Darkest of Days
Dodano dnia 16-04-2010 19:18
Czy nigdy nie chciałeś zagrać w shooter pokazujący jak wyglądały walki na przestrzeni ostatnich kilkuset lat? Dziś, gdy branża gier wideo zdominowana jest przez FPS-y osadzone w realiach II wojny światowej, ciężko jest o porządną grę ukazującą zmagania cesarskich wojsk podczas I wojny światowej, czy obrazującą bitwy konfederatów z unionistami. Jakże widowiskowa musiałaby być bitwa pod Gettysburgiem przeniesiona na nasze komputery i konsole przez wprawione w bojach studio! Niestety, 8Monkey Labs nie jest doświadczoną grupą deweloperską i ich Darkest of Days wyraźnie odstaje od standardów dzisiejszych FPS-ów.
Grunwald, Littre Bighorn, Pompeje…
Zabawę w Darkest of Days rozpoczynamy w 1876 roku podczas bitwy nad Little Bighorn, gdzie z Dakotami starł się podpułkownik George Armstrong Custer. Podczas dramatycznej potyczki z Indianami zostajemy ranni i gdy już mamy schodzić na tamten świat, nagle pojawia się niebieska kula, z której wychodzi tajemnicza postać. Wkrótce okazuje się, że stajemy się żołnierzem do zadań specjalnych organizacji KronoteK. Rozpoczynamy podróże w czasie, by walczyć z osobami, które wykradły tę nowatorską technologię i niszczą historię. Wraz z Dexterem – naszym kompanem i dowódcą - przenosimy się w miejsca różnych historycznych bitew. Podczas zabawy odwiedzimy m.in. Grunwald, by stoczyć walkę po stronie Imperium Rosyjskiego z siłami Hindenburga i Ludendorffa w 1914 roku. Później trafiamy także na pola II wojny światowej oraz do Pompei. Konstrukcja gry umożliwia nam w ograniczonym zakresie wybór misji, którą będziemy wypełniać.
Fabuła
Podróże w czasie? Udział w najważniejszych bitwach historii? Brzmi ciekawie? Szkoda, że dobór bitew nie był do końca trafny. Jednak takie drobnostki zostawmy z boku. Fabuła ma masę niedopowiedzeń, nielogiczności i ogólnych dziur. Jest to jednak shooter – historia Darkest of Days ma być tylko uzasadnieniem, dlaczego tak często zmieniamy realia historyczne. Dlaczego jednak w niektórych misjach możemy korzystać z nowoczesnej broni? Strzelanie z shotguna podczas I wojny światowej? Takie rozwiązanie mogę przyjąć tylko w jakimś trybie dodatkowym po ukończeniu kampanii, a nie w głównym trybie rozgrywki.
Technologiczne dno…
Pomijając jednak kwestie fabuły i odwzorowania realiów historycznych, Darkest of Days to produkcja przeciętna. Najbardziej w oczy rzuca się marna oprawa graficzna, która kojarzy się z 2002 rokiem, a nie 2009 (wtedy miała miejsce premiera gry w USA). Dziecko 8Monkey Studio znajduje się na technologicznym dnie i nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś powiedział, że deweloperzy to grupka zapaleńców, a recenzowane dziecko to mod do jakiegoś popularnego shootera. Nie chodzi o to, że twórcy nie zastosowali zaawansowanych technik cieniowania czy wygładzania tekstur. Nie przeszkadza mi, że nie ma widowiskowych cutscen czy zapierających dech w piersiach Quick Time Eventów. Problem stanowi mizerna jakość każdego elementu trójwymiarowego dostępnego na planszy, każdej tekstury. W warstwie graficznej nie ma niczego, co pozwalałoby stwierdzić, że to gra z końca pierwszej dekady XXI wieku. Podobnie jest jeśli chodzi o dźwięki. Dubbing jest drętwy i mocno przeciętny. Jakość reszty dźwięków również.
Mechanika rozgrywki jest do bólu sztampowa. Biegamy z mapą w ręku od jednego punktu zbornego do drugiego, w międzyczasie eliminując przeciwników lub ich omijając. Etapy są duże, jednak dość puste i nieciekawie przygotowane. Rażą niewidzialne ściany i powtarzalność otoczenia.
AI
Walki są na ogół dość proste, gdyż wrogowie nie mają zbyt wysokiej inteligencji. Podczas konfrontacji małych grup potrafią się jeszcze schować za drzewem czy celnie strzelać na bliską i średnią odległość. W trakcie większych starć chaos jest zbyt duży i mizerna sztuczna inteligencja się gubi. Niejednokrotnie można przebiegnąć metr obok przeciwnika i nie zostać zauważonym. Innym razem zostaniemy spostrzeżeni mimo dużej odległości i „kamuflażu”. Podczas zabawy wykorzystujemy bronie pochodzące z różnych epok. Ma to swój urok, jednak różnorodność prowadzenia ognia z różnych typów broni jest niewystarczająca. Główną różnicą jest czas potrzebny do przeładowania broni oraz liczba pocisków. Brakuje bardziej realistycznej fizyki broni, np. dokładnego odwzorowania odrzutów. Poza zastosowaniem na polu bitwy broni osobistej, korzystamy również ze stacjonarnych karabinów maszynowych oraz armat.
Wnioski i refleksje
Darkest of Days jest typem niskobudżetowej gry, która mogła być znacznie lepsza niż się okazała. Pomysł na rozgrywkę był całkiem niezły. Niestety, zawiodła przestarzała technologia oraz niski budżet. Gdyby twórcy dysponowali jakimś porządnym silnikiem graficznym i fizycznym oraz mieli jakiś przeciętny budżet, to mogłaby wyjść z tego całkiem niezła gra. Niestety, czuć duże niedopracowanie. Właśnie dlatego Darkest of Days jest tytułem niewartym uwagi. Bawić mogą się nim tylko miłośnicy marnego science-fiction lub bardzo wyposzczeni fani militariów. Ci ostatni nie mogą jednak zapominać, że odwzorowanie realiów historycznych jest znikome.
Plusy
Minusy
- Mechanika rozgrywki
- Grafika
- Muzyka
- Nielogiczności fabularne
Brak obrazów powiązanych z tą grą.