East India Company
Dodano dnia 25-04-2010 10:19
Moje pierwsze odczucia związane z grą Paradox Interactive były dość skrajne. Po obejrzeniu menu przygotowałem się na słabą produkcję, jednakże gdy załadowałem kampanię, obraz wzbudził bardzo miłe wspomnienia. Mapa bowiem przypomina gry z serii Total War, w szczególności Medievala II. Dlaczego akurat tę część? Ano grafika zbyt dobra nie jest... Jednak pokrzepiony pamięcią o niebywałej grywalności dzieł od Creative Assembly, rozpocząłem rozgrywkę.
East India Company jest to dość typowa handlówka. Na początku wybieramy kompanię, którą chcemy kierować (pierwszy zgrzyt: jak się później okazują, nie ma to najmniejszego znaczenia), aby po chwili znaleźć się w okolicach Europy z jednym statkiem i sporą ilością kasy na koncie. Naszym zadaniem zaś jest rozwinięcie kupieckiego imperium przynoszącego dochody naszemu mocarstwu. Aby wypełnić zadanie, rozpoczynamy handel z Indiami i Afryką. Wszystko jest banalnie proste – tworzymy flotę, wskazujemy jej port, z którym ma prowadzić transakcje i... to by było na tyle. Tak, na tym opiera się główne rozgrywka w tej produkcji. Po strategii ekonomicznej spodziewałem się czegoś więcej. Oczywiście jednym statkiem nie wyżyjemy, dlatego z czasem budujemy coraz to nowsze i lepsze statki, ale schemat jest wciąż ten sam. Nieliczne urozmaicenia nie są w stanie powstrzymać uczucia, które nawiedza nas już po kilku godzinach – nudy.
Jak na mój gust twór Paradox Interactive jest zbyt mało skomplikowany. We wspomnianych grach z serii Total War zawsze jest masa rzeczy do roboty: to zajmujemy się zaawansowaną dyplomacją, prowadzimy wojny na lądzie i morzu, rozwijamy nasze miasta, regulujemy podatki itd. itd. Tutaj odchodzi większość opcji związanych z wojną, reszta funkcji zaś jest tak prosta, że równie dobrze mogłoby ich nie być. Za pierwszy przykład niech posłuży dyplomacja. Rywalizujących kompanii jest kilka, z każdą zaś możemy prowadzić rozmowy. Szkopuł w tym, że ograniczają się one do zawarcia paktu bądź przymierza, za co trzeba słono zapłacić. Racja, można jeszcze wymieniać towary (zrobiłem to jednak chyba... raz) czy prosić dany kraj o wypowiedzenie komuś wojny, zerwanie paktu i tak dalej, jednakże przez fatalnie wykonany system reputacji nie ma to większego sensu. Niezależnie bowiem od nastawienia danej frakcji, aby namówić ją do czegokolwiek, trzeba wypełnić jej skarbiec niemałą ilością złota. A kruszec lepiej wydać na rozbudowę floty niż daremne negocjacje, które nic ostatecznie nie dają. W wyniku czego, jedyną przydatną funkcją jest zawieranie paktów o nieagresji, co zabiera kilka minut i setki tysięcy z naszej kasy.
Aby pieniądze na to (i rozwój) mieć, należy handlować. Jak wspomniałem na początku, jest to banalnie proste. Statki nasze mogą pływać do praktycznie każdego portu, który tylko nie jest w posiadaniu wroga. Z czasem miejsc takich jest coraz mniej, a nasi pracodawcy chcą coraz więcej towarów, trzeba się więc trochę wysilić, gdyż surowca brakuje. Dochodzi wtedy do banalnej wojny. Wystarczy stworzyć jedną flotę złożoną z kilku mocniejszych okrętów (np. Galeonów), a możemy zmieść wroga z powierzchni ziemi! AI jest bowiem strasznie głupie i jedyne, na co ją stać, to wyposażenie handlówek w dwa statki ochrony, z którymi nie mamy żadnych problemów. Potem zaś zawijamy do portu, naprawiamy ewentualne szkody i dalej powoli wyniszczamy nieprzyjacielską kompanię.
W celu urozmaicenia rozgrywki twórcy dodali nam możliwość własnoręcznego dowodzenia flotą w trakcie bitew morskich. Byłoby to może całkiem fajne, gdyby świat nie ujrzał wcześniej Empire: Total War. W grze tej nie dość, że wszystko jest zdecydowanie ładniejsze (woda w EIC wygląda jak jakaś falująca galareta, postacie są zwyczajnie brzydkie, a zniszczenia – sztuczne), to jeszcze zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące. Jedynym ciekawym patentem jest możliwość przejęcia kontroli nad każdym statkiem indywidualnie i włączenia specjalnej kamery pokazującej przód, tył bądź boki statku, co jest bardzo przydatne w trakcie oddawania salw z dział. Cóż jednak z tego, gdy najlepszym sposobem i tak jest wybranie każdemu okrętowi przeciwnika, co zawsze prowadzi do wygranej? W sumie najlepszym elementem bitew morskich jest chyba możliwość przyspieszenia czasu.
Funkcja ta przydaje się również na mapie świata. Statki mają spory kawałek do przepłynięcia, więc szybszy upływ godzin w czasie gry jest właściwie niezbędny. I tak mamy mało do roboty i sporo czasu spędzamy na obserwowaniu płynących okrętów, w oczekiwaniu na to, aż stan konta pozwoli zwiększyć flotę. W kampanii irytujące jest też to, że prawie zawsze mamy ograniczone możliwości, bowiem zleceniodawcy wyznaczają nam konkretne towary, jakie musimy kupować, by nie zobaczyć napisu „game over”. Na szczęście jest tryb wolnej rozgrywki, w którym robimy to, co nam się żywnie podoba.
Portów możemy posiadać dowolną ilość, ale – co najciekawsze – handlować możemy tylko z tym macierzystym. Ograniczenie to jest nierealne i irytujące, niestety, nie da się na to nic poradzić – chyba że ktoś chce własnoręcznie kierować statkiem. Jako że ceny w większości miast są takie same (przynajmniej tych najbardziej dochodowych towarów) odpada również zastanawianie się, z kim najlepiej wymieniać wyroby. Szkoda, gdyż aspekt ten na pewno przykułby wielu domorosłych ekonomistów, śledzących w kółko przychód z kupowania w danym porcie.
W naszych „włościach” możemy zrobić kilka rzeczy. Prócz ręcznego handlowania jest opcja skupowania towarów do magazynu, budowania statków (do lepszych potrzebna jest rozwinięta stocznia i kasa na odblokowanie), upgrade'u budynków, zmiany dowódców (tak na marginesie – można ich rozwijać, acz nie zauważyłem większej różnicy po zainwestowaniu w jakąkolwiek umiejętność) czy tworzenia floty. Wszystko to wymaga pieniędzy, czasem (rozbudowa) także surowców, jest jednakże znacznie uproszczone, a więc także nudne. Kolejny element, który w żadnym przypadku nie zdoła nas przykuć na dłużej.
Po przeczytaniu tego tekstu większość zapewne pomyśli, iż East India Company to totalny crap, w którego nie warto inwestować. Będzie to wrażenie po części trafne, ale po części również błędne. Bez wątpienia nie jest to gra świetna, która przykuje na długie tygodnie, ale można w nią pograć, nawet z przyjemnością. Moje odczucia związane są z niemałymi wymaganiami – lubuję się we wszelkich tabelkach, rachunkach i ogólnie mówiąc „cyferkach”, dlatego też znaczne uproszczenia wpłynęły negatywnie na moją ocenę. Jeśli jednak ktoś boi się spotkania z zaawansowaną handlówką, EIC będzie dobrym wyborem, pozwalającym sprawdzić, czy ten typ rozgrywki w ogóle nam leży. Jednoznacznie jej nie polecę, ale przy całkiem przystępnej cenie można spróbować.
Plusy
- jeśli ktoś lubi gry nieskomplikowane – dobry wybór
Minusy
- dość brzydka
- jak dla mnie – zbyt prosta
- niezła liczba elementów, jednak każdy wymaga dopracowania