Pirates!
Dodano dnia 22-12-2009 11:23
Sid Meier's Pirates! to remake kultowej gry z 1987 roku. Gra stworzona przez Sida Meiera i studio Firaxis Games zachowała prawie wszystkie cechy poprzedniczki, dodając nowoczesną grafikę.
Nowa edycja również ma już parę lat (została wydana w roku 2004) i zaczyna odstawać od dzisiejszych standardów, jednak między nią a wersją pierwotną i tak istnieje ogromna różnica. Grafika wciąż jest całkiem ładna, szczególnie dzięki swojej kolorystyce. Najładniej wygląda podczas żeglowania, gorzej na filmikach, czy w minigierkach (prócz bitew morskich), lecz ogólnie stoi na dobrym poziomie. Oprawa audio jest znikoma - ot, muzyka w portach i podczas balów, chrząkania i tym podobnie dźwięki podczas dialogów oraz bezsłowne pieśni piratów. O ile muzyka jest dość ciekawa, szczególnie podczas tańca, dźwięki po pewnym czasie irytują. Szczególnie pieśni piratów, które często nie zgadzają się ze stanem załogi. Który zresztą też potrafi zirytować... Wróć. Zacząłem od końca, czas więc wrócić na początek i po kolei przedstawić swoje zdanie na temat produkcji Meiera.
Fabuła w grze jest znikoma. Mamy bohatera, którego rodzina została porwana przez podłego Markiza de Montalbana gdy był mały. Właśnie on i równie podły Baron Raymondo są naszymi głównymi przeciwnikami w grze. Rozgrywka jest jednak całkowicie nieliniowa - jeśli chcemy, olewamy kompletnie naszą biedną rodzinkę, porzucamy rządzę zemsty i prowadzimy zwyczajny żywot pirata. Takie życie może jednak dość szybko znudzić - wtedy wypływamy na pełne morze w poszukiwaniu szubrawców, którzy zniszczyli nasze życie. Schemat jest prosty - odwiedzamy karczmę, dowiadujemy się tam, gdzie owa postać si e znajduje i rozpoczynamy pościg. Czasem trzeba "wytańczyć" wiadomość od którejś z córek gubernatora lub odwiedzić świątynię Jezuitów. Gdy znamy już prawdopodobne miejsce pobytu wroga, płyniemy tam. Oczywiście jeśli jest to w przeciwległym krańcu mapy prawdopodobnie nie zdążymy. Gonimy więc łotrów aż do skutku. Potem czeka nas bitwa morska, pojedynek (o nich za chwilę) i, w przypadku wygranej, nagroda w postaci części mapy, na której zaznaczone jest miejsce pobytu członka rodziny bądź kryjówka Markiza. Następnie płyniemy we wskazane (losowo) miejsce i odnajdujemy cel, kierując się wskazówkami w postaci punktów orientacyjnych. Proste? Tylko z pozoru...
Zacznijmy od podstawy rozgrywki - minigier. Właściwie każda złożona akcja odbywa się za pomocą minigierki. Atakujemy statek/miasto - mamy odpowiednio bitwę morską lub lądową, (jeśli potrzebne nam są jedynie informacje, możemy się też do miasta zakraść) na minigierkach opiera się też pojedynek i taniec. Niewiele tego (bo i na niewielu mechanizmach bazuje gra), jednak każda z nich jest całkiem odmienna. Od początku - bitwa morska polega na takim manewrowaniu statkiem, aby dopłynąć do wroga lub go zatopić, nie narażając się przy tym na zbytnie straty. Teoretycznie proste, w praktyce jest różnie, wszystko jednak zależy od jednego czynnika - wiatru. Ogromną przewagę ma ten, kto płynie z wiatrem. Jeśli rozpoczniemy bitwę z przeciwnego kierunku możemy mieć kłopot, ponieważ nawet jeśli uda nam się uszkodzić wrogi statek, problemem będzie dopłynięcie do niego w celu zdobycia łupów. Jedziemy dalej - bitwy lądowe. Nie są one zbyt trudne, szczególnie jeśli dysponujemy wojskiem maksymalnie o około 30 jednostek mniejszym (mówię o średnim poziomie trudności). Odbywają się w systemie turowym. Walka trwa tak długo, aż wybite zostaną wszystkie jednostki którejś ze stron. Jeśli przegramy - trafiamy do więzienia, w przypadku zwycięstwa - grabimy miasto. Gdy mamy dużą przewagę liczebną od razu przechodzimy do pojedynku - wygrana i przegrana oznaczają tutaj to samo. Sam pojedynek jest już dość trudny na wyższych poziomach trudności, na niskich i średnim jest banalny. Są trzy rodzaje ciosów - wysoki, pchnięcie i średni, którym odpowiadają trzy uniki - zejście (czyli kucnięcie), blok i skok, przy czym warto zauważyć, że blok zablokuje każdy cios, jednak w przypadku wysokiego i niskiego, które cofają nas o dwa kroki, cofniemy się w wyniku bloku o jeden. Dlatego blokowanie wcale nie jest najskuteczniejszą techniką. Jest parę zaawansowanych technik walki (np. unik połączony z atakiem), jednak to recenzja, nie poradnik. Jeśli ktoś chce głębiej zapoznać się z walką - proszę bardzo, ale nie w tym tekście. Wracając jednak do miast - walczyć, jak już wspomniałem, wcale nie musimy. Jeśli chcemy dostać się do wrogo nastawionego względem naszej osoby miasta, załącza się odpowiednia minigierka, w której musimy tak manewrować na ulicach, aby nie zostać złapanym przez straż i dotrzeć do celu, którym może być tawerna lub dom gubernatora. Ostatnią, uznaną ogólnie za najtrudniejszą minigrą jest taniec. Tym razem musimy wykonywać odpowiednie kroki w rytym muzyki. Na niskich poziomach trudności najpierw podświetla się przycisk, który mamy nacisnąć (odpowiedniki przycisków na klawiaturze numerycznej), następnie zaczyna on migać - wtedy musimy nacisnąć klawisz. Trudności pojawiają się później - ruchy odczytujemy z gestów partnerki. Pokazuje nam je ona na dosłownie sekundę przed ewolucją, przez co mamy mało czasu na reakcję. Przy trudniejszych tańcach niepopełnienie błędu jest nie lada wyczynem.
Pomiędzy minigrami pływamy swobodnie po Karaibach, polujemy na statki, odwiedzamy miasta, gdzie można uzupełnić zapasy, naprawić bądź sprzedać statki, zdobyć potrzebne informacje czy przedmioty, a także spotkać się z gubernatorem (i jego córką ;)), z którą możemy nawiązać romans na balu). Taak, pływamy... Po opisie ogólnego gameplay'u, który jest - przyznać trzeba - całkiem zróżnicowany i ciekawy, czas wylać żale. Otóż muszę przyznać, że nie rozumiem fenomenu Pirates!. Racja, jest przyjemnie, ciekawie, ale góra na 8. Tym bardziej, że aby grać na wyższych poziomach trudności trzeba być istnym masochistą - załodze morale spadają okropnie szybko, każdy pojedynek grozi utratą statku i aby zdobyć mapę trzeba latać za wrogami jeszcze więcej razy. IMO takie granie w tę grę mija się z celem. Powiecie teraz pewnie - więc po co tak grać? Włączasz niższy poziom trudności i cieszysz się grą. Teoretycznie. Moim zdaniem tak prosto nie jest z jednego powodu - pływania statkiem. Jest to najbardziej nużąca rzecz, z jaką spotkałem się w jakiejkolwiek grze. Nie wiem, czy miałem pecha, czy co, jednak latanie w kółko przez całą mapę jakoś mnie nie bawi. Tym bardziej, że wiatr zawsze wieje od wschodu, przez co pływanie w przeciwnym kierunku to istna katorga. Na dodatek morale załogi... jeśli nie łupimy każdego statku po drodze, nie da się długo utrzymać ich w ryzach. Rozumiem, to nie są prawdziwi piraci, tylko ludzie żądni wrażeń, którzy zaciągnęli się na zarobek, nie chcą tak żyć cały czas, ale, cholera jasna, rok, dwa i koniec? Gdyby się dało, chętnie pływałbym sam, bez tych jęczących mazgajów, ale się nie da, niestety. Przez te dłużące się podróże, konieczność ciągłego atakowania statków (morale), chętnie obniżyłbym ocenę o dwa oczka.
Ogólnie jednak patrząc, nie mogę tego zrobić. Recenzja nie może być czysto subiektywnym spojrzeniem na jej przedmiot, ma być (na ile to możliwe) obiektywna. Dlatego też, jako że piszę to w 4 lata od premiery tytułu, muszę uwzględnić zdanie milionów innych graczy, których sercami Pirates! zawładnęło. Nie da się ukryć, gra jest ciekawie pomyślana, ma niezłą grafikę, przyprószona szczyptą humoru, ale te dłużyzny mnie dobiły. Jako że mam jeszcze coś do powiedzenia, a nie mogę wystawić 6, dam ocenę tylko o punkt wyższą - skoro mi się nie podoba, nie mogę postawić 8 przecież, nawet gdyby to był WoW.
Plusy
- ciekawie pomyślane minigierki
- pełna nieliniowość
- przyjemna dla oka grafika
Minusy
- DŁUŻYZNY podczas podróży
- morale załogi
Brak obrazów powiązanych z tą grą.