Supreme Commander 2
Dodano dnia 02-05-2010 11:17
Gry RTS to u mnie niesłychana rzadkość, gram w nie sporadycznie i nie kwapię się do ich ukończenia. Zawsze słabo się czułem w szybkiej rozbudowie bazy i jednoczesnej wojnie, ale jedno wiem na pewno, zrobić grę RTS na konsolę to nie lada sztuka, a grze „Halo Wars” udało się wybrnąć obronną ręką z tego trudu. Czy omawiany dziś Supreme Commander 2 pociągnie strategie czasu rzeczywistego na konsolach?
Coś w nas pękło...
Trzy frakcje: Zjednoczona Frakcja Ziemian, Iluminaci i Cybranie miały podpisany ze sobą pakt o nieagresji. Jednak pewnego dnia coś poszło nie tak (konkretniej chodzi o zabójstwo pewnego prezydenta) i te trzy nacje na nowo rozpoczęły walki zbrojne oskarżając się wzajemnie o zamach. Co stało się dalej, informuje nas o tym już sama gra. Tutaj napomnę, że fabuła stoi na dość przeciętnym poziomie i nie wciąga nas, lecz z drugiej strony, wkładając płytkę do mojej konsoli, nie myślałem o grze z mocną stroną fabularną.
Rozgrywka...
W tego typu produkcje zapewne każdy wie jak się gra, akcja jest wartka (co chwile coś budujemy, tworzymy) i mniej więcej polega na jak najszybszym i taktycznym zalaniu mapy naszymi jednostkami. Supreme Commander 2 pomaga nam w tym, ponieważ część ekonomiczna gry została w znaczny sposób uproszczona.
Podstawowymi surowcami są masa, energia i punkty nauki, które pobierają budynki, a co za tym idzie, możemy spokojnie produkować armię i planować złowieszczy atak na wroga. Wspomniane punkty nauki dostajemy za walkę lub stawiając odpowiedni budynek, dają nam one możliwość ulepszenia jednostek i budynków. Aby to zrobić, wystarczy wcisnąć odpowiedni guzik na padzie, a naszym oczom ukaże się całe drzewko technologii. Co ważne, każde ulepszenie zostaje automatycznie zaaplikowane do naszych jednostek i dzięki takiemu zabiegowi nie musimy pozbywać się starych oddziałów, które nie miałyby np. zwiększonej defensywy.
Budynki, tak jak w pierwowzorze, stawiamy za pomocą Commandera - jest to wielki mech, który potrafi budować jak i walczyć na polach bitwy. W "dwójce" został on znacznie lepiej wyposażony i nie służy nam już tylko za „boba budowniczego”, ale może brać czynny udział w wojnie, dzięki podrasowaniu działek i zwiększeniu odporności. Jeżeli chodzi o samo stawianie budynków, to nie mamy pola do popisu: trzy fabryki pojazdów (lądowych, wodnych i powietrznych), dwie wieżyczki (przeciwlotnicza i przeciwpiechotna) oraz trzy „kopalnie”. Fakt można niektóre z nich ulepszyć, ale spodziewałem się czegoś więcej. Z jednej strony to mało, a z drugiej daje mi dość spore pole do popisu na terenach walki, bo nigdy nie lubiłem godzinami siedzieć przy swojej bazie rozbudowując ją.
Sama batalia to nic innego jak zalewanie przeciwnika swoimi jednostkami, jednak należy to robić z głową. Gra preferuje tradycyjny sposób rozwiązywania konfliktów papier, kamień, nożyce. Czołgi są skuteczne na piechotę, lotnictwo na czołgi, każdy wie o co chodzi. Jednak do tego wszystkiego dodawany jest stopień ulepszenia i różne tego typu „tuningi”, które wykupujemy za punkty nauki. W trybie multiplayer wszystko jest cacy, ale już kampania jest cienka jak barszcz. Przerywniki filmowe i dialogi to tylko dodatek do sztampowych na maksa zadań. Najpierw obroń, później napraw bazę, aby to wszystko zwieńczyć odsieczą na wroga, tak wygląda większość misji w solowej kampanii Supreme Commandera 2. Wszystko działa na tych samych algorytmach i na dłuższą metę mamy uczucie ciągłej powtórki.
Napomnę również, że bomby atomowe spadają znacznie szybciej niż można by sobie to wyobrazić. Wydaje się, że powinna to być broń ostateczna, a okazuje się, że fruwają one częściej niż bociany.
Grafika...
Pod względem wizualnym gra prezentuje się bardzo dobrze. Pole bitwy wydaje się być jednym wielkim efekciarskim filmem, w którym miliony wydawało się na efekty specjalne. Wybuchy bomb atomowych robią takie zniszczenia, jakich należałoby się spodziewać po tego typu broni. Jedyny mankament mogę zarzucić do tego, że w czasie kampanii solowej, gdy miałem obronić bazę, nie zawsze wiedziałem, które jednostki należą do mnie. Kolorystycznie wyglądały bardzo podobnie i dopiero oddalenie obrazu do widoku „satelitarnego” pomagał mi ogarnąć sytuację.
Dźwięk...
Efekty dźwiękowe stoją na mocnym poziomie, wybuchy i cała otoczka wojenna brzmi bardzo dobrze. Niestety, dialogi są nagrane jak w kinie klasy C, sztywne, nie wyrażają uczuć i tylko potęgują wrażenie, że zostały dodane na siłę. Nie ma co ukrywać, dla kapitalnego soundtracku tej gry się nie kupuje.
Podsumowując...
Supreme Commander 2 to dobra gra, lecz nic poza tym. Jest znacznie uproszczona pod konsolowego gracza i to widać. Główne czynniki ekonomiczne poszły w las, zostawiając tylko bitwy, które swoją drogą potrafią być epickiej wielkości. Jednak co z tego, mapy w porównaniu do pierwszej części są bardzo małe. Jeżeli miałbym komuś polecić tę grę, to tylko osobom, które są fanami serii lub graczom, którzy nie posiadają mocnego PC. Jednak ci pierwsi powinni się dwa razy zastanowić, bo przecież mogą nabyć grę na PC. Kończąc w jednym zdaniu, SC2 to dobra gra, jednak przez swoje maksymalne uproszczenie nie spełnia pokładanych w niej nadziei. Na konsolach nadal rządzi „Halo Wars”.
Plusy
- idealna dla niedzielnego gracza tego typu produkcji
- ładna grafika
- jeden z niewielu RTS-ów na X360
- bomby atomowe wymiatają
Minusy
- biedna fabuła
- kiepskie dialogi
- znaczne uproszczenia
- malutkie mapki