Quantum of Solace
Dodano dnia 17-11-2008 20:38
Numer 007. Kto o zdrowych zmysłach nie skojarzyłby tego z cenionym, eleganckim, choć nieco szarmanckim agentem – Jamesem Bondem. Quantum of Solace to już 22 film z tym angielskim tajnym agentem w roli głównej. Od czasu „James Bond 007: Nightfire” wydanej w 2003 r. nie było żadnej, ale to żadnej nawet cieniutkiej, budżetowej produkcji o agencie 007. Aż wreszcie znana m.in. z serii „Tony Hawk” amerykańska firma Activision przejęła prawa od Warner Bros i stworzyła hit. Ale czy na pewno?? Najnowsza odsłona przygód Bonda, to klasyczny shooter (fani Serious Sama będą wniebowzięci). Za zadanie mamy biegać, strzelać, wysadzać i zabijać, czyli wszystko, czym agent super tajnej jednostki wywiadowczej powinien się zajmować, aczkolwiek nie musi. W normalnej grze po jakimś czasie zaczęło by się to nudzić, ale nie w tej. Quantum of Solace ma w sobie to coś, co pozwala przymknąć oko na w/w nudę z wykonywania wiecznie tych samych czynności poprzez ciekawe pomysły firmy Activision – tak chwała im za to. Autorom udało się zaimplementować parę rozwiązań, które zwyczajnie działają. Działają, ale wyłącznie od strony gameplay'u, patrząc pod kątem czysto technicznym, zauważamy mankamenty. Niestety zdarza się również, iż to, co wydaje się nam w gameplay’u na początku fajne, wkrótce jest dokuczające, a nawet bardzo. Pytacie, jak coś, co wzmacnia gameplay, może uchodzić za minus. Otóż potencjał proponowanych rozwiązań był o wiele większy od uzyskanego rezultatu. A wystarczyłoby odrobinę doszlifować gotowy produkt i już efekt byłby znacznie lepszy. Mowa o pomysłowym wpleceniu elementów TPP (Third Person Perspective), chowaniu się za przeszkodami czy o minigrach. Są to elementy, które znacząco wzbogacają rozgrywkę i nie są wyłącznie na siłę wepchniętymi dodatkami. Chowanie się za przeszkodami to największy plus gry, jednakże do momentu, w którym nie nazwiemy go „mechaniką chowania się”. Tak zmieniona nazwa, zmienia równocześnie sposób oceny, co z czystym sumieniem zmusza do przydzielenia minusów. Napotykamy zbyt wiele momentów, w których korzystanie z zasłon okazuje się trudne i nieprzydatne. Nieprzydatne z przyczyn technicznych, czyli innymi słowy... bugów. Nie raz i nie dwa zatniemy się na prostej ścianie, podczas wykonywania strzału przez okno (będąc schowanym „pod parapetem”) okaże się niemożliwe, bądź bardzo utrudnione, ponieważ zostanie zmienione ustawienie kamery. Wspomnianych niedociągnięć nie da się, niestety, zaliczyć do marginalnych, towarzyszą nam przez całą rozgrywkę, skutecznie obniżając poziom zadowolenia. Śmieszyło mnie również, gdy w pewnej misji podczas wizyty w Wenecji zobaczyłem człowieka, który chodzi sobie w powietrzu.. Takie błędy nie powinny się zdarzać i autorzy powinni skasować ten błąd, a nie z braku chęci – po prostu olać. Pomimo tych wad wciąż oceniam pomysł wprowadzenia „chowania się” za trafny (choć, podkreślam, nie do końca udany). Podczas eksploracji zarówno bardziej otwartych przestrzeni, jak i wnętrz budynków korzystanie ze ścian, beczek, skrzyń etc., podnosi grywalność i urozmaica zabawę. Biegnąc z wciśniętym przyciskiem odpowiadającym za ukrycie, dynamicznie przyklejamy się do ścian czy przykucamy za beczkami. Będąc za osłoną, możemy ją również okrążać bez konieczności „odklejania się”. Brakuje trochę możliwości szybkiego przeskakiwania pomiędzy osłonami (a la Gears of War), jednakże i bez tego można sobie poradzić, a strzelanie do przeciwników, będąc ukrytym, to czysta przyjemność. Mini gry również pozytywnie oddziałują na gameplay, a to z prostej przyczyny. Pozwalają zabić nudę. Nie dopuszczają do monotonni. Dodają zręcznościowego charakteru. Po prostu sprawiają, że dalej chce się grać. Do naszej dyspozycji oddano rozszyfrowywanie zamków, balansowanie na krawędziach i najciekawsze... quick time events w wydaniu, jakiego jeszcze nie było. Zabawa w otwieranie zamków jest bardzo prosta: na ekranie pojawiają się strzałki, a naszym zadaniem jest wciskanie odpowiednio szybko tych, które zostały podświetlone. Z czasem zadanie ulega większemu skomplikowaniu, poprzez podświetlanie na czerwono złych kierunków, tak więc spostrzegawczość i refleks okazują się tu kluczem do sukcesu. Kolejna z atrakcji, balansowanie na krawędziach, ogranicza się wyłącznie do utrzymania poziomu ciężkości (kropki) poza niebezpieczną granicą (pojawiającym się paskiem), poprzez wciskanie lewego i prawego kierunku. Quick time events natomiast należą do innej, wyższej kategorii.Przyzwyczajeni jesteśmy do wciskania wskazanych guzików w odpowiednim czasie tak, by scenka nie zakończyła się porażką. Quantum of Solace bazuje na tym samym pomyśle, jednak z wykorzystaniem myszki i jej unikalnych funkcji (tzn. nawigacyjnych). Podczas starcia na ekranie pojawiają się koło i celownik (w zależności od ataku, cel znajduje się w innym położeniu), naszym zadaniem jest przesunięcie celownika w obręb koła i zatwierdzenie LPM. Niby nic takiego, ale w porównaniu do zwyczajnego reagowania na pojawiające się guziki, poziom interakcji wydaje się większy. Celowniki pojawiają się w miejscach, z których nasz przeciwnik wyprowadza atak. Szybka reakcja pozwala na przeprowadzenie kontry, a nam graczom daje poczucie większej kontroli nad bohaterem.Wspomniane scenki występują w dwóch przypadkach: podczas zwykłego eliminowania przeciwników (po zakradnięciu się lub szybkiemu podbiegnięciu) oraz w trakcie walki z bossami. W pierwszym z nich wymagana jest jedna prawidłowa reakcja. Podczas walk z bardziej opornymi oponentami, w specjalnie przygotowanych momentach rozgrywki, gracz zmuszony jest przejść przez całą serię akcji. Efekt końcowy jest zaskakujący. Czujemy się tak, jakbyśmy mieli całkowitą kontrolę nad przebiegiem zadania. Nie wiem jak będzie u Was, ale mi pomysł z reakcją gracza i szybkim ruchem myszki bardzo się spodobał i wprowadził pewną innowacyjność do gry. W przypadku bardziej realistycznych shooterów, a do takich – bądź co bądź Bond pretenduje, najbardziej liczy się różnorodność przeciwników. A teraz może o ich „inteligencji”. Niestety zachowanie napotykanych wrogów pozostawia wiele do życzenia. Ich taktyka oparta jest na widocznym i słabo skomplikowanym skrypcie: chowają się za wszelkimi przeszkodami bądź też, nie zważając na nic, biegną w naszym kierunku. O ile ten drugi przejaw taktycznego podejścia do starć zawsze uchodzi za mało wyrafinowany, o tyle pierwszy mógłby być odebrany jako w pełni pozytywny. Niestety, rzeczywistość okazuje się brutalna, a przeciwnicy zwyczajnie głupi. Podczas chowania się pamiętają wyłącznie o czterech literach, zapominając o głowie. Wręcz w 90% headshot rozwiązuje problem i to bez czekania, aż oponent się wychyli.Grafika, jako ważny element gier z gatunku FPS, „może” uchodzić za najmocniejszy punkt gry. Jej twórcy na długo przed premierą prowadzili ostry PR w celu przyciągnięcia do siebie potencjalnych nabywców. Jednym z głównych argumentów miała być oprawa graficzna, która powstała na silniku Call of Duty 4: Modern Warfare. Cały czar marketingowej ściemy trwa jednak do momentu, w którym odpali się pierwszy przerywnik. Gra wygląda, jakby powstała przed paroma laty, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę otwarte przestrzenie. Wewnątrz budynków sytuacja ulega nieznacznej poprawie. Tekstury są słabe, dodatkowe efekty (jak rozmycie podczas celowania) przeszkadzają, ubogi zbiór elementów otoczenia bije po oczach i na dodatek pojawiają się bugi. Jednym słowem... jest brzydko. Na koniec warto wspomnieć o strukturze poziomów oraz o ich budowie. Gra podzielona została na szereg epizodów, w większości dziejących się w różnych miejscach naszego globu. Zaglądamy dokładnie tam, gdzie Bond w trakcie swoich filmowych przygód. Ich zróżnicowanie jest dość znaczące i skacząc szybko pomiędzy lokacjami, nie powinniśmy się nudzić. Czasami zabawimy się w snajpera, innym razem w tajniaka unikającego wzroku Wielkiego Brata, a czasem w poczciwego Rambo. Jest tylko jeden problem, całą grę ukończyć można już w jeden wieczór, ale do tego już chyba przywykliśmy.Kończąc tą, myślę ciekawą recenzje najnowszej gry Agenta 007 stwierdzam, iż Quantum of Solace to gra z pomysłem, lecz niestety niewykorzystanym w 100%. Gdyby popracować nad tytułem choćby kilka dni i zlikwidować błędy lub podszlifować grafikę, gra zyskałaby większą notę wśród nas, graczy i u mnie – autora recenzji. Efektem tego powstał produkt oryginalny, ale brzydki i pełen niedociągnięć. Mamy świetny mechanizm eliminowania przeciwników, ale niski poziom AI. Dobrą strukturę poziomów, ale krótka rozgrywkę. Takich kontrastów nowy Bond jest pełen, dlatego polecam go wyłącznie fanom i zagorzałym miłośnikom strzelanin.
Plusy
- slow motion przy wybuchach
- muzyka znana z filmów
- nieźle wyglądający ogień
Minusy
- dobra, lecz przestarzała grafika
- bugi
- długość rozgrywki
Brak obrazów powiązanych z tą grą.