Harry Potter And The Goblet Of Fire (Harry Potter I Czara Ognia)
Dodano dnia 04-01-2010 09:55
Większość twierdzi, że gry tworzone przez Electronic Arts na licencji filmów z Harrym to tylko odcinanie kolejnych kuponów od tej wielkiej machiny przynoszącej miliardy dolarów dochodów. Ja jednak się z nimi nie zgadzam – moim zdaniem produkcje te są bardzo dobrym wyborem dla fanów tegoż uniwersum, pozwalającym dostać jeszcze więcej tego, co tak lubią. Choć z pewnym zastrzeżeniem – lepiej odczekać, aż spadną one do serii Classic, gdzie kosztują 40-50 zł (zależnie od sklepu), miast wydawać ponad 100.
„Czara Ognia” zbiera różne opinie. Przez jednych jest uważana za najlepszą, przez innych za najgorszą część sagi. Dlaczego tak się dzieje, już mówię. Jest to jedyna produkcja, w której zmieniono całą koncepcję rozgrywki. Tym razem nie dostajemy quasisandboxa, a zwykłą zręcznościówkę, z kamerą zawieszoną nad postaciami na stałe, gdzie misje wybiera się z poziomu menu. Z początku fakt ten był dla mnie małym szokiem, i już szykowałem się do uznania „Czary” za najgorszą część (z pominięciem „Księcia Półkrwi”, w którego jeszcze nie grałem), jednak po przyzwyczajeniu się zdanie moje uległo zmianie. Nie jest to dzieło sztuki, ale nie wyróżnia się też negatywnie na tle całości. Szkoda tylko, iż przejawów pozytywnego odchyłu również nie stwierdziłem.
Następnym „dziwiącym” czynnikiem jest brak przerywników realizowanych na silniku gry. Tym razem otrzymujemy statyczne plansze w sepii, opatrzone komentarzem narratora. Standardowo jednak osoby nie znające książek pogubią się już na samym początku, ale kto mówił, że egranizacje są tworzone dla osób nie znających pierwowzoru? Drobną wadą tych przerywników jest fakt, iż głosy postaci (polonizacja jest pełna) różnią się od tych znanych z filmu. Oczywiście Harry, Ron i Hermiona mówią tak, jak na wielkim ekranie, ale już np. głos Voldemorta ani trochę nie przypomina tego filmowego (inna sprawa, że taki bardziej mi do niego pasuje, ale cóż, sama Rowling wlepiła mu wysoki, piszcząco-skrzekliwy ton). Z jednej strony trochę to przeszkadza, ale z drugiej jednak role są zagrane dobrze, bez – niestety, częstego u naszych aktorów – zbytniego przerysowywania.
Trochę gorzej jest z oprawą wizualną. Przede wszystkim fakt ten wywołuje brak opcji graficznych – nie znalazłem ich ani w menu, ani w oddzielnym programie, dalej nie szukałem. Przez to linie nie są wygładzone, a tekstury mało szczegółowe, jednak idzie do tego przywyknąć, w końcu to nie gra akcji. Postacie głównych bohaterów jakoś świetnie też nie wyglądają, ale nie ma problemu z ich odróżnieniem, animacja też jest w sumie niezła (choć czasem zdarza im się ślizgać chociażby). Warto zaznaczyć, że ich charaktery, a co za tym idzie odzywki, pasują do tego, co dane nam było przeczytać w książce, co pozytywnie wpływa na klimat. Szkoda tylko, że ich inteligencja często szwankuje – zacięcia i zupełne olewactwo sytuacji potrafią frustrować. Jeśli ktoś zna innego grającego fana HP może grać w kooperacji, co zapewne dostarcza o wiele lepszych wrażeń (mi niestety nie dane było tego zaznać, gdyż grać w coopie można tylko na jednym komputerze).
Po rozpoczęciu gry zostajemy rzuceni do szafki z myślodsiewnią, które to miejsce robi nam za menu gry. Tutaj wybieramy misje, ale także doładowujemy postacie. Tak, ten element cRPG-ów zawitał także do „Czary Ognia” w postaci kart kupowanych za zbierane w trakcie misji Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta. Dzięki nim możemy zwiększyć moc uroków, naszą energię życiową, czy wykupić swoiste „perki”, jak np. Przyjaciel, co pozwala leczyć się, gdy postacie stoją blisko siebie. Fajny pomysł, choć w sumie poza zwiększeniem energii życiowej większych zmian w samej rozgrywce nie widać.
Nawet nauka nowych czarów niewiele daje, z jednego powodu – nie da się decydować, jaki urok chcemy w danej chwili rzucić. Do przyciągania zawsze służy Carpe Retractum, do unoszenia Wingarium Leviosa, ale już wrogów powalamy czarami wybieranymi losowo przez komputer. Jest to o tyle głupsze, że w pewnym zadaniu (na szczęście nieobowiązkowym do ukończenia fabuły) musimy zabić 10 stworów korzystając z określonego czaru. Na czas! I jak to niby wykonać? Cóż, pozostaje liczyć na szczęście. Poza tym system ten jest fajnie pomyślany, choć najlepiej gra się oczywiście na padzie, do którego został przygotowany. System walki może nie jest specjalnie skomplikowany (raptem dwa przyciski), ale potrafi dać sporo frajdy z walki, która momentami przypomina wręcz hack’n’slasha.
Wspomniałem o zadaniach, temat ten wypadałoby rozwinąć. Jest ich kilka(-naście?), wykonywanych na czas - im szybciej, tym więcej fasolek dostajemy. W sumie jeśli komuś mało grania, może się tam pokręcić, mi jednak już po dwóch odechciało się tych prób – fasolek jest aż za dużo, a i same wyzwania są frustrujące przez słabe AI.
W trakcie przechodzenia głównego wątku przemierzymy kilka kluczowych dla czwartego „Harry'ego” lokacji, m.in. pole campingowe Mistrzostw Świata, Zakazany Las, Łazienkę Prefektów, a także, co jest oczywistym, weźmiemy udział w trzech zadaniach turnieju. O ich realizację bałem się najbardziej i... w sumie się nie zawiodłem, ale mogłoby być lepiej. Najwięcej frajdy przynosi lot na miotle w zadaniu pierwszym – przelatywanie przez koła fasolek jest całkiem fajne, a gdy udaje nam się zbierać przyspieszenia, gra nabiera tempa i staje się naprawdę świetna. Nurkowanie w jeziorze już tak fajne nie jest – ot, w ślamazarnym tempie płyniemy przed siebie i walczymy z druzgotkami. Labirynt także jest średni, i gdyby nie dobrze zrealizowane walki, byłoby naprawdę nudno.
O fabule pisać nie będę, gdyż nie ma sensu grać w „Czarę Ognia” bez znajomości książki. Wspomnę tylko o tym, iż historia jest zmodyfikowana zarówno w stosunku do powieści, jak i filmu. Jest to podyktowane chęcią urozmaicenia rozgrywki. Przykładowo, skrzeloziela nie daje nam ani Zgredek, ani Neville – musimy je zdobyć sami, co daje pretekst do przegonienia nas przez cieplarnie. W łazience precefektów zaś jajko spada do kanałów, musimy więc się po nie przejść. Hogwart jest niesamowitym miejscem, jednak te lokacje nawet jak na taki zamek są mocno nierealistyczne. Ale kto by się tego czepiał, skoro dostarczają sporo rozrywki?
Poza tym twórcy je przemyśleli, nie wrzucili tak „na odwal się”. Naprawdę jest tu co robić. Zagadki co prawda nie wymagają nadmiernego wytężania mózgownicy, jednak pozwalają oderwać się od walki, trochę rozluźnić. A to trzeba coś przestawić, a to stworzyć prowizoryczne schody z kamiennych bloków, a to trafić rośliną w trujące grzyby blokujące nam przejście. Nie jest tego jakoś bardzo dużo, ale widać, że autorzy sobie tego elementu nie odpuścili.
Szkoda tylko, że mapy te będziemy zmuszeni zwiedzać po kilka razy. Bowiem, aby odblokować kolejne etapy, konieczne jest zdobycie wymaganej ilości tarcz Turnieju. Zazwyczaj przy pierwszym przechodzeniu zdobywamy zaledwie jedną, znajdującą się na końcu etapu. Później więc trzeba wracać i szukać następnych. Dość kiepskim rozwiązaniem jest też przenoszenie do myślodsiewni po znalezieniu takowej – czasem przez to kilka razy trzeba przebiegać tę samą trasę, co potrafi znudzić. Gdy w pewnym momencie do odblokowania kolejnej lokacji potrzebowałem 11 tarcz, już chciałem się poddać i odstawić grę na półkę – nie lubię, gdy ktoś każe mi się kręcić w kółko i czegoś szukać. Na szczęście przemogłem się i produkcję ukończyłem.
Podsumowując, „Harry Potter i Czara Ognia” to dobra gra, w którą jednak grać powinni tylko i wyłącznie fani książki/filmu. Inaczej wyda się wam ona zwyczajnie nijaka. Dlatego też patrząc na końcowe oceny proszę pamiętać, iż są one wystawiane właśnie z perspektywy fana. Postronni niech odejmą od grywalności 2-3 pkt.
Plusy
- parę fajnych pomysłów, dzięki czemu stworzono całkiem ciekawe lokacje
- postacie bohaterów
- grywalność (dla niektórych fanów)
Minusy
- grywalność (dla reszty)
- konieczność szukania Tarcz
- grafika
- niektóre głosy nie pokrywają się ze znanymi z filmu
Brak obrazów powiązanych z tą grą.