Portal
Dodano dnia 30-06-2010 14:58
Half-Life 2 po dziś dzień jest uważany za jednego z najlepszych FPS’ów. Na jego trzeci epizod wciąż wyczekują setki tysięcy, jeśli nie miliony graczy. Mnie nie powalił, wręcz znudził, jednak zaskarbił sobie moją wdzięczność. Wraz z drugim dodatkiem do niego ukazała się bowiem prawdziwa perełka pośród gier. Mowa o Portalu, oryginalnej grze Valve, która dosłownie mnie oczarowała.
W sumie nie jest to pełnoprawna produkcja. Sami twórcy podkreślają, że dzieło to było jedynie eksperymentem. Nadzwyczaj udanym, więc postanowiono stworzyć sequel, tym razem będący grą w pełnym tego słowa znaczeniu. Pierwowzór zaś to zabawa raptem na kilka godzin, dodatkowo czas ten mija w mgnieniu oka. Fabuła obejmuje zaledwie kilkanaście bardzo krótkich misji, kończy się szybko, ale szczerze mówiąc czas ten był dla mnie w sam raz. Ostatnie wyzwania zaczynały mnie powoli nużyć. Wszystko bazuje na jednym „ficzerze”, który w końcówce może już zacząć się „przejadać”.
Na czym polega zabawa? Programiści dali nam w łapska kolejne – po Gravity Gunie – cacko, zwane, niezbyt odkrywczo, Portal Gunem. W moim rankingu broń ta stoi jeszcze wyżej od spluwy z HL2. Jak sugeruje jej nazwa, może tworzyć portale, które pomagają nam w przemieszczaniu się. Produkcja jest bowiem grą zręcznościowo-logiczną, a kolejne jej etapy to ni mniej, ni więcej jak rozbudowane przestrzenne zagadki. Za pomocą tej swoistej teleportacji można zrobić naprawdę dużo. Pomijam już banalne akcje w stylu przechodzenia nad przepaścią. Odpowiednie ich ustawienie może nas na przykład wystrzelić niczym z katapulty! Przydaje się to wtedy, gdy musimy dostać się w jakieś odległe, inaczej niedostępne miejsca. Dużą rolę w rozgrywce odgrywa także manipulowanie otoczeniem. Nie raz przyjdzie nam zmieniać kierunku lotu kul, czy wykorzystywać wrogą wyrzutnię rakiet do własnych celów, jak choćby rozbicie szyby broniącej dostępu do kolejnego pomieszczenia.
Wraz z kolejnymi etapami coraz częściej niedowierzałem, jak szalenie pomysłowi są ludzie z Valve. Z karabinem, który ma raptem jedną funkcję możemy tu wyczyniać cuda! Efekty nierzadko są oszałamiające, zadziwiające, a przede wszystkim – satysfakcjonujące. Gdy uda nam się przejść kolejną zagadkę, czujemy niezmierną radość. Wymyślanie sposobów na ich pokonywanie daje po prostu frajdę. Większą, niż headshoty z recenzowanego przeze mnie ostatnio Sniper: Ghost Warrior. Ta gra wręcz ocieka „funem”, ciesząc na każdym kroku. Szkoda jedynie, że pod koniec wrażenie to zaczyna słabnąć, ale i tak podczas wspominania rozgrywki pamięta się jedynie świetne momenty.
Swoją cegiełkę do sukcesu Portala dokłada niewątpliwie jeszcze jeden element – humor. Wszystko dzięki Glados, sztucznej inteligencji towarzyszącej nam swym głosem przez cały czas. Udziela nam ona wskazówek, ale także rzuca świetnymi tekstami, które co prawda nie doprowadzą nas do szaleńczego rechotu, jednak bez problemu poprawią samopoczucie i na stałe przywołają na twarz uśmiech. Szczyt wszystkiego stanowi piosenka (i jej tekst) podczas napisów końcowych. Za to od teraz uwielbiam Valve! Są po prostu genialni. Nie chcę wam psuć zaskoczenia, więc nie zdradzę, o co dokładnie chodzi, ale zagrajcie, a zrozumiecie. Tylko ostrzegam – nie oglądajcie tego na YouTube, gdyż bez znajomości produkcji nie da się w pełni pojąć zawartego w utworze humoru. Niesamowicie zabawni są również nasi wrogowie, którymi są większości stacjonarne wieżyczki. Ich teksty po przewróceniu czy złapaniu za pomogą PG są świetne!
Fabuła teoretycznie tu jest, ale tak naprawdę nie ma dużego znaczenia. Nie wiadomo skąd znajdujemy się w ośrodku badawczym, gdzie testujemy wspomnianą broń (nie, nie jest to Black Mesa ;). Na końcu tej próby (uwaga – spoiler) AI podejmuje próbę zabicia naszej bezimiennej bohaterki, jednak ta (a właściwie my nią sterujący) ucieka. Tak to wszystko wygląda, nie ma podanych żadnych szczegółów – ani czym właściwie zajmuje się to laboratorium, ani skąd my się w nim wzięliśmy, ani dlaczego Glados chciała nas zgładzić. Wszystkiego na szczęście powinniśmy dowiedzieć się z sequela.
Mimo swojej świetności, produkcja Valve ma kilka niedociągnięć. O niektórych, jak nużąca w końcówce monotonność, już wspomniałem, ale na tym się nie kończy. Jak większość gier tego producenta, Portal „śmiga” na silniku Source. Co tu dużo mówić, jest on delikatnie mówiąc przestarzały. Grafika nie wygląda źle, zresztą nie ona jest tu najważniejsza. Bez wątpienia jednak twórcy powinni już zmienić engine, bądź mocno go podrasować, jeśli ich gry mają znaleźć się w czołówce hitów. A takie właśnie aspiracje ma sequel tej gry. W trakcie przechodzenia produkcji natknąłem się również na kilka niedociągnięć związanych z fizyką – np. wrzucone w wiatrak krzesło co prawda się zacięło, jednak wirnik nadal się poruszał i przez nie przenikał. Nie jest to jednak wysokobudżetowe, pełnowymiarowe dzieło, takie wpadki można więc odpuścić.
Jak już pisałem we wstępie, Portal to istna perełka. Obecnie mało gier tak bardzo wyróżnia się z tłumu, jednocześnie pozostając dobrymi produktami. Dzieło Valve jest zaś nie tylko oryginalne, ale też świetne jakościowo. Twórcy niepodważalnie udowodnili, iż są prawdziwymi mistrzami w dziedzinie tworzenia gier. Osobiście miałem wielkie szczęście, gdyż gra ta była rozdawana za darmo przy okazji premiery Steam’a na Mac’u, ale i za pieniądze warto ją nabyć. W sklepie wspomnianej platformy kosztuje zaledwie kilka euro, zaś w Orange Boxie – zestawie zawierającym prócz niej Half Life 2 z dwoma epizodami i Team Fortress 2 - kosztuje około 50 złotych. To naprawdę niedużo, jak na możliwość zapoznania się z jedną z najciekawszych produkcji, jakie ukazały się w ostatnim czasie.
Plusy
- niesamowita satysfakcja z korzystania z Portal Guna
- Glados
- pomysłowość i oryginalność
Minusy
- przestarzały engine
- pod koniec monotonna
- fabuła potraktowana trochę po macoszemu