Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

ZAPOWIEDŹ
TIPSY
PORADNIK
FILMY
Komputer osobisty
Runes of Magic
Runes of Magic box
Producent:-
Wydawca:-
Dystrybutor:-
Premiera (polska):02.03.2010
Premiera (świat):19.03.2009
Gatunek:MMORPG
Mam
Ukończona
Czekam
Obserwuj
Ulubione
Ocena
Redakcja
Czytelnicy
Grafika:
Dźwięk:
Grywalność:
Ogólna:

Ocena ogólna:

7.5

Zagłosuj
Zobacz szczegóły

Runes of Magic

Dodano dnia 13-04-2010 18:32

Recenzja

 
MMO to gatunek, którego fenomenu nigdy nie pojmowałem. Stan ten utrzymał się po zapoznaniu z trialem Warhammera Online i pełną wersją darmowego Runes of Magic. Po prostu nie wiem, jak gry tak brzydkie i monotonne mogą tak cholernie wciągać! W obie wymienione produkcje wsiąkłem (choć przyznaję od razu – dzieło Mythica, choć zaledwie w edycji pokazowej, zaabsorbowało mnie bardziej), wracając do rzeczywistości tylko dzięki własnej silnej woli.
 
Jest to w sumie największa wada tego typu gier – łatwo się od nich uzależnić. Wielu osobom zwyczajnie nie podchodzą, jednak spora liczba graczy nie potrafi im się oprzeć. Przez to słyszymy o „no life'ach”, którzy nie mają żadnego życia poza tym w wirtualnym świecie. Od razu mówię, że do podobnego grona się nie zaliczam, wręcz przeciwnie – z MMO mam do czynienia okazjonalnie. Recenzja ta będzie więc pisana z perspektywy newbie dla ludzi podobnych, którzy dopiero zaczynają swą przygodę. Z tego miejsca proszę także o wybaczenie za wszelkie błędy i nieścisłości, jakie mogą się pojawić – produkcje tego typu są dosłownie ogromne i – wbrew pozorom – szalenie skomplikowane, a ich zgłębienie wymaga setek godzin czasu. Nie patrzcie też na screeny czy gameplaye w sieci, które, delikatnie mówiąc, są nic nie warte – jedynie tekst jest w stanie jako tako opisać dzieła z tego gatunku.
 
Po zainstalowaniu klienta i ewentualnym patchowaniu (aktualizacje są nadzwyczaj częste) wybieramy serwer, na którym chcemy stworzyć postać. Od razu rzuca się w oczy ich duża liczba, w której swój wkład mamy również my, Polacy – aż dwie „kopie” świata są przygotowane specjalnie dla nas. Następnie ustalamy rasę (elf bądź człowiek), klasę i płeć naszego herosa, zmieniamy wygląd i... tyle. Nie ma żadnego rozdzielania punktów umiejętności czy ustalania wartości atrybutów – te są stałe, zaś skille rozwijamy dopiero przy awansach bohatera. Na samym początku większość poczuje się zapewne trochę przytłoczona. Ok, istnieje samouczek, ale wyjaśnia on tylko co i jak, w żadnym stopniu nie przygotowując nas na spotkanie z ogromem gry. Już teraz mamy do wyboru dziesiątki questów, co jest tak odmienne w porównaniu do single'owych cRPG-ów. Na starcie usiłowałem zapoznawać się z otoczką fabularną zadań, jednak po pewnym czasie moja wizyta w lokacji wyglądała tak – wpadam, zbieram absolutnie wszystkie misje, rozglądam się co gdzie jest i lecę siec potwory. Tak zresztą w skrócie można podsumować czynności, jakich podejmujemy się w Runes of Magic. Fundamentem są tu bowiem właśnie przyjmowane zlecenia, za których wypełnianie (typowe idź & zabij & przynieś, ew. musimy tylko z kimś pogadać, czy po prostu zebrać jakieś przedmioty) dostajemy nasze ukochane XP’eki.
 
Tutaj zawsze ciśnie mi się na usta pytanie – dlaczego to banalne grindowanie (szlachtowanie potworów) tak wciąga? Toć w kółko tylko wybieramy skille, z których chcemy skorzystać, i zbieramy przedmioty z poległych, czasem pokonując nawet kilkadziesiąt stworów danego rodzaju. Wydaje mi się, iż motywatorem popychającym nas do przodu jest chęć nabicia wyższego levelu, a co za tym idzie – zwiększenia naszych możliwości. Dla mnie nie ma tu gry dla samego obcowania z produkcją. Moby tłukłem tylko po to, aby awansować wyżej, przejść dalej i stawić czoła nowym wyzwaniom. Trzeba bowiem przyznać, iż RoM potrafi być wymagający. Największe wrażenie robią questy, w których musimy zasiec jakiegoś bossa, znajdującego się po prostu na mapie lub w specjalnych lokacjach rajdowych. Wtedy MMO pokazuje swą największą siłę, dobitnie dając znać, iż nie jest to gra, w której inni ludzie stanowią tylko jakiś tam nieważny element świata i zamiennik poradnika. Aby wyjść cało ze starć, musimy mieć drużynę i stosować taktykę. Jeśli zbierzemy kupkę ludzi niezbyt inteligentnych, którzy pod młot wroga wbiegają magiem, blokując dojście wojownikom czy rycerzom – porażka murowana. Gdy jednak zbierzemy myślącą ekipę, wrażenia są niesamowite. Na pierwszy ogień idą wspomniani „pracownicy fizyczni” - silni i wytrzymali, którzy jednak nie mają szans bez magów wspierających ich czarami czy leczących kapłanów. Współpraca i wzajemna pomoc jest kluczem do sukcesu. Gdy w ten sposób uda się pokonać bossa, satysfakcja jest niemała. Oczywiście można pójść dalej, podpakować postać i wrócić, ale jaki w tym sens?
 
Wspomniałem o nierozgarniętych drużynach, które potrafią zepsuć zabawę. Muszę przyznać, że w Runes of Magic takich ludzi praktycznie nie ma. Byłem tym z początku nieźle zszokowany – spodziewałem się potoku mięsa, długich błagań o pomoc, do której udzielenia nie byłoby chętnych, a tu naprawdę miłe zaskoczenie. 80 czy nawet 90% grających w produkcję to fajni, chętnie wspierający ludzie, odpowiadający bez uszczypliwości nawet na najgłupsze pytania. Zdarzają się i osobnicy irytujący, spamujący chat ogłoszeniami pisanymi z Caps Lockiem czy walący takie błędy, że aż głowa pęka („tesz”, „pomuc”), na szczęście są jednak w zdecydowanej mniejszości. Społeczność stanowi mocny punkt tej darmowej produkcji.
 
Napisałem „darmowej”? Cóż, muszę to trochę sprostować. Oczywiście, można grać zupełnie bez opłat i cieszyć się wszystkim, co ma do zaoferowania dzieło Frogstera. W RoM są jednak obecne mikropłatności, a gdy widzimy niektóre możliwości, jakie daje wydanie realnych pieniędzy... „Trochę” szkoda, iż trzeba za to płacić. Jeśli ktoś jest cierpliwy i poświęca sporo czasu na grę, bez problemu zarobi mnóstwo złota (choćby na misjach codziennych, które – jak wskazuje nazwa – można wykonywać codziennie) i kupi część stuffu na aukcjach. Gdy jednak nie dysponujemy ogromną ilością golda, przed nosem przejdą nam choćby trwałe wierzchowce. Nie da się tutaj bowiem kupić np. konia na stałe – za zarobione pieniądze możemy jedynie wypożyczyć środek transportu na 15 minut lub 2h. Mina gracza, gdy czas minie kilkanaście minut drogi od miasta – bezcenna. Tym bardziej że system odliczania praktycznie nie działa – liczy zawsze od ostatniego przywołania, a że do walki zazwyczaj zsiada się z siodła, nigdy nie wiadomo, ile jeszcze będzie nam dane cieszyć się wierzchowcem. Poza tym w sklepie możemy kupić choćby miksturki zwiększające przyrost... punktów doświadczenia (a myśleliście, że czego, zboczuchy?!).
 
Świat, który przyjdzie nam zwiedzić, zwie się Taborea. Trzeba przyznać, iż jest naprawdę spory, acz pod względem wizualnym nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Wiadomo, gry MMO mają działać u każdego i na każdym sprzęcie, poza tym wysokiej jakości tekstury zwiększyłyby pewnie rozmiar produkcji do kilkudziesięciu GB (już teraz zajmuje bez mała siedem). Trawa prawie nie istnieje, wszystko jest płaskie do bólu. Nieźle w sumie prezentują się budynki, specyficznie cukierkowe i lekko mangowe postacie. Mnie osobiście urzekła przesłodzona pokojówka (możemy kupić dom, gdzie trzymamy zbroje, przedmioty itp.), acz inni też nie wyglądają źle. Ogólnie da się na to patrzeć, a po pewnym czasie nawet przyzwyczaić, jednak nie liczcie na piękne widoczki, czy choćby realistyczną wodę (ta ani drgnie). Budowa lokacji również nie porywa.
 
„Ficzerem”, który odróżnia trochę Runes of Magic z tłumu innych mu podobnych jest system dwuklasowości. Wygląda to tak, iż po osiągnięciu dziesiątego poziomu (póki co limit to 55), możemy wybrać sobie klasę drugorzędną. Rozwija się je zupełnie oddzielnie, jednakże każda specjalność posiada zdolności ogólne, dzięki czemu np. grając wojownikiem możemy stosować czary kapłana. Levelowanie praktycznie dwóch postaci naraz jest żmudne, ale efekty są naprawdę fajne. Nie ma to jak podleczyć się czarem, zamiast marnować mikstury, podczas grania rycerzem czy zwiadowcą, czy rzucić kulę ognia jako łotr. Pomijając to jednak zestaw klas jest zupełnie standardowy.
 
Wspomniałem o świetnej społeczności, jednak zapomniałem dodać, iż można bardzo się do niej zbliżyć. Mowa oczywiście o gildiach, których jest od groma i jeszcze trochę. Prócz wzajemnej pomocy i rozbudowy zamku, możemy też brać udział w wojnach oblężniczych, gdzie walczymy z innymi graczami. A na czym w ogóle polega walka? Ot, mamy kilka skilli, z których korzystamy podczas szlachtowania wrogów. Każdy atak inny od podstawowego pochłania punkty szału/many, przez co nie da się ciągle nękać przeciwników specjalnymi ciosami. Tych zaś jest całkiem sporo, odblokowywanych stopniowo. Warto nadmienić, że z czasem brakuje nam punktów talentu, aby rozwijać wszystko, w związku z czym musimy zdecydować się na kilka wybranych umiejętności. W innym przypadku dość szybko okaże się, iż nasze ataki są zwyczajnie zbyt słabe.
 
W grze występuje także dość zaawansowany crafting. Dzięki niemu możemy robić bronie lub zbroje, ale także np. przetwarzać drewno, dzięki czemu ma ono większą wartość, co jest ważne, gdy inwestujemy surowce w rozwój gildii. W przeciwieństwie do skilli bitewnych, te rozwijamy wykonując określone czynności – rąbiąc drewno czy zbierając zioła. Potem kupujemy gotowe receptury i bierzemy się za wytwarzanie. Rozwijać  możemy się od nowicjusza do mistrza, jednakże na maksymalny poziom może awansować tylko jedna specjalność. Ogólnie to średnio zaawansowany system, na dodatek rozwój jest dość powolny i czasochłonny. Dlatego osobiście zdecydowałem się pozostać przy standardowych umiejętnościach, dzięki którym lepiej wspomagałem gildię. Choć na wyższych poziomach podobno całkiem fajny sprzęt można sobie sprawić...
 
Pozostaje jedno pytanie – czy warto? Jeśli już jesteś pewny, że chcesz grać w MMO, możesz spróbować. Nie wydasz pieniędzy na grę i abonament, a sprawdzisz, czy taka rozgrywka ci pasuje. Zaznaczam jednak, że produkcja ta bazuje głównie na PvE, a nie pojedynkach między graczami (te są oczywiście możliwe, ale – moim zdaniem – słabo zrealizowane). Liczba questów jest ogromna, świat wielki, ludzie świetni, a wszystko to za darmo – warto. Tym bardziej że twórcy dbają o swoją produkcję – niedługo premierę będzie miał Chapter III, który m.in. zwiększy limit poziomów do 60. Na dodatek całość jest spolszczona, dzięki czemu gra się o wiele łatwiej. Pamiętajcie jednak o specyfice tego gatunku, który pożera ogrom czasu i, gdy chce się go w pełni doświadczyć, wymaga niemałego zaangażowania. Osobiście Runes of Magic nie usunę, ale tymczasowo go zostawiam – muszę najpierw nadrobić zaległe produkcje single'owe, potem dopiero zacznę myśleć o powrocie. Choć zapewne czasem wpadnę do Taborei zrobić kilka zadań – ot tak, dla odstresowania.

Plusy

Minusy

AUTOR
Avatar użytkownika Łukasz ″JayL″ Jakubczak
Łukasz
Jakubczak
"JayL"
GALERIA GRY
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 9.85 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x