Wolfschanze II
Dodano dnia 22-12-2009 18:41
Niektórzy gracze pamiętają jeszcze, jak jakiś czas temu miała swoją premierę pierwsza część gry „Wolfschanze”. Tytuł, jak niestety większość gier FPS tworzonych przez City Interactive okazał się totalną klapą, nastawioną tylko na wyciąganie pieniędzy z portfeli interesujących się historią i gatunkiem FPS graczy. Tym razem, nasz rodzimy producent, niezrażony niepowodzeniem pierwsze części postanowił mimo wszystko wydać drugą część przygód w Wilczym Szańcu. Czy tym razem mamy do czynienia z naprawdę wartościową
i godną 20 zł grą, czy może po raz kolejny w nasze ręce zostaje oddana ta sama, beznadziejna gra, z nałożonymi tylko innymi teksturami?
Fabuła gry jest prosta jak kij od miotły. Radziecki oficer zostaje wysłany do tajnych kompleksów Wilczego Szańca, a jego zadaniem jest znalezienie urządzania służącego do odkodowania tajnych wiadomości wysyłanych przez niemiecką armię. Nasz bohater zostaje zrzucony w sam środek akcji, ale właściwie sami nie wiem w jaki sposób nagle znalazł się przed samym wejściem do tajnego kompleksu, tak bowiem zaczyna się gra, a fabuła niestety nie wysila się za bardzo. Rodzi się tutaj ważne pytanie, dlaczego Polacy tworząc grę, która ma być z założenia grą o tajnych działaniach wojennych, wybierają rosyjskiego oficera na głównego bohatera, a nie na przykład Polaka z Armii Krajowej. Dla mnie trochę dziwne rozwiązanie. Rozumiem, że może chciano by gra zyskała większą sławę na świecie, ale o to twórcy nie musieli niestety się tak martwić, gdyż do tego „Wolfschanze II” bardzo, a to bardzo daleko.
„Wolfschanze II” jest grą FPS osadzoną w czasie drugiej wojny światowej. Jednak gracze, którzy spodziewają się tutaj rozgrywki na miarę takich tytułów jak „Call Of Duty”, czy „Medal Of Honor” zawiodą się bardzo i właściwie nie mają tutaj czego szukać. Tytuł ten bowiem koło „Call Of Duty” nawet nie leżał. Prawda jest taka, że dzieło twórców z Infinity Ward jest starsze od produkcji City Interactive o sześć lat, ale naprawdę wygląda tak, jakby było zupełnie odwrotnie. W naszej polskiej produkcji nie znajdziemy wielkich walk,
z dziesiątkami żołnierzy na polu bitwy, monumentalnymi walkami, pojazdami
i dramatycznymi scenami.
Rozgrywka w „Wolfschanze II” ogranicza się niestety tylko do ciągłego parcia do przodu i załatwiania kolejnych wrogów. Trzeba uczciwie przyznać, że gra przypomina bardziej pierwszego „Wolfensteina” niż wielkie produkcje wspomniane przeze mnie na początku akapitu. Niestety, ale czeka nas tutaj walka z maksymalnie trzema, czterema żołnierzami na raz, którzy ani nie są jakoś specjalnie inteligentni, nie próbują też wciągać nas w pułapki czy zachodzić od tyłu. Główną ideą gry miało być skradanie i walka
z ukrycia. Jednakże nie mamy ku temu wielu okazji. Lokacje są bowiem bardzo wąskie i zaprojektowanie chaotycznie. Zaraz po otwarciu drzwi zostajemy zauważeni przez wrogów,
i walka tak, czy siak przeradza się w proste strzelanie do wrogów.
Jak na pierwszo – osobową strzelaninę o tematyce drugiej wojny światowej przystało dostajemy do naszej dyspozycji arsenał broni z tego właśnie historycznego okresu. Tak więc, możemy używać takiej broni jak pistolety Nagat, pepesze, czy niemieckie MP40, bądź Kar98. Niestety nie zauważymy wielkich różnic przy posługiwaniu się każdą z tych broni, różnią się one bowiem głównie szybkością strzelania i wyglądem. W czasie samej rozgrywki nie musimy za bardzo kombinować jakiej aktualnie lepiej użyć.
Pora przejść do kwestii oprawy graficznej recenzowanej przeze mnie gry. Trzeba przyznać, że grafika jest chyba najmocniejszym elementem tej produkcji. Mimo, iż nie zachwyca i nie mamy tutaj do czynienia z oprawą na miarę przełomu, szczerze mówiąc to przez pustkę i chaotyczne wykonanie wygląda ona jeszcze gorzej niż w pierwszym „Call Of Duty”, jednak oprawa graficzna nie razi i wygląda całkiem przyjemnie, szkoda że twórcy ograniczyli się tylko do osadzenia rozgrywki w podziemnych tunelach, bowiem gdyby gra została przeniesiona na otwartą i bardzo zróżnicowaną powierzchnię to ten aspekt zyskałby znacznie na wartości, nie jest jednak źle. Produkcja została wykonana na stosowanym ostatnio w grach City Interactive silniku „Fear” – Jupiter EX, głównie dzięki temu gra jest w jakiś sposób grywana i momentami może nawet przynieść odrobinę radości. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to takie „Code Of Honor” ze zmienionymi teksturami, nastawione tylko na przyniesienie twórcom zysku. Trzeba niestety jeszcze wspomnieć, że wrogowie zachowują się często bardzo nienaturalnie, w pełnym ekwipunku potrafią wykonywać nienaturalnie szybkie ruchy i uniki, wręcz z prędkością światła.
Jeśli chodzi o dźwięk to również nie jest najgorzej, ale mogłoby być lepiej. Najbardziej rażą głosy postaci. Nagrane zostały one zupełnie bez emocji i zaangażowania. Totalną porażką jest dodatkowo bardzo udawany rosyjski akcent przy każdym słowie, mówiącego po angielsku głównego bohatera. Brzmi to zabawnie, i cały klimat i powaga akcji znika w oka mgnieniu. Co do muzyki i odgłosów otoczenia to nie mam większych zastrzeżeń, chociaż oczywiście mistrzostwo świata to nie jest.
Podsumowując, niestety mamy do czynienia z kolejną słabą produkcją, nastawioną tylko na szybki i łatwy zysk. Nie jest tak tragicznie i beznadziejnie jak bywało kiedyś, gra potrafi może wciągnąć na jakiś czas, ale nie zmienia to faktu, że nawet 20 zł to stanowczo za dużo na tę grę, i za te pieniądze można kupić dziesiątki lepszych gier tego typu. Znośna oprawa graficzna, i zjadliwa, ale bardzo ciężkostrawna grywalność, to niestety stanowczo za mało na grę wydaną w 2009 toku.
Plusy
- Silnik Jupiter EX
- Znośna grafika
Minusy
- Znowu ta sama gra, z innymi teksturami
- Dużo błędów
- Dubbing
- Niska grywalność
Kamil |
Kozakowski |
"Bolognese" |
Brak obrazów powiązanych z tą grą.