Dark Void
Dodano dnia 13-02-2010 01:45
Dark Void miało być jednym z największych hitów tego roku. Niestety, z wielu szumnych zapowiedzi do czasu wydania ostatecznej wersji gry sporo ubyło. Nie zmienia to jednak faktu, iż jest to gra dobra, momentami nawet bardzo, przy której warto spędzić te kilka godzin niezbędnych na jej ukończenie. Może nie poleciłbym jej kupna już teraz, po pełnej cenie (prawie 100zł), ale jeśli cenaspadnie bądź gra wpadnie w nasze łapska za darmo, na pewno zapewni co najmniej dobrą zabawę.
„Ficzerem”, który miał zapewnić grze wysoką jakość wynikającą z innowacyjności, miał być plecak rakietowy. Oczywiście, podobne zabawki były chociażby w Tribes: Vengeance, tutaj jednak zabawa jetpackiem miała nabrać nowego wymiaru, pozwolić na grę w prawdziwym trójwymiarze, w każdej płaszczyźnie. Muszę przyznać, iż choć do rewolucji sporo brakuje, pomysł ten jest bardzo ciekawy i przede wszystkim – świeży. Rzadko mamy okazję polatać w strzelance, tutaj zaś jest to możliwe i sprawia niemałą frajdę, szczególnie wtedy, gdy prócz możliwości wykonywania dłuższych skoków i zawisania w powietrzu dochodzi możliwość latania. Kombinacje z wykorzystaniem tych umiejętności dostarczają mnóstwa zabawy! Nie ma to jak wzbić się wysoko w górę, potem pikując ostrzeliwać wrogów, aby na koniec zawisnąć na ich tyłach i wykończyć granatem. Dopiero po takiej akcji czujemy, co to znaczy być prawdziwym herosem.
Nie zawsze jednak można sobie wszędzie spokojnie wlecieć. Dlatego też twórcy umieścili tu możliwość walki... w pionie. Jest to całkiem proste: w zależności od tego, czy nasz bohater chce schodzić w dół, czy się wspiać, pochyla się nad krawędzią bądź zawisa pod nią. Dzięki temu znajduje się za osłoną i może spokojnie ostrzeliwać wrogów. Gdy pozbędziemy się ich trochę, jednym klawiszem przeskakujemy na kolejną platformę, i tak aż dotrzemy do celu. Słowami ciężko to opisać, jednak polecam obejrzeć gameplay’e, gdyż dopiero na nich docenicie ten pomysł. Szkoda tylko, iż jest on tak rzadko wykorzystywany. Raptem parę razy przyjdzie nam stoczyć walki w pionie, co trochę dziwi. Ba, końcowa potyczka odbywa się na ziemi! Dziwne, że takiego rozwiązania nie wyeksploatowano trochę bardziej.
Tym bardziej, że zwykłe potyczki nie przynoszą tyle frajdy. Wzorem Gears of War czy Mass Effect nasz bohater może chować się za osłonami. System ten działa sprawnie, choć nie za wszystkim, co na zdrowy rozum nadaje się na kryjówkę, można się schować. Poza tym jednak jest standardowo: jednym przyciskiem myszy strzelamy, drugim przybliżamy obraz (bo można ostrzeliwać się na ślepo, choć nie ma to większego sensu). Nic nowego, nic specjalnego, na dodatek daje to o wiele mniej przyjemności niż choćby wspomniane dzieło Epica.
Zarówno broni, jak i rodzajów przeciwników jest mało. Mamy sześć sztuk oręża, jednak prawdę mówiąc przez całą grę korzystałem z podstawowego zestawu karabin plus pistolet maszynowy obcych. Wynikało to z prostej przyczyny: nim odblokowałem inne egzemplarze, wydałem już punkty techniki (niezbędne do upgrade’u broni) na ulepszenia do tego sprzętu. Poza tym, pozostałe bronie są albo niepraktyczne, albo zwyczajnie gorsze. Naszymi wrogami są zaś Strażnicy, maszyny same siebie mianujące bogami, ze względu na znacznie wyższy od ludzi poziom zaawansowania techniki. Występuje kilka ich rodzajów, od zwykłych piechurów, przez takich z plecakami podobnymi do naszego, minibossów pokroju Rycerzy, aż po bossów z prawdziwego zdarzenia. Nie ma ich dużo, jednak starcia nie polegają jedynie na tępym strzelaniu – zawsze jest jakiś sposób na pokonanie stwora. Ostateczna walka składa się aż z trzech różnych etapów, kiedy to wróg stosuje różne taktyki.
Jednak najwięcej przyjemności sprawiły mi chyba bitwy powietrzne. Z początku są trudne, gdyż niełatwo namierzyć statki wroga, ale po dojściu do wprawy są naprawdę emocjonujące. W ich trakcie nie tylko zestrzeliwujemy jednostki wroga – możemy także je przejąć. Gdy jesteśmy odpowiednio blisko, wystarczy wcisnąć jeden klawisz, aby Will, nasz bohater, wylądował na pokładzie wroga. Tam aktywuje się krótka minigra podobna do Quick Time Event’ów, a następnie siadamy sobie wygodnie za sterami statku. Nie dość, że strzela on mocniej, to jeszcze zapewnia dodatkową ochronę – jeśli zostanie mocno uszkodzony możemy z niego po prostu wyskoczyć i latać dalej z pomocą jetpacka. Dzięki temu bitwy powietrzne są urozmaicone i nie nużą.
Dobra, rozpisałem się o rozgrywce, czas w ogóle powiedzieć o co tutaj chodzi. Jak wspomniałem, naszym bohaterem jest Will, pilot, akcja zaś rozpoczyna się w roku 1938 i przedstawia dość ciekawą wizję przyczyn największego konfliktu w historii ludzkości, II wojny światowej. Nie będę wam zdradzał fabuły, bo choć przez większość czasu w ogóle nie zwracamy na nią uwagi, ten jeden koncept jest naprawdę ciekawy. Wróćmy jednak na początek – Will ma przewieźć samolotem pewną przesyłkę, trasa zaś wiedzie nad Trójkątem Bermudzkim. Przypadkiem to jego niedoszła żona jest kurierem, który zlecił to zadanie. Podczas przelotu nad tym mistycznym zakątkiem Ziemi dochodzi do katastrofy – przyjaciel Willa ginie, on zaś z Avą (tak ma na imię jego była) ląduje na wyspie, gdzie po chwili atakują ich roboty obcych. Niedługo potem bohater wplącze się w konflikt ludzi ze wspomnianymi Strażnikami, o którego losach, cóż za innowacyjność, przyjdzie nam zadecydować. Ironizuję na temat oryginalności historii tu przedstawianej, jednak mimo wszystko jest ona w miarę ciekawa, szczególnie ze względu na miejsce, w którym toczy się akcja. Miejscem tym jest bowiem Próżnia.
Jest to obszar pomiędzy światami, gdzie ludzie przegnali kiedyś Strażników. W moim odczuciu świat ten jest strasznie... kwadratowy. Nie wiem, czy to zamierzony zabieg, jednak wprowadza to pewien specyficzny klimat obcej przestrzeni. Kolory w większości są szarobure, jednak lokacje i tak wyglądają bardzo ładnie. W sumie nic dziwnego, gra korzysta z Unreal Engine 3. Jedyne, co do czego mogę się przyczepić, to niektóre twarze postaci (Will wygląda jak bohater bajki dla dzieci) i ich animacja. Ruchy ludzi wołają o pomstę do nieba, z obcymi jest już na szczęście trochę lepiej. Jednak bieg, chodzenie itd. w wykonaniu Willa i spółki są zwyczajnie sztuczne i śmieszne. Lepiej jest z lataniem, choć wtedy i tak prawie nie patrzy się na postać. Zresztą, nie będę się na temat oprawy graficznej rozwodził, sami spójrzcie na screeny. W sprawie oprawy audio też nie ma co dużo gadać – jest co najwyżej średnia, głosy dobre, acz nie porywające. Polonizacja Cenegi jest kinowa, z czego w sumie się cieszę.
Pora trochę ponarzekać. Gdy produkcja już działa, wszystko jest ok, zanim ją jednak uruchomiłem... Eh, tego co przeszedłem nie da się opisać. Bite 4 czy może nawet 5 godzin siedziałem i główkowałem, dlaczego nie chcą mi działać przyciski myszy. Jedyną wskazówką był błąd aplikacji ShippingPC-skygame.exe, która to jest... grą Dark Void. Po trzykrotnym przeinstalowaniu systemu, ściągnięciu najnowszych wersji wszystkiego, co się tylko da, nadal miałem ten sam problem. A przecież strzelanie klawiaturą/granie na padzie w produkcję PC nie miałoby najmniejszego sensu. Aby oszczędzić wam podobnych mąk, od razu radzę – jeśli chcecie pograć w tę grę... wyłączcie Xfire. Tak, ten tak pomocny program był przyczną wyrwania sobie przeze mnie połowy włosów z głowy i ogromnego bólu głowy po ledwie kilku godzinach snu. Potem czasem zdarzało się, iż obsługa myszki szwankowała (ot, przybliżenie się zacinało, broń reagowała z opóźnieniem na przycisk strzału), jednak było to sporadyczne i nie sprawiało większych problemów.
Debiutancka produkcja Airtight Games (którego członkowie gry tworzyli już wcześniej, ale w innym studiu) daje kilka godzin naprawdę dobrej zabawy. Choć właśnie ze względu na te „kilka godzin”, poczekajcie z kupnem, aż gra trochę stanieje. Nie ma tu bowiem multiplayera, a ponowne przechodzenie nie ma większego sensu – długość jest akurat, gdyby rozgrywka była choć o godzinę dłuższa, prawdopodobnie zaczęłaby już nudzić. Samo zakończenie wygląda tak, jakby twórcy szykowali sequel – chętnie w niego zagram, oby tylko poprawić kilka elementów, jeszcze bardziej zróżnicować gameplay, a „dwójka” może być tym, czym miał być pierwowzór – prawdziwym hitem.
Plusy
- możliwości jetpacka
- frajda z latania
- niezła grafika
Minusy
- animacje postaci
- spory, ale niewykorzystany potencjał