Call of Duty 2
Dodano dnia 20-12-2009 11:53
„Call of Duty 2” to druga część genialnej serii studia Infinity Ward. Znów mamy drugą wojnę światową, ogromną dawkę akcji, adrenaliny i klimatu, tym razem oprawioną w lepszą grafikę i wyposażoną w wiele usprawnień.
Trzeba przyznać, że pod względem technologicznym - zarówno w stricte tego słowa znaczeniu, jak i technologii rozgrywki - pierwszą i drugą część „Call of Duty” dzieli spora przepaść. Jedynka była grą świetną, choć miała parę elementów, które można by dopracować. Na dzień dzisiejszy ma też przestarzałą grafikę. Nie zmienia to faktu, że klimat lejący się z monitora, akcja, dynamika i wynikające z nich emocje czyniły „Call of Duty” grą wspaniałą. Trochę gorszy, bo mniej dopracowany, przez co poziom trudności sprawiał czasem problemy, dodatek o podtytule „United Offensive” dawał nam kolejne 6 godzin rozrywki na wysokim poziomie. Taak, niestety krótkość gier spod znaku „CoD” jest jedną z ich cech rozpoznawczych. Muszę tutaj wspomnieć, że druga część jest o parę godzin dłuższa, wciąż jednak nie jest to gra na miesiące, czy chociażby tygodnie (bo nawet jak nie ma się czasu, to na „CoD'a” zawsze się znajdzie – tak ta gra wciąga). Jej żywotność w przypadku dwójki przedłuża świetny multi, w który setki tysięcy ludzi gra do dziś, o czym świadczą chociażby dane z Xfire, według którego łącznie 3 – 3,5 mln minut gry dziennie spędzają przy nim ludzie z całego świata (oczywiście tylko ci, którzy mają Xfire włączony w trakcie grania). „Modern Warfare”, czwarta część serii, według tego samego źródła ma 4 – 4,5 mln granych minut (dane z weekendu, więc może trochę zawyżone, ale i tak o czymś to świadczy). Jak na FPS'y to nieźle, nie? Szczególnie, że dwójka została wydana ponad 3 lata temu.
Ale trochę się zapędziłem, czas wrócić do samej gry. Na początek – zmiany względem jedynki. Wyjątkowo wcześnie (zawsze robię to pod koniec recenzji) wspomnę o oprawie graficznej. „United Offensive” od „Call of Duty 2” dzieli zaledwie rok. Patrząc na grafikę można odnieść wrażenie, że między nimi jest co najmniej parę lat różnicy. O ile jedynka z dodatkiem miały strawną na dzień dzisiejszy grafikę, dwójka prezentuje się naprawdę świetnie. W dobie prawie fotorealistycznej grafiki widać, że to gra sprzed kilku lat, nie zmienia to jednak faktu, że wygląda naprawdę bardzo fajnie. Jedyne, co trochę im się tym razem nie udało, to wybuchy – są o wiele za mało soczyste, za dużo dymu, za mało ognia. Są gorsze nawet od tych z jedynki. Nowością w serii jest pojawienie się krwi. Tym razem po trafieniu widzimy przez ulotną chwilę czerwoną plamę (którą da się zlikwidować w opcjach), na ziemi jednak nie ma śladu. Poziom brutalności przypomina „Call of Duty 4” – w jedynce krwi nie było, w „World at War” latają kończyny, co w dwójce nie ma miejsca nawet przy wybuchu granatu. W całej grze trafiło mi się raptem parę bugów graficznych (trup wystający na sztorc z murku), poza tym – jest bardzo dobrze.
Największe jednak zmiany zaszły poprzez jedną małą różnicę – brak paska zdrowia. Teraz, gdy mocno oberwiemy, ekran robi się czerwony, a my musimy schować się za osłoną, aby ochłonąć. Zmienia to diametralnie podstawowe zachowania podczas gry, zwiększa tempo akcji, a także podrasowuje – i to znacznie – klimat. A to dlaczego? – zapyta ktoś. Ano dlatego, że możemy być wystawieni na większy ostrzał, łatwiej podjąć ryzyko, łatwiej też jednak zginąć. Wyobraźcie sobie taką sytuację: misja na pustyni, z przeciwległego krańca doliny mamy ciągły ostrzał z MG42, a więc nie możemy się ruszyć, musimy więc cały czas trzymać się czołgów. Problem w tym, że gdy tylko ruszamy, zaczyna się ostrzał artyleryjski... Emocje związane z ciągłym rajdem od czołgu do czołgu, kryciem się przed ostrzałem, a potem szalonym szturmem na pozycję wroga – bezcenne. Dodatkowo krzyki kolegów, wycie pocisków, świetna muzyka, gdy uda nam się utrzymać pozycję do przybycia posiłków – taki klimat tylko w „Call of Duty”. Trzeba zaznaczyć, ze to tylko jeden przykład, tak świetnych misji jest wiele, nie ma sensu wymieniać wszystkich, w to trzeba zagrać samemu. Znów mamy też misje w czołgach, których brakowało mi w „Modern Warfare”. Tym razem są bardziej emocjonujące – gdy raz oberwiemy, ekran od razu czerwienieje, a że misja dzieje się na pustyni, nie ma żadnej osłony. Co robimy? Krążymy po polu bitwy jak szaleni (chyba, że nie jesteśmy w środku kabały, wtedy mamy ułatwione zadanie, jednak jaki sens w takiej grze?), ostrzeliwując czołgi okrążające nas ze wszystkich stron. Za tak świetne odwzorowanie emocji panujących na wojnie ekipie Infinity Ward należy się naprawdę wielki szacunek. Wiecie już, dlaczego nie cieszy mnie wizja Treyarch tworzącego „Call of Duty”?
Czas jednak wrócić do spraw bardziej przyziemnych. Ot, choćby uzbrojenie. Niewiele różni się od znanego z jedynki, bronie zarówno jednostrzałowe, jak i strzelające seriami w wielu odmianach, jednak są o wiele lepiej odwzorowane, zarówno pod względem wizualnym, jak i technicznym. Thompson nie jest już tak celny z dużej odległości, jak Lee-Enfield, tak jak to było w jedynce. Przy szybkiej i intensywnej walce lepiej przyjdzie nam się zapoznać z wieloma rodzajami broni, amunicja kończy się dość często, nie ma jednak problemu z jej brakiem – wrogowie zostawiają wiadra naboi do MP40, czy innych niemieckich broni. Wprowadzono też wstrzymanie oddechu przy strzelaniu ze snajperki, teraz snajpowanie nie jest już tak łatwe, jak w jedynce, zyskało za to na realizmie. Multi. W jedynce, jak i w dodatku do niej, nie było mi dane pograć sobie po sieci, tym razem miałem już szczęście. I za to dzięki Bogu, bo choć brakuje tu nowinek znanych co poniektórym z „Modern Warfare” (peerki, lvl'e i te sprawy) gra się naprawdę świetnie. Mapy są bardzo dobre i zróżnicowane, mamy do dyspozycji sporo broni (na niektórych serwerach więcej, na innych mniej), a także wszystkie strony konfliktu znane z singla. Wypada wspomnieć, że (przynajmniej na tych serwach, na których grałem) jest baaardzo wielu snajperów. Zdaje mi się, że jest to po części wina pewnej wady w konstrukcji map – są one dość małe, znajdzie się więc parę miejsc, z których da się ostrzeliwać prawie każdy obszar, poza tym w ogóle od groma jest miejscówek dla snajperów, dlatego gdy tylko walka przenosi się w jedno miejsce, zaraz roi się tam od strzelców przyczajonych w budynkach. Całe szczęście nie psuje to zbytnio gry (nie ma to jak zajść snajpera od tyłu, no nie?). Ogólnie multi jest bardzo dobre i grywalne, o czym świadczą zresztą statystyki wspomniane przeze mnie na początku tejże recenzji.
Wspomniałem już chyba o wszystkim, co uznałem za istotne, czas więc na podsumowanie. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że „Call of Duty 2” to gra świetna, zarówno dla singli, jak i zwolenników wieloosobowej rozgrywki. Akcja, adrenalina, klimat – w takim natężeniu w klimatach drugiej wojny światowej tylko w tej serii. Szkoda, że znów daleko zepchnięto fabułę (naprawiono to na szczęście w 4. części), nie zmienia to jednak faktu, że „Call of Duty 2” jest grą wybitną. Niestety ciężko ją też dziś dostać, sam mam wersję rosyjską, czy tam grecką (oczywiście po angielsku, tylko napisy na pudełku to jakieś hieroglify) z Wirtusa, gdzie od czasu do czasu gra pojawia się w ofercie. Gdy angielski stanowi dla kogoś problem (choć tu jest go tak mało, że każdy kto trochę się go uczy, powinien kapować o co chodzi – przecież to nie RPG) pozostaje już tylko allegro. Szkoda, że tak świetne gry wydaje tak fatalny wydawca, jakim jest LEM, ale cóż... nie zmienia to faktu, że trzeba w „Call of Duty 2” zagrać.
Plusy
- klimat
- grywalność
- akcja
- multi
- właściwie gra jako całokształt, gdyby nie...
Minusy