Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

ZAPOWIEDŹ
TIPSY
PUBLICYSTYKA
PORADNIK
FILMY
AKTUALNOŚCI
Komputer osobisty
Atlantis Evolution
Atlantis Evolution box
Producent:-
Wydawca:-
Dystrybutor:-
Premiera (polska):29.01.2010
Premiera (świat):16.10.2004
Gatunek:Przygodowe
Mam
Ukończona
Czekam
Obserwuj
Ulubione
Ocena
Redakcja
Czytelnicy
Grafika:
Dźwięk:
Grywalność:
Ogólna:

Ocena ogólna:

4.7

Zagłosuj
Zobacz szczegóły

Atlantis Evolution

Dodano dnia 19-03-2010 22:49

Recenzja

 Było sobie kiedyś francuskie „Cryo Interactive”, specjalizujące się głównie w tworzeniu przygodówek. Gry te prezentowały dosyć różnorodny poziom, a w końcowym stadium istnienia rzeczonej firmy mocno niezadowalający; to zresztą w dużej mierze przyczyniło się do faktu, że stadium to stało się właśnie końcowym. Za swych dobrych lat producent ten jednak oddał w nasze ręce „Atlantis: The Lost Tales” oraz jej dwa sequele - tytuły, które zdołały zaskarbić sobie sympatię naprawdę wielu miłośników „wskazywania i klikania”. Upadek „Cryo” był więc powodem smutku fanów Atlantydy, zaś informacje o kontynuacji serii pod szyldem innego producenta – przyczyną niemałej radości.

Napisałem to wszystko, ponieważ (choć „Evolution” jest czwartą odsłoną serii) ani na pudełku, ani w materiałach promocyjnych - nigdzie nie znajdziemy choćby wzmianki o poprzednich „Atlantydach”. Niby można to usprawiedliwić; w fabule „Ewolucji” brakuje bezpośrednich nawiązań do wcześniejszych odsłon. Mimo to uważam, że informacja dla fanów oznajmiająca, iż wciąż mają do czynienia z lubianą przez siebie serią, byłaby na miejscu. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w naszym kraju gra pojawiła się z niemal sześcioletnim poślizgiem (!) w stosunku do daty premiery światowej.
 
Fabuła opowiada historię Curtisa Hewitta; fotoreporter, wracając statkiem z wyprawy do Patagonii, w trakcie sztormu zostaje porwany przez wir morski. Po przebudzeniu zauważa ze zdziwieniem, że wciąż znajduje się w jednym kawałku w łodzi ratunkowej, po sztormie ani śladu, a w oddali majaczy zieleń tropikalnych wysp; za towarzyszy ma stado pływających wokół rekinów oraz... dwugłowego ptaka. Na przemyślenia nie ma jednak czasu, bo w kilka chwil później nasz dzielny fotograf zostaje... porwany przez UFO. Początek mocny, nie ma co. Dalej też jest nieźle, choć już nieco bardziej banalnie – trafiamy do świata tyranizowanego przez bezwzględnych bogów. W wyniku takich i owakich splotów wydarzeń kontaktujemy się z czymś na kształt „ruchu oporu”; jak nietrudno się domyślić, staramy się obalić wspomnianych wcześniej bóstw. Jako „legendarny wybraniec”, warto dodać. Standard, ale ponieważ Nowa Atlantyda została dosyć ciekawie zaprezentowana, a na finał autorzy przygotowali kilka niespodzianek fabularnych, wyszło całkiem zgrabnie. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że ogólny zarys historii jest najjaśniejszym punktem czwartej części „Atlantydy”.
 
Niestety, o ile historia broni się jako całość, o tyle będące jej częścią postacie już sobie z tym nie radzą. Główny bohater jest archetypem herosa; początkowo chce się tylko wydostać z dziwnej krainy, ale pod wpływem kontaktu z mieszkańcami wyspy postanawia im pomóc. Spotkany w pewnym momencie buntownik jest tak bezbarwny, że nawet nie wiem, jakimi cechami charakteru mógłbym go opisać. Z kolei Miranda, dzikuska towarzysząca Curtisowi przez jakiś czas, to chyba najbardziej beznamiętna, bezużyteczna i w ogóle „bez” postać kobieca, jaką spotkałem w przygodówce. Nie wiem, kto pisał jej dialogi, ale śmiem twierdzić, że mój dziewięcioletni siostrzeniec zrobiłby to lepiej. Dopiero pojawiający się pod koniec gry bogowie obdarzeni są odrobiną charakteru i dają się polubić. Biorąc pod uwagę fabularny twist z końca gry, jest to na swój sposób niezamierzenie zabawne.


Sama gra korzysta z interfejsu podobnego do wszystkich klasycznych przygodówek „Cryo Interactive”. Akcję obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby, a lokacje są systemem połączonych ze sobą za pomocą „węzłów” plansz, po których poruszamy po prostu klikając miejsce, w które chcemy się udać (oczywiście przyjmując założenie, że dane miejsce jest w ogóle dostępne). O ile sprawdza się to dobrze na małych terenach, wypełnionych charakterystycznymi elementami, jak domy, pokłady statków czy wioski, o tyle mam spore zastrzeżenia do wszelkich dróg, dżungli czy ogrodów; składają się ze zdecydowanie zbyt wielu zbyt podobnych do siebie węzłów. Szczególnie w lesie tropikalnym dawało się to we znaki; standardem dla wszystkich przygodówek są próby znalezienia jakiegoś elementu do wykonania na nim akcji, co tutaj urastało do rangi biegania po kilkudziesięciu planszach. Często zresztą można było zgubić w trakcie drogę. To w dżungli zresztą ostatecznie znienawidziłem Mirandę; gdy zmęczony szukaniem rozwiązania starałem się wyciągnąć od niej jakąś wskazówkę, w najlepszym wypadku w odpowiedzi dostawałem „Bądź cierpliwy”.

Jeśli chodzi o ogólny poziom trudności, pomijając wspomniane wcześniej problemy ze zbyt dużą rozległością niektórych lokacji, gra nie jest specjalnie wymagająca. Zakładając, że nie ominiemy jakiegoś przedmiotu (o co niestety nietrudno, jeśli nie mamy nawyku dokładnego lustrowania każdej planszy, a nawet wtedy istnieje szansa, że po prostu przypadkowo nie trafimy do tego węzła co trzeba), łatwo można się zorientować, co z czym i do czego przyczepić, żeby otrzymać pożądany efekt. Zagadki, których zresztą nie ma zbyt wiele, rozwiązuje się po chwili namysłu. Zupełnie nieoczekiwanym (i w sumie wetkniętym bez jakiegokolwiek sensownego uzasadnienia) dodatkiem są pojawiające się od czasu do czasu gry, będące wariacjami na temat klasycznych, oldskulowych hitów. Zwiedzając Nową Atlantydę, będziemy musieli zagrać w uproszczone wersje chociażby Scorched Earth, Froggera czy Ponga. Jest nawet „glizduś” - zabawa, przy której w podstawówce spędzałem całe godziny na zajęciach z informatyki. Gierki te graficznie prezentują się słabiutko i, jak już pisałem, ich obecność nie została w żaden logiczny sposób wyjaśniona, ale i tak ich zamieszczenie w „Atlantis Evolution” uważam za spory plus – skutecznie urozmaicają rozrywkę.
 

Niestety, nie tylko minigierki wyglądają archaicznie. Sama gra również do najpiękniejszych nie należy nawet, jeśli weźmiemy poprawkę na sześcioletnie opóźnienie w stosunku do jej światowej premiery. Modele postaci nie grzeszą szczegółowością; ich twarze, z zamierzenia groteskowe, w praktyce stały się po prostu odpychające. Ponadto o „motion capture” autorzy chyba nie słyszeli, bo sztywność postaci potrafi zawstydzić nawet produkcje z poprzedniej dekady. A coś takiego jak synchronizacja wypowiadanego tekstu z ruchem ust? Nie, bo po co... Same lokacje są nierówne – wspominana już przeze mnie nieszczęsna dżungla o dziwo prezentuje się całkiem zacnie, ale na przykład woda, którą widzimy na początku gry tuż przed porwaniem nas przez UFO, nie budzi nawet śmiechu – jedynie politowanie.

Nieźle za to wypada dźwięk – aktorzy podłożyli głosy całkiem solidnie, szczególnie biorąc pod uwagę banały, jakie musieli wypowiadać. Nie czuć w ich wykonaniu nadmiernej teatralności, tak często będącej bolączką takich gier. Również muzyka jest sympatyczna; szczególnie spodobał mi się jeden motyw, który słyszymy gdy wciąga nas wir wodny.

Spolszczenie wykonane przez IQ Publishing jest niezłe – tu i ówdzie można natrafić na literówkę, kilka razy nie wykasowano też angielskich kwestii i pojawiały się one obok polskich, ale sam przekład wykonany został poprawnie.

Ostatnią bolączką gry jest jej długość – nie będąc zaprawionym w bojach „point and clickowcem” zdołałem ją zakończyć w dwa krótkie wieczory. Typowy wyjadacz gatunkowy zapewne przełknie „Atlantydę” zanim na dobre zdąży się w nią wgryźć. Pytanie, czy w ogóle wgryzać się warto? Cóż, uważam, że nie za taką cenę. Jeśli „Atlantis Evolution” zostanie kiedyś dołączone do jakiegoś czasopisma, można by się ewentualnie skusić. Jako samodzielny produkt dzieło The Adventure Company ma niewiele do zaoferowania. Już lepiej poszukać na którymś z serwisów aukcyjnych pierwszej bądź drugiej części „Atlantis” – w tym wypadku klasyka bije na głowę kontynuację. 

Plusy

Minusy

AUTOR
Avatar użytkownika Michał ″Czarny_Wilk″ Grygorcewicz
Michał
Grygorcewicz
"Czarny_Wilk"
GALERIA GRY
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 8.37 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x