The Godfather (Ojciec Chrzestny)
Dodano dnia 22-12-2009 18:42
Film Francisa Forda Capolli to klasyk. Gdy dowiedzieliśmy się, że za jego egranizację bierze się EA, fani filmu zostali podzieleni. Jedni zaczęli się obawiać, że EA jak to EA zrobi co prawda dobrą grę, jednak bez polotu, bez głębi i za dość wysoką cenę. Na dodatek firma ta nie miała jeszcze w dorobku żadnej podobnej gry, był to więc skok na głęboką wodę. Inni byli spokojni, wierzyli, że EA dzięki swoim zasobom finansowym itp. przywilejom giganta branży stworzy grę na podstawie Ojca Chrzestnego godną tego tytułu. Dziś wiemy, że wszyscy mieli trochę racji. Ojciec Chrzestny jest grą dobrą, acz nie wybitną, z głębią, ale bez polotu. Ponoć skrytykował ją sam wielki Capolla, ja jednak byłbym bardziej przychylny w ocenie. Możliwe jednak, że spowodowane jest to tym, iż... nie widziałem żadnej części sławetnej trylogii. Jakoś tak zawsze się składało, że znajdowałem coś innego do roboty, a jak nachodziła chęć film kupić, ciągle napotykałem (w moim mniemaniu) ciekawsze produkcje, które już wcześniej widziałem i byłem pewny, że nie będą tylko zawalać półki (nawet klasyk nie musi podobać się wszystkim...). Ostatecznie historię z Ojca Chrzestnego zobaczyłem po raz pierwszy w grze. W sumie wiedząc, że filmu nie widziałem można się zastanawiać, po co zagrałem w grę. Ano, żeby napawać się gangsterskim klimatem, którym urzekła mnie wyśmienita Mafia. To był właściwie jedyny powód dla którego grę zakupiłem. Przejdźmy do samej gry. Gdy ją zainstalowałem tradycyjnie już napotkał mnie problem przy rejestracji. Teoretycznie EA stworzyło całkiem fajne do tego narzędzie, w praktyce jednak często coś nie łączy albo łączy częściowo w wyniku czego program informuje nas, że ktoś korzysta już z wpisanego CD-keya. Cóż, porzuciłem więc rejestrację nie mając zamiaru próbować udowodnić komputerowi, że mam oryginał i to on się pomylił przy rejestracji i uruchomiłem grę. Na początek mamy małe rozczarowanie - żadnych reklam nie da się pominąć... O ile za pierwszym razem to nie przeszkadza, o tyle później jest to nadzwyczaj irytujące. W menu wita nas smutny Don Corleone (twarzą samego Marlona Brando, ale o tym później) i znajomy główny motyw filmu, który nawet ja znam. Przed grą możemy też obejrzeć parę filmików, które teoretycznie wprowadzają nas w świat gry, jednak dla nieznających filmu zawierają parę spoilerów. Po uruchomieniu nowej gry widzimy krótkie intro, tłuczemy paru bandytów, oglądamy śmierć kolesia, którym kierowaliśmy (to ojciec naszego bohatera, którego śmieć będziemy mścić), potem kolejny filmik i przechodzimy do procesu tworzenia naszego bohatera, którym zaopiekuje się sam Don Vito. Przy ogromie suwaków nasz bohater może mieć prawie dowolny wygląd. Gdy nie chce nam się bawić możemy również wybrać opcję losowego wyglądu, jednak nie ma to jak poświęcić trochę czasu i własnymi siłami stworzyć herosa, którego potem poprowadzimy drogą od Przybysza, aż po Dona (to nie żaden spoiler - że zostaniemy Donem można zobaczyć już na początku gry, wchodząc w menu pauzy i klikając karierę). Krótki tutorial i zaczynamy pierwsze misje. Sam gameplay jest wyraźnie inspirowany serią GTA. Mamy pełną swobodę ruchów, możemy ukraść każdy samochód i, jeśli tylko chcemy, zrobić totalną rozwałkę. Trochę szkoda jednak, że każdą broń do niej potrzebną kupujemy w innym miejscu mapy, więc na początku trzeba się trochę najeździć, żeby zdobyć coś dobrego i nie martwić się o braki w arsenale. Oczywiście nie kupimy wszystkiego od razu, bo nie mamy tyle pieniędzy, dlatego też często będziemy co parę misji odwiedzać handlarza. Misje są dość zróżnicowane, jednak do poziomu Mafii im jeszcze daleko. Często będziemy w ich trakcie zwiewać policji i gangsterom, warto więc wspomnieć, że model jazdy jest dość średni. Stare klocki prowadzą się jak najnowsze Porsche osiągając niebiańskie prędkości, o których dzisiejszym konstruktorom się nie śniło. System zniszczeń jest, jednak dość naciągany (jadąc na oko 200km/h możemy walnąć w inny samochód, a zostanie tylko lekkie wgniecenie i biały prawie niewidoczny dymek, właściwości jezdne prawie nie ucierpią). Czasami jednak trzeba przez niego urządzać szaleńczy sprint przez ulicę w celu zdobycia nowego samochodu, gdy stary wybuchnie w wyniku zniszczeń. Jest to o tyle irytujące, że zapisy robimy tylko w swoich kryjówkach (znów GTA...) i tylko między misjami. Jazda jest ogólnie dość nudna, o wiele bardziej przypadł mi do gustu model jazdy z Mafii. Trochę się zagalopowałem, wróćmy więc do broni. Mamy jej parę rodzajów, a są wśród niej zarówno bronie do walki wręcz jak i na dystans. Mamy parę rewolwerów, w tym niezawodnego Magnuma, pistolet, świetnego Thompsona, strzelbę, a także kije bejsbolowe czy koktaje mołotwa. Każda broń jest inna i widać, że autorzy do ich tworzenia się przyłożyli. Każda ma inną celność i zadaje inne obrażenia. Jedynie strzał w głowę jest zawsze pewnym środkiem do natychmiastowego uśmiercenia przeciwnika. Bronie te możemy też ulepszać, a dokładniej mówiąc - kupować ulepszone wersje. Ceny co prawda są ogromne (najlepszy Tommy-gun kosztuje bagatela 500 000$), ale w zamian dostajemy chociażby 75 nabojowy magazynek do najlepszego Thompsona czy zwiększenie siły początkowo słabego Zadartego Nosa, który na maksimum zabija góra trzema strzałami. Ba, najlepszym Magnumem wystarczy czasem strzał w nogę, aby uśmiercić przeciwnika. Jeśli jesteśmy przy strzelaniu - system w Ojcu Chrzestnym jest jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek widziałem. Nasz bohater umie przylegać plackiem do ścian itp. z których ostrzeliwuje, a także namierzać przeciwników, co przy ich liczebności i skuteczności jawi się jako istne zbawienie. Polega to na tym, że namierzamy gościa PPM (im dłużej przytrzymamy tym lepiej wymierzymy), celujemy w głowę lub inną cześć ciała wystającą zza osłony i strzelamy. Może nie brzmi to nadzwyczajnie, ale w praktyce jest świetne. Dodatkowo AI wrogów też jest całkiem niezłe, choć zdarzają im się wpadki jak chowanie za beczką z benzyną czy innymi niezbyt trwałymi osłonami. Ogólnie jednak lepszych strzelanin uświadczyłem jedynie w Mafii - tam system nie był aż tak zaawansowany, ale mimo to strzelało się bardzo fajnie. Grafika nie szokuje ani nie odrzuca - najważniejsze jest to, że widzimy tu aktorów z filmu. Nawet ja kojarzę Dona Vito Corleone czy Sonny'ego. Jedynie Al Pacino grający Michaela Corleone nie zgodził się na użycie swojego wizerunku. Audio nie powala, jedynie motyw przewodni zostaje w pamięci na dłużej. Podsumowując egranizacja Ojca Chrzestnego to gra dobra, acz nie wybitna. Ma wspaniały system strzelanin, ale brakuje jej trochę klimatu. Panowie z EA muszą sobie w końcu uświadomić, że nie samą rozgrywką człowiek żyje - nie mniejsze znaczenie ma klimat i fabuła jej towarzyszące. Dodatkowo to fatalne zakończenie, za które odejmuję 0.5 od końcowej oceny... Jeśli jednak film widzieliście i jesteście jego fanami dodajcie 1-1.5 pkt. do oceny.
Plusy
- świetne strzelaniny
- parę niezłych momentów znanych z filmu
Minusy
- nudna jazda
- taki sobie klimat
- fatalne zakończenie
Brak obrazów powiązanych z tą grą.