Super Mario Sunshine
Dodano dnia 02-02-2007 14:21
-WprowadzenieMario 64 był w dechę. Pomijając sterowanie (bo grałem na emulatorze), gra wyciskała wszelkie soki z gatunku platformówek. Pełno ewolucji, chodzenie po drzewach, płotach, pływanie pod wodą itp. - tylko klasycznych fireballi zabrakło, choć dostaliśmy możliwość uderzana wręcz oraz czapki zastępujące klasyczne power-upy. Gra wryła się też w serca graczy tym, że była pierwszym tytułem w pełnym 3D, co klasyfikuje ją automatycznie do worka z grami, które nigdy nie zostaną zapomniane. Ciężko pobić taki tytuł, więc, czy Sunshine'owi się to udało? Od razu odpowiem: nie bardzo i trochę się zawiodłem.Ale najpierw o fabule. Marian wraz z Księżniczką Peach (która nie jest "hawt" wy forczanowe, nolajfowe fagi) i całą grzybkową hałastrą wybierają się na wakacje odpocząć po wcześniejszych bojach. Celem naszych hirołów jest tropikalna wyspa Delfino - jednak po dokładnym zapoznaniu się z nią bardziej zaczyna przypominać mi Polskę i polski sejm (tak, zaraz wytłumaczę). Oczywiście, gdyby wszystko poszło gładko, gry by nie było, a więc po wylądowaniu luksusowym "rurzowym" samolotem, (w końcu nie po to Marian zbierał całą tą kasę przez wszystkie poprzednie części, aby księżniczka miała podróżować na szczycie wozu z sianem prowadzonego przez jakiegoś gburowatego wieśniaka!) Mario zostaje oskarżony o zanieczyszczenie całej wyspy i kradzież Shine Sprites, przez co nie dość, że jest brudno, to jeszcze ciemno. I tu zaczyna się ta "polska" część fabuły.Mario zostaje powołany przed oblicze sądu. Ten zaś jest stronniczy jak cholera i malaria razem wzięte. W skrócie: prawnik oskarża Mariana w śmieszny sposób (doskonale zostało to ujęte w flashu "Super Mario Dumbshine" - "choć ten tutaj jest innego koloru, ma duży pędzel i w ogóle jest zupełnie kimś innym w przebraniu Mario, to obaj mają czapki! Zatem dowodzi to, że znajdujący się tu Mario jest winny!"), sąd przyznaje mu rację. Pomimo protestów Peach, że owszem - widziała postać podobną do Mario, lecz trochę bardziej złowieszczą, sąd nadal podtrzymuje swoją opinię ("ggkthxbyebbq") i zamyka rozprawę. Mario nie może opuścić wyspy, zanim nie odwróci całego zła, jakie spowodował. Polskie realia jak w mordę strzelił, co nie?Jednak owa mroczniejsza wersja Mario nie daje za wygraną. Dzień po wyjściu Mariana z paki, Shadow Mario (bo tak nazywa się ów jegomość) przypuszcza kolejny atak. Tyle, że tym razem jego celem jest księżniczka Peach. I tu mamy kolejny paradoks: Shadow Mario przebiega obok "pałecjantów", lecz ci nadal utrzymują, że winny jest Marian! Temu, który wymyślił taką historię, należy się piącha w twarz. I to z impetem.-GrafikaAle nie fabuła w Marianach jest najważniejsze, prawda? Może niech na pierwszy ogień pójdzie grafika. Gdy zobaczyłem miasto Delfino... "Okej, jest nieźle jak na grę z 2002 roku". Jednak gdy przeszedłem się kawałek i zobaczyłem wodę, prawie na głos powiedziałem "O ku...". Woda jest po prostu P-R-Z-E-P-I-Ę-K-N-A. I to, jak w programach zapowiadanych przez Polsat - "w pełnym tego słowa znaczeniu". Woda odbija takie obiekty jak np. domy czy postacie, faluje, gdy do niej wpadniemy itp. W każdym razie, wywarła na mnie przeogromne wrażenie. Obyśmy mieli okazję podziwiać równie dobrą w Twillight Princess. Natomiast reszta? Jakiś przeogromnych szczegółów nie ma, ale całość prezentuje się nieźle, oko nie jest drażnione jakimiś niepotrzebnymi odbiciami (tak jak np. w Mario Kart, gdzie postacie wyglądają na super gładkie), jednak mam pewne zastrzeżenia. Engine graficzny jest trochę niezoptymalizowany, co powoduje... chrupanie. Tak. Chrupanie na konsoli równe jest paradoksowi czasoprzestrzennemu w naszej rzeczywistości: NIE POWINNO MIEĆ MIEJSCA. Ale ma. Podczas całej zabawy gra chrupnęła mi z 5 razy (a przechodziłem ją jakieś 13h), co się nie zdarzyło w pozycjach o wiele bardziej zaawansowanych graficznie. -DźwiękiTu gra dosyć kuleje. Muzyka kojarzyć się może z dzwonkami polifonicznymi w telefonach za "złotufkę", jest nieciekawa, a często i wkurzająca po prostu. Wyłączyć jej natomiast nie możemy, gdyż bez niej jest jeszcze gorzej. Mimo wszystko znalazł się jeden kawałek wart wzmianki, chodzi o ten w torach z przeszkodami - ktoś miał fantazję i do gry trafiło coś w rodzaju mruczanki kawałka z pierwszego levelu w legendarnym Super Mario Bros. Tyle że i on szybko zaczyna być denerwujący.Dźwięki? Tu większych zastrzeżeń nie mam, bo wszystko brzmi tak, jak powinno brzmieć. No może poza tym, że Marian bardziej się śmieje, niż krzyczy z bólu po wpadnięciu do lawy - masochista jakiś?Zaś tym, co zabija tę grę, są lektorzy. Tak, gra jest dubbingowana i w zasadzie mógłbym zaliczyć to na plus... gdyby istniała opcja jego wyłączenia. Głosy brzmią strasznie (szczególnie FLUUD, o którym za chwilę), głowa może rozboleć od oglądania samego intra. Całe szczęście, że dubbingowane mamy tylko filmiki na engine gry, zaś wszelacy NPC wyświetlają nam napisy.-GameplayTo jest ta część gry, która jednocześnie jest najgorsza, ale i najlepsza. Przez pierwsze 30 minut jest wręcz "zajedwabiscie"! Wspinanie się po kratkach, pryskanie FLUDD'em na lewo i na prawo, walka z chodzącą piranią... Czar jednak pryska, jeśli chcemy wykonać ruchy ze starego SM64. Nie ma długiego skoku w przód, wykonywanie dużego skoku w górę jest utrudnione... "No nic, grać się da" - pomyślałem. Później przeklinałem tą myśl...Ale może najpierw o pompce, którą nosimy na plecach. Pompka to wyrób naszego starego znajomego E. Gadd'a, którego poznaliśmy w Luigi's Mansion. Zastępuje ona "czapki" z poprzedniej części, a naraz możemy nosić dwie z czterech dostępnych "przelotek" (oczywiście niektóre z nich wymagają odblokowania). Pierwsza to zwykła sikawka (nawet nazwy chyba nie ma). I tu pojawia się kolejny problem. Sterowanie, w porównaniu z Luigim zostało zmienione. I to na gorsze. Nie możemy chodzić na boki podczas pryskania, poruszanie się jest możliwe tylko wtedy, gdy słabo naciśniemy przycisk R odpowiedzialny za tą czynność (tak, pad GC ma taki fajny bajer, który reaguje na siłę nacisku przycisków L i R), jednak gdy zdecydujemy się na użycie pełnego strumienia, to Marian zatrzymuje się i stoi w miejscu jak posąg w parku - tylko czekać, aż przeleci ptaszek i zostawi prezencik. Możemy oczywiście przełączyć się na ręczny tryb sterowania, ale znów stajemy się kaczką na odstrzał... Następnym "modułem" do FLUDD'a jest Hover Nozzle, który - jak sama nazwa wskazuje - pozwala unosić się kilka sekund w powietrzu. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to najbardziej przydatny ficzer do pompki w całej grze - skakanie po platformach jest tu dość... niewygodne. Enyłej, następny w kolejce jest Turbo Nozzle, który daje nam możliwość szybkiego poruszania się zarówno na lądzie, jak i w powietrzu. Szkoda jednak, że jego użyteczność w grze jest dyskusyjna... Ostatni w kolejce jest Rocket Nozzle, dzięki któremu wyskakujemy wysoko w górę, ta zabawka jest o tyle fajna, że wraz z atakiem miażdżącego tyłka tworzy potężny zestaw.A więc, lądujemy na mapce, z pompką na plecach z zadaniem oczyszczenia miasta i przywrócenia Shine Sprites. Jednak lwią część czasu przeznaczonego na grę będziemy spędzać w piknie zaprojektowanych levelach, w których skład wchodzą m.in. wioska, port, plaża itp. W sumie leveli jest 7 + tylko kilka bonusowych. Trochę mało, biorąc pod uwagę, że w SM64 mieliśmy ich 12 + kupę sekretów... Nieważne, wchodzimy do pierwszego etapu, zdobywamy 2 pierwsze gwiazdki (to nie są słoneczka, nie dajcie się oszukać), jest wesoło i fajne... Wchodzimy po raz 3 do tego samego etapu i... zaczynamy rzucać padem. Otóż Shadow Mario kradnie nam FLUUD'a, a my zostajemy "wrzuceni" na etap z przeszkodami, gdzie musimy dojść do słoneczka. Wszystko fajnie, ale... TE ETAPY SĄ CHOLERNIE TRUDNE! Do większości z nich startowałem po kilkadziesiąt razy, a i często sama droga do nich przyprawia gracza o wykonywanie "K***a Beamu (tm)". Tu właśnie gra najbardziej traci na odebraniu ruchów z SM64. Nie Nintendo, jeszcze nie mamy konsol sterowanych myślami, nie musisz robić gier, które tego wymagają. I szczególnie po uszach obrywa etap tego typu z Pianta Village. Martwi również mała różnorodność etapów - wszystkie utrzymane są w klimatach plażowych. Ktoś powie "to jest tylko hawajska wyspa, czego więcej się spodziewałeś?". Taa, jasne. W SM64 był tylko zamek.Zaś reszta zadań? Tu moje odczucia są mieszane. Z jednej strony jedne bardzo pomysłowe, jak choćby zadanie, gdzie Mario zostaje zrzucony w głąb oceanu, co by wyczyścić zęby wielorybowi za pomocą pompki, czy walka z ogromną kałamarnicą, a z drugiej niejako spartaczone - zdobądź 8 czerwonych monet jadąc na odrzutowym małżu. Niby fajne zadanie, ale z małża nie możemy zejść, co sprawia, że pieniążki zbieramy, ale zanim weźmiemy słoneczko, to już jesteśmy martwi... Jest jeszcze trzecia strona medalu, a mianowicie zadania, w których ścigamy Shadow Mario. Za pierwszym razem człowiek myśli "uau, bardzo fajne urozmaicenie", za trzecim "o, Shadow Mario, fajne zadanie", za piątym "japier... znowu?!". Tak, Shadow Mario ścigamy we wszystkich 7 etapach. I jeszcze trochę.Sporo rozrywki dostarczają etapy bonusowe. Przykładowo, w jednym z nich zabawimy się w Małysza. Używając Turbo Nozzle'a skaczemy po znacznie oddalonych od siebie platformach. Duża prędkość + mało pola do manewru = spore emocje, a etap ma zbalansowany poziom trudności. Albo taki myk - Marian służący za kulkę pinballową (czyżby to stąd wzięło się Super Mario Pinball na GBA?). Takich smaczków jest niestety mało, a szkoda, bo znacznie uprzyjemniają rozgrywkę.Spotkamy także naszego starego znajomego z poprzednich części, Yoshi'ego. Te smoki w Super Mario World były nie lada rarytasem: połykały przeciwników, pozwalały strzelać skorupami, chroniły naszą postać, a niektóre mogły latać lub też pluć ogniem. Tak, w tej grze możemy na nich jeździć, ale chcielibyście, aby było to niemożliwe. Otóż, aby w ogóle go "osiodłać" musimy przynieść mu owoc, jaki aktualnie chce zjeść, czyli czeka nas pasjonujące szukanie tegoż. Po przyniesieniu mu go wcale nie jest lepiej. Yoshi ma ograniczenie czasowe, pokazane w postaci żołądka z sokiem. Co więcej, jeśli wpadniemy do wody, nasz smok się dezintegruje i trzeba znów poczęstować go owocem. Użyteczne aspekty? Eee... połyka przeciwników, potrafi zamieniać ich w platformy za pomocą soku oraz wykonuje dłuższe skoki niż Marian... Całe szczęście, że nie potrzebujemy go za często. W innym wypadku gra miałaby jeszcze niższą ocenę.Jednak prawdziwym koszmarem jest kamera. Niby możemy ustawić ją jak chcemy, ale gra i tak wie lepiej jaką powinniśmy mieć kamerę w danej sytuacji. Co oczywiście spłodziło bugi. Choćby w Riccho Harbor, jeśli wpadniemy w pewnym miejscu do wody pod złym kątem (zomg Apolloz 13!), kamera ustawia się tak, że musimy błądzić po omacku. I oczywiście nijak nie da się jej zmienić. To tylko przykład, ale uwierzcie mi - kamera w tej grze to dziwka. Jeśli już jesteśmy przy błędach, to wkurzający jest fakt, że w mieście w oddali widzimy wyspy, które są naszymi levelami. Niby plus, bo człowiek ma wrażenie, że gra tworzy jedną, spoistą całość... dopóki nie spróbuje doń popłynąć. Wyekwipowałem na próbę Turbo Nozzle'a, co by szybciej było i spróbowałem popłynąć na Pinna Island (gdzie zwykle dostajemy się z armaty). Gdzieś tak w 2/5 drogi... JEBUT! Niewidzialna ściana. W grze na next gena. You're doing it wrong, Nintendo!-Końcowe farmazonyI tu mam pewien dylemat. Jaką ocenę wystawić? Ze względu na postać Mario postawiłbym jej 7. Lecz ze względu na grę postawiłbym bym jej max 6. W sumie wyjdzie mi 6,5 - czyli minimalnie lepsza od Luigi's Mansion. Nie zrozumcie mnie źle - nie jest to gra tragiczna, ale też i nie wybitna. Miałem z niej sporo uciechy, gra ma też wiele fajnych pomysłów, ale jej zalety blakną przy jej wadach. Nowa gra kosztuje coś koło 130 zł, ale jak na taki tytuł to polecam Allegro, gdzie dostać można ją od 50 do 70 srebrników. Motto semete yo, mada moekiranai no.PS. ta recka miała być krótka, ale jednak jest nadłuższą, jaką napisałem dla gamescity. Level up.
Plusy
Minusy