BlackSite Area 51
Dodano dnia 21-04-2008 18:36
Z niecierpliwością otwierałem pudełko Blacksite'a. Zapowiadało się całkiem nieźle - zapowiedzi były obiecujące. Nie przejmowałem się utartym schematem walki z najeźdźcami z kosmosu, w końcu zarówno Doom 3 jak i Half Life 2 też opierają się na podobnym temacie, a radzą sobie absolutnie świetnie. Blacksite natomiast według producentów miał oferować wygodny system walki drużynowej, tym razem obcy musieli sie zmierzyć już nie z samotnym herosem, ale z całą jego drużyną. Logicznie patrząc, to chyba całkiem rozsądne, nieprawdaż?
Uśmiech na mojej twarzy zgasł zaraz po instalacji (bezproblemowej). Odpalenie gry skończyło się zwisem w głównym menu gry. Wgranie najnowszych sterowników karty graficznej, dżwiękowej, a nawet płyty głownej wcale nie pomogło. Nie pomogła nawet świeża instalka systemu operacyjnego. Na szczęście Google nie zawiodło - okazało się, że nie tylko ja borykam się z podobnym problemem. Należało w ustawieniach DirectX zmniejszyć jakość akceleracji sprzętowej dżwięku do minimum - pozwoliło to odpalić grę, choć bez zwisów w menu i tak się nie obyło. Jednakże należało po prostu odczekać chwilę, gdy menu odwiesi się samoczynnie. Wzbudziło to moje podejrzenia i po chwili czytałem wywiad z jednym z głównych programistów gry (notabene zwolnionym po udzieleniu tegoż wywiadu). Z jego słow wynika, że gra z fazy alfa testów przeszła do etapu końcowego w zbyt krótkim czasie, a sami testerzy i programiści pracowali w warunkach iście prymitywnych - totalny brak sprzętu spowodował, ze pracę musieli dzielić między siebie na określone przedziały czasu. Jednym słowem - żenada.
No ale w końcu udało się odpalić grę - o kłopotach związanych z menu szybko zapomniałem, wciągnięty rozwojem wydarzeń samej gry. Pierwsze dwie misje są tylko wprowadzeniem - do interfejsu, systemu sterowania i wydawania rozkazów drużynie. Wiele zależy od naszej postaci. Zauważyłem, że szybkie eliminowanie wrogów, choćby headshotami, wpływa znacząco na morale naszego „teamu”. A od morali wiele zależy. Gdy jest niskie, nasi współtowarzysze zachowują się bardziej zachowawczo, czyli częściej kryją się za różnego rodzaju zasłonami i unikają otwartej walki. Gdy morale jest wysokie - nie wahają się odsłonić i wspomagają naszą postać ogniem. Fajne są komentarze naszych poczynań, udanych strzałów w głowę czy na przykład braku akcji. Im wyższy poziom trudności - tym częsciej jesteśmy zdani na samych siebie, morale spada mocno po każdym trafieniu w naszych towarzyszy i ciężko jest je podnieść do wysokiego poziomu. W dodatku bywa tak, że nasza drużyna blokuje się w jakimś miejscu i część planszy przechodzimy zupełnie sami - dopóki nie oddalimy się od reszty składu na tyle, że gra respawnuje ich w końcu tuż obok nas.
Z postaci dostępnych w drużynie najbardziej przypadł mi do gustu Cody Grayson - poniekąd z powodu tatuażu podobnego do mojego, no i dlatego, że to moim zdaniem chyba najbardziej klimatyczna postać - taki typowy amerykański rozrabiaka, powiedz mu gdzie ma iść i co załatwić, a on już tam będzie :).
Zawsze w konflikcie z resztą drużyny z powodu swej brawury i adekwatnych odzywek - to jest to co tygryski lubią najbardziej :) System wydawania rozkazów ogranicza się do jednego kliknięcia myszką i tak naprawdę ma ogromne znaczenie na mniejszych poziomach trudności - potem bardzo dużo zależy od naszej postaci.
Grafika jest całkiem niezła, ale wymagania sprzętowe też, niemniej jednak spokojnie da się grać na nieco obniżonych detalach. Lokacje wyglądają poprawnie, może nieraz zbyt opustoszałe. Można zniszczyć całkiem sporo rzeczy - barykady, za którymi kryją się przeciwnicy ulegają mocy naszej broni i granatów, ale to samo dotyczy naszych zasłon, tak więc nie opłaca się kryć za skrzynią i od czasu do czasu oddawać celne strzały - prędzej czy później nasze zasłony ulegają zniszczeniu i zostaje nam otwarta walka.
Celowanie w przeciwników też nie jest takie łatwe. Dosyć realistycznie oddano wahania dłoni i to akurat bardzo mi się spodobało. Koniec ze stabilnością godną mistrzów olimpijskich :). Wszystkie potwory zaliczające się do kategorii obcych mają swoje słabe punkty i gra zdecydowaną większość z nich ujawnia w postaci wskazówek podczas ładowania kolejnych etapów rozgrywki.
Dźwięk i muzyka nie odstraszają, i to chyba najbardziej celna uwaga co do tej części.
Blacksite oferuje nam 32 poziomy i według mnie jest to wystarczająca ilość biorąc pod uwagę systematyczne zwisy w menu, które na szczęście nie występują u części graczy. Najbardziej zawiodła mnie walka z końcowym bossem - oddałem ledwie kilka strzałów i wielki obcy padł martwy. Nijak miało się to do poprzednich walk choćby z „żółwiopodobnymi alienami”, gdy moja drużyna rozpraszała uwagę przeciwnika, a ja mogłem zakraść się od tyłu i rozgromić obcego wpakowaniem kilku magazynków i granatów w jego słaby punkt.
Podsumowując - jako zagorzały zwolennik FPS z obcymi w roli głównej, nie czuję się bardzo zawiedziony, niemniej jednak taki Half Life 2 przyzwyczaił mnie do wyższego poziomu rozgrywki. Wrażenia nie poprawia wcale notoryczny problem ze zwiechami w menu, które mogą totalnie zniechęcić graczy do zabawy. Obcy wyglądają dobrze, w walce również sprawują się poprawnie - tu większych zastrzeżeń nie mam. Fabuła jak wiadomo sztampowa, strasznie jej daleko do tajemniczości choćby Doom 3, ale jak wiadomo - w strzelankach FPS można to jeszcze wybaczyć. System morale mógłby być naprawdę fajnym rozwiązaniem, gdyby go bardziej dopracować, no ale graczom przyzwyczajonym do samotnej walki w obronie cywilizacji nie powinien przeszkadzać.
Cena produktu - okolice od 70 do 80 złotych - jest troszkę zbyt wygórowana, ale tylko troszkę. Gra oferuje za tą cenę rozsądna rozgrywkę, szczególnie dla wielbicieli eksterminacji alienów. Fabuła sztampowa, ale cóż począć...
Plusy
- system morale
- poprawna rozgrywka
Minusy
- jakość celowania
- niedopracowane szczególy gry