Attack on Pearl Harbor
Dodano dnia 25-11-2007 00:11
Wielu z nas za młodu marzyło o tym, by zostać lotnikami czy pilotami. Ślęcząc dniami i nocami przed telewizorem oglądało programy powiązane właśnie z tymi wielkimi kupami żelastwa, które jakimś cudem unoszą się w przestworzach. Kiedy na świecie pojawiły się inne kupy żelastwa, zwane komputerami, marzenia niektórych niedoszłych pilotów spełniły się choć połowicznie. Mogą teraz dosiąść PeCeta, włączyć grę, i lecieć, niszcząc po drodze hordy samolotów przeciwnika. Może to i lepiej dla nich, że robią to w formie wirtualnej rozrywki, bo założę się, że tylko szaleńcy chcieliby znaleźć się w takim piekle, jakim było Pearl Harbor podczas ataku Cesarskiej Floty na amerykańską bazę...
I właśnie tę bitwę (i wiele innych) rozegrać możemy w grze, którą postaram się Wam teraz przedstawić – Atak na Pearl Harbor. Zapraszam do dalszej części artykułu!
Ostatnimi czasy na rynku zaczęło pojawiać się coraz mniej symulatorów lotu. Pamiętam czasy, kiedy to w latach 1998-2002 co miesiąc mogliśmy zagrać w co najmniej 5 gier tego typu. Teraz także od czasu do czasu któryś z wydawców przełamie się i puści ze smyczy nowe latadło. Zazwyczaj jednak gry te są po prostu słabe. Firma Legendo wraz z Nicolas Games stworzyła coś więcej niż słaba gra, nawet więcej niż gra dobra – chodzi właśnie o Atak na Pearl Harbor – gra akcji osadzona w lotniczych realiach.
Kampanię możemy zacząć dwoma narodami: Japonią lub Stanami Zjednoczonymi. Japońscy piloci nie mają granic. Walczą z honorem, dla ojczyzny, dla Cesarza. Szybkim ruchem wiążą na czole opaskę z flagą Kraju Kwitnącej Wiśni i wsiadają do samolotu. Jeżeli trzeba, poświęcą swoje życie, żeby osłabić przeciwnika. Bardziej charyzmatycznych ludzi, niż całe wojsko Japonii na przestrzeni dziejów nie znam.
Amerykanie zaś, to wyluzowani faceci, którzy poza lataniem widzą na świecie 3 inne, ważne rzeczy: kobiety, alkohol, imprezy. Kiedy wsiądą do myśliwca, bombowca, czy innej maszyny śmierci, stają się innymi ludźmi, walczącymi z rozwagą, broniącymi kraju, swoich kompanów. W razie niepowodzenia nie pędzą, jak japończycy, na śmierć, lecz krzyczą „Mayday, Mayday!”... nie wiem co im to daje, bo przecież pomocy już i tak nie dostaną... Każda z tych nacji ma do wyboru inne samoloty, inne rodzaje medali czy stopniów wojskowych. Kampania obydwu krajów ma także różną oprawę. Ogólnie layout i grafika w tej grze stoją na naprawdę wysokim poziomie. Zaczynając batalię nasze oko cieszy... komiks. Przedstawia on nam jak to się działo, że siedzimy właśnie za sterami myśliwca czy bombowca. Świetnie pomyślane!
Zaczynamy od bitwy o Pearl Harbor. Jako Japończycy – atakujemy -, a jako Amerykanie – bronimy wybrzeża. Ciekawe też jest to, że wprowadzono coś a'la tryb fabularny. Przy każdej z misji podana jest dokładna jej data i do jej wykonania konieczny jest jeden, wybrany samolot. Jeżeli zdecydujemy się na zagranie jakiejś misji, inna może być później niedostępna. Wykonując kolejne zadania i przejmując kolejne przyczółki przesuwamy się w przyszłość, i dostępne stają się kolejne lokacje. Wszystko poukładane jest w porządku chronologicznym i do czynienia mamy z prawdziwymi wydarzeniami II Wojny Światowej. Wykonując kolejne “questy” uzyskujemy dostęp do, np. Nowych samolotów.
Jednak gra na kampanii Pearl Harbor się nie kończy. Później możemy rozegrać inne, takie jak np. Burza. Mimo tego gra jest dość krótka i nie byłoby sensu jej kupować gdyby nie tryb multiplayer.
W grze tworzymy postać i możemy zacząć rozgrywkę z innymi ludźmi! Mamy do wyboru 4 opcje: Stworzenie gry w LAN-ie, Dołączenie do gry w LAN-ie, Stworzenie gry w Internecie oraz Dołączenie do gry w Internecie. Tworząc grę wybieramy lokację, czas gry, nazwę serwera, hasło czy nawet porę dnia! Zarówno przy kreowaniu rozgrywki jak i przy zwykłym przyłączeniu się do istniejącego już serwera mamy możliwość wyboru samolotu. Nie jest ich jednak za wiele – po kilka z każdej z armii. W powietrznych, multiplayerowych potyczkach najlepiej sprawdzają się myśliwce, i nie wiem po co twórcy dali nam możliwość wyboru samolotów torpedowych czy bombowców, ponieważ nigdy nie musimy bombardować ani zatapiać celów. Wydawałoby się, że multi w Ataku na Pearl Harbor to cudo. Otóż, nie. Największym minusem tego trybu jest... brak przeciwników i kompanów! Rzadko co uda nam się trafić na jakiś serwer. A jeszcze, żeby byli na tym serwerze jacyś gracze... marzenie. I właśnie ten minusik zmywa wszystkie świetności multiplayera. Jeżeli jednak mamy z kim grać, to nie warto tracić czasu na kampanię.
Powiem może trochę więcej o samej rozgrywce, nie o trybach gry i możliwościach przez nią oferowanych. Sterowanie jest typowo zręcznościowe i do grania wystarczy nam myszka: do strzelania, skręcania i unoszenia/obniżania naszej pozycji; oraz klawiatura: do przyspieszania, zwalniania, wysuwania kół i do oglądania się za siebie lub w boki. Pierwotnie mamy odwrócone sterowanie myszą, posunięcie nań ku górze równie jest naszemu opadaniu, a ku dołowi - naszemu unoszeniu się. Misje w grze opierają się na kilku schematach zastosowanych w wybranych ilościach w każdej misji. Polegają one np. na zniszczeniu wrogiej floty za pomocą bomb czy torped, na zbombardowaniu pozycji wroga, na zniszczeniu naziemnego wsparcia przeciwnika oraz na zdobyciu przestrzeni powietrznej w pewnym rejonie czy eskorcie sojuszniczych bombowców.
W samej rozgrywce udało mi się zauważyć jeden poważny błąd, a mianowicie taki, że gdy będziemy lecieć za bardzo ku górze, w stronę słońca, to... zostaniemy zablokowani. Żałosny błąd. Kiedy już się z nim spotkamy nie ma innego wyjścia niż: a) katapultowanie się, co równe jest z porażką w danej misji; czy b) wyłączenie gry poprzez wielaki sposób – od Alt + F4 przez Ctrl + Alt + Delete kończąc na wyłączeniu całego komputera za pomocą największego przycisku na jednostce centralnej, na którym widnieje napis Power.
Teraz, kiedy omówiłem już szczegóły związane z rozgrywką mogę przejść do spraw bardziej technicznych, jakimi są grafika czy dźwięk. Zacznę od oprawy wideo.
Wcześniej wspominałem o tym, że layout i ogólna oprawa wizualna gry stoją na dość wysokim poziomie. Faktycznie, panowie (i panie?) z Legendo postarali się w sprawie grafiki. Odblaski słońca, ładne cienie, zamazanie oddalonego obrazu – to tylko niektóre ze smaczków graficznych jakimi uraczyli nas producenci. Samoloty są dość ładnie wykończone, może nie ma na nich przedstawionych jakichś większych szczegółów, ale miło jest na nie patrzeć.
Plusem jest także to, że otoczenie nie jest – jak to w niektórych grach bywa – obojętne na zrzucane przez nas bomby, torpedy czy strzały z karabinów. Czasami zakładałem sam grę w Internecie, wpisywałem hasło takie, jakiego nikt nie odgadnie, i latałem sobie bombowcem nad miastami, które później z przyjemnością bombardowałem tylko po to, żeby zobaczyć później w oddali dymiące się miasto ze zniszczonymi doszczętnie budynkami. Naprawdę, to wielka frajda! Niestety, twórcy nie wykazali się jednak przy graficznym wykończeniu właśnie budynków czy wojsk lądowych – są one kanciaste, niewyraźne i po prostu brzydkie.
Wizualnie spodobały mi się dość walki w przestworzach. Widok trafiających, lub nie, naboi, wielka smuga czarnego dymu ciągnąca się za przeciwnikiem, który został dopadnięty przez zabójcze karabiny czy rakiety czy świetne odgłosy spadających bomb czy samych samolotów... whoops – nie ten akapit. O tym później. Jeszcze co do walk w powietrzu – towarzyszy im niesamowity klimat! Nieudolne próby ucieczki przeciwnika sprzed naszego celownika (o, patrzcie jakże mi się zrymowało :)), rozpaczliwe próby wymanewrowania, zderzenia samolotów spanikowanych lotników! No, poniosło mnie trochę, ale muszę stwierdzić – co prawda grałem w mało gier tego typu, ale moim zdaniem żadnej z gier toczących się w lotniczych realiach nie towarzyszyło coś takiego.
Wspomniałem przed chwilą o nieudolnych próbach ucieczki naszych komputerowych przeciwników. Także wtrącę jeszcze do tekstu coś o AI... znaczy... eee... jakim AI? No, jakieś tam w grze jest, ale jest BEZNADZIEJNE! Poziom trudności w grze jest ustawiony chyba na podstawie grania w nią śpiącego pięciolatka. A spowodowane jest to właśnie kiepską sztuczną inteligencją. Nie ma w grze łatwiejszego zadania niż znalezienie się na ogonie któregoś z naszych wrogów. Kiedy już się tam znajdziemy wróg ten zaczyna robić coś, czego ucieczką raczej nazwać nie można – zaczyna skręcać, raz w lewo raz w prawo i takim zygzakiem leci przed się. Seria z KaeMu i delikwent wącha kwiatki od spodu.
Oprawa dźwiękowa w grze to kilka melodii, które z założenia miały być chyba patriotyczne i miały wyglądać na poważne, głos naszego instruktora w trakcie lotu i to, co najlepsze - odgłosy pola bitwy. Wcześniej wspominałem o niesamowitym klimacie gry. Ten klimat, obok grafiki buduje właśnie dźwięk. A to świst spadającej bomby, odgłos wybuchu, strzały i inne odgłosy słyszymy podczas podniebnych bitew. Dobre wrażenie wywarły na mnie też momenty, kiedy nasz samolot, lub machina przeciwnika spada, dźwięk wtedy powoduje, że naprawdę się boimy upadku!
Udźwiękowienie gry stoi na poziomie dobrych, drugo wojennych filmów, których akcja toczy się w powietrzu.
Podsumowując – gra jest jednoznacznie najlepsza w swoim rodzaju. Dobra grafika, słabiuteńkie AI, średniawa grywalność i dobry dźwięk w połączeniu dają całkiem ciekawy produkt. Atak Na Pearl Harbor nie jest jednak grą, w którą będą długo grać zwykli gracze i zapaleni fani gier o tematyce lotniczej. Jest to po prostu gra ciekawa, ale zarazem kiepska. Dobry klimat i dźwięk nie uratują całej produkcji. Miłośnicy powietrznych bojów w wykonaniu Japończyków i Amerykanów z pewnością trochę sobie pograją. Trochę, bo wystarczy godzinka żeby ją przejść. Innym graczom, którzy nie są osobami lubiącymi te klimaty nie polecam wydawania aż 50 zł na produkt Legendo. Ale jeżeli ktoś chce przeżyć chwilową przygodę i ma z kim grać w Internecie – proszę bardzo.
Dźwięk: 9
Grafika: 7
Grywalność: 5
Ocena Ogólna: 6Autor: Kacper "Kosik" Kosikowski
Plusy
Minusy