Grand Theft Auto: Chinatown Wars
Dodano dnia 23-01-2010 09:35
Szum wokół Grand Theft Auto: Chinatown Wars był spory za sprawą dwóch rzeczy. Pierwszą sprawą jest to, że od dawna gra z serii „kradzieja aut” od Rockstar nie powstała na konsole Shigeru Miyamoto. Ostatnie GTA na konsolę Nintendo wyszło w 2004 roku na GBA. Drugą sprawą było to, jak twórcy poradzą sobie z wysoko zawieszoną poprzeczką przez nich samych. Bo jak wszyscy wiemy Nintendo DS nie ma zbyt mocnych „bebechów”. Czy „rockowej gwiazdce” udało się sprostać wymaganiom graczy? Po około ośmiogodzinnej sesji muszę przyznać, że raczej im to się udało, ale niestety gra nie rzuca na kolana. Twórcy postanowili wrócić do korzeni i postawili na widok z góry, jak pierwszych odsłonach gry. Odstawmy na razie na bok animację i przejdźmy do rozgrywki, bo ta, bądź co bądź, jest najważniejsza.
Po raz enty wracamy do Liberty City i niech was nie zmyli tytuł gry. Chinatown jest tylko małą dzielnicą miasta. Tytuł odnosi się do rozgrywki, która rzuca nas w świat Triad, czyli najsłynniejszej azjatyckiej mafii. My jednak wcielamy się w młodego Huanga Lee, który przybywa do Ameryki, aby pomścić śmierć ojca. Oprócz tego zabiera ze sobą miecz należący do jego rodziciela, aby przekazać go jego wujkowi Wu „Kenny’emu” Lee. Jednak sprawa po przylocie trochę się komplikuję. Ludzie Kenny’ego zostają zabic,i a Huang porwany. Niestety, porywacze wpadają autem do wody, a my zaczynamy kierować bohaterem. Nie będę tu opowiadał całej fabuły, żeby nie zepsuć zabawy. Zdradzę tylko, że rozkręca się wolno, ale finał jest świetny. Sam byłem zdziwiony zakończeniem.
Teraz należy wspomnieć o użyciu stylusa, który posłuży nam do uruchomienia samochodu, nalewania benzyny do butelek w celu sporządzenia koktajli Mołotowa czy choćby do rozwalenia kłódki. Ogólnie bardzo ciekawe patenty przedstawili twórcy użycia stylusa, lecz jest nie wygodne podczas jazdy autem, bo ja trzymałem go w ręce, żeby co chwile nie wyjmować i chować. Oprócz minigierek stylusa używamy do obsługi GPS. Na dolnym ekranie mamy minimapę i parę dodatkowych opcji. Dobrze, że autorzy dodali opcję, w której konsola układa nam drogę dojazdu do danej lokacji (jak w GTA IV), więc nie musimy uczyć się na pamięć całego miasta. W GTA III lub Vice City było to trochę łatwiejsze, ponieważ mieliśmy pełne 3D, natomiast w Chinatown Wars byłoby bardzo ciężko. Niestety w tej części nie pofruwamy sobie samolotem czy helikopterem (no bo niby jak?). Do dyspozycji mamy motory, motorówki, skutery wodne i oczywiście samochody. Powracają oczywiście dobrze znane nam pojazdy. Stallion, który ślizga się niczym po lodzie, moje ulubione szybkie auta Banshee i Infernus. Ale twórcy uraczyli nas także nowymi pojazdami np. Ingot, czy auto jednej z mafii występujących w grze – Hellenbach. Rozwijając temat mafii tu twórcy dodali kolejny patent, czyli handel narkotykami. Każda mafia specjalizuję się określonym towarem, czyli co sprzedają taniej, a co kupują drożej. Używki to najprostszy i najszybszy sposób na zarobienie kasy, z którą w grze jest dość krucho, bo za misję nie dostajemy ogromnej kasy, jaką dostawaliśmy w poprzednich odsłonach. Tu trzeba samemu się pomęczyć, żeby zostać „bogatym”. Dilerzy są poukrywani po całej mapie i trzeba ich odkryć, żeby znaleźć ich na GPS-ie. Wszyscy zleceniodawcy porozumiewają się z nami poprzez e-maile, które można odczytać na ekranie dotykowym. Dostajemy również... SPAM, informację od dilerów o jakichś zmianach cenowych, a także o tym, co nowego możemy kupić w Ammunation. Z tym wyjątkiem, że broń możemy zamówić, a nie można odwiedzić sklepu osobiście. Wybieramy towar do koszyka, potwierdzamy zakup i dostajemy arsenał do safehouse’a. Oprócz tego rodzaju zabaw mamy do dyspozycji misję poboczne. Możemy ukraść ciężarówki kursujące tu i ówdzie po Liberty City, w których ukryte są różne niespodzianki. Możemy pobawić się... zdrapkami. Do wygrania są różne rzeczy od broni, kasy po... dom, czyli kolejny safehouse. Można je też nabywać, tak jak w Vice City, ale nie zarobimy na nich. Spotykamy też przypadkowe postacie, którym możemy pomóc. A to wariatka, która niedługo ma umrzeć, albo wariat, który uznał autobus za smoka. Trzeba przyznać, że żarty autorów trzymają się jak zwykle. Grafika stoi na przyzwoitym poziomie. Twórcy postawili na grafikę 3D, która niestety nie jest powalająca. Wydaję mi się, że oprawa podobna do tej z GTA II, byłaby lepszym rozwiązaniem. Szkoda, że przed każda misją oglądamy tylko slideshow z napisami w cell shadingową oprawą, ale jest bardzo przyjemna dla oka.
Z muzyką również jest bez fajerwerków, a o wokalu możemy zapomnieć. Tylko co jakiś czas usłyszymy jakiś docinek przypadkowych przechodniów. Nie mogło zabraknąć stacji radiowych. Pięć stacji to ani dużo, ani mało. Każdy powinien coś dla siebie znaleźć, przynajmniej ja nie miałem problemów. Ogólnie rzecz biorąc GTA: Chinatown Wars nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, ale grało mi się przyjemnie. Twórcy zarzucili kilka fajnych pomysłów na użycie stylusa, ale niektóre są nie wygodne w obsłudze np. podczas jazdy autem. Czy warto zagrać? Uważam, że tak. Zwłaszcza, że na NDS mało jest gier przeznaczonych dla prawdziwych graczy, a nie 6 letnich dzieci rozpieszczanych przez rodziców. :)
Plusy
- fabuła
- misje poboczne
- pomysły na użycie stylusa...
Minusy
- ...nie wszystkie jednak wygodne w obsłudze
Brak obrazów powiązanych z tą grą.