszankę. Mieszankę, przy której przestajemy zwracać uwagę na prymitywność niektórych rozwiązań, uproszczoną fabułę, sztucznie naciągnięty poziom trudności. Liczy się czysta, finezyjna, piękna walka! Taka, przy której sam diabeł zapłacze!
Plusy
Minusy
Michał |
Grygorcewicz |
"Czarny_Wilk" |
Brak obrazów powiązanych z tą grą.