Gunz: The Duel
Dodano dnia 11-07-2007 19:07
Rok 2001 w branży gierkowej nie wrył mi się szczególnie w pamięć. Pomimo lektury wielu czasopism o grach z tamtego okresu pamiętam tylko jedną wyróżniającą się grę: Max Payne. Rzucanie się na boki, "bullet time" i różnorakie zabiegi a'la kino akcji spowodowały, że gra wielu ludziom wryła się w pamięć. Max Payne cierpial jednak na jedną poważną wadę - brak multiplayera. Zapewnie owy brak rozgrywki dla wielu graczy stał się inspiracją dla stworzenia online'owego shootera w którym gracz mógłby poczuć się jak bohater ulubionego filmu typu "jebudu". To właśnie Gunz: The Duel. Czy jednak jest on odpowiedniem superprodukcji wielkiego ekranu, czy taniego kina klasy B? Dowiecie się już za moment.
Pierwszą rzeczą, jaka zaskakuje gracza po instalacji gry nie jest jej treść, a sposób uruchomienia. Ikonka na pulpicie... przenosi nas na stronę firmy obsługującej Gunza, ijji. Nie jest to błąd w przygotowaniu paczki instalacyjnej. Aby włączyć grę, musimy wejść na wyżej wspomnianą stronę, zalogować się na niej, kliknąć w "Play Live" i dopiero wtedy możemy grać. Dlaczego samo odpalenie gry jest takie przekomplikowane? Na dodatek, jeśli zamkniemy Internet Explorera (tak, trzeba wchodzić przez IE), to ponownie musimy się zalogować - NIE MA ZAPAMIĘTYWANIA SESJI. Idźmy dalej.
Po włączeniu gry i zalogowaniu się na serwer musimy stworzyć postać. Mamy do wyboru płeć, kilka rodzajów twarzy i fryzur oraz ekwipunek startowy. I tu wychodzą na wierzch pierwsze błędy gry. Po pierwsze, czemu nie możemy zmienić koloru włosów na jaki się nam podoba? Często jest tak, że kształt fryzury jest okej, ale kolor już nie (w jednym z wariantów kolor jest siwy!). Ponadto, każda płeć ma odgórnie ustawione ubrania, których NIE MOŻNA zmienić, co często daje rezultat w postaci wojny klonów. Ostatnia sprawa, to broń z jaką startujemy. Jest kilka zestawów, ale tylko jeden jest godny uwagi, gdyż po jego wyborze już na starcie możemy sprzedać przedmioty do leczenia i kupić za to coś bardziej przydatnego.
Po stworzeniu postaci lądujemy w tzw. lobby. Tutaj możemy założyć lub dołączyć się do gry, kupić ekwipunek, czy też po prostu pogadać z innymi ludźmi. Jedynie, co mi tu nie pasuje, to zbyt małe okienko czatu, zdanie, które teraz napisałem z pewnością zostałoby przeniesione do następnej linii.
Sam koncept gry jest genialny. Mamy możliwość odbijania się od ścian, biegania po nich, można rzucać się na boki jednocześnie strzelająć lub też wyjąć miecz/sztylet i za jego pomocą wspinać się niczym Człowiek Pajonk. Ulubionym narzędziem samuraja można również kogoś ogłuszyć (tworząć tzw. massive), czy odbijać skierowane w naszą stronę strzały. Skoro o tym mowa, to broni palnej też mamy sporo: karabiny maszynowe, shotguny, pistolety, wyrzutnie rakiet... Pukawki nie wyrastają z podłogi (tak jak to jest w większości strzelanek), tutaj trzeba je kupić za tzw. Bounty, które zdobywamy, zabijając. Za zabicie innego gracza dostajemy też punkty doświadczenia, im więcej, tym bardziej rośnie nam lvl i mamy dostęp do lepszego equipu. I tu pojawia się pierwszy problem: broń jest - według mnie - niewyważona. Popatrzmy na rakietnicę z 10 lvlu i rewolwery z 1 lvlu. Wyrzutnia petard przy bezpośrednim uderzeniu (bo jest jeszcze splash) zadaje 30 dmg, a ulubiona broń Lucky Luke'a... 32 dmg. Meh, ktoś chyba nie przyjrzał się dobrze tym wartościom. Pozostają jeszcze przenośne apteczki i granaty. Do tych pierwszych nie mam zastrzeżeń, poza tym, że są ciężkie (tak, w Gunzie każda rzecz waży trochę), zaś granaty... O ile fragmentujące (dla niekumatych: takie, co robią bum) działają bez zarzutu, to błyskowe nie informują nas, czy oślepiły przeciwnika, a dymne równie dobrze można by było zastąpić rozrzucaniem mąki na lewo i prawo – efekt byłby identyczny. Oprócz pukawek i ananasów trzeba wrzucić na siebie jakąś szmatę, coby nas nie oskarżyli o ekshibicjonizm. Twórcy gry dali nam kilka fajnych ciuchów (m.in. płaszcz a'la Matrix), ale – no właśnie – kilka, co daje rezultat w wyżej wspomnianej wojnie klonów. To nie Stare Warsy!
Wspomniałem wyżej o specjalnych ruchach, jakie nasza postać może wykonać. Ale – co dziwniejsze – to nie wszystko. „OGMF JAKTO?!?!?!?///1jedenukośik” - już wyjaśniam. Gunz: The Duel jest grą stworzoną przez małą firmę z Korei. Jako, że są małą firmą i robią tą grę za darmo, nie miała ona jakiś potężnych betatestów. Koreańczycy znani są ze swojego zamiłowania do gier, szybko więc odkryli bugi, które pozwalały im np. strzelać znacznie szybciej niż normalnie, „latać” po ścianach, ogółem – znacznie poprawić rozgrywkę pod względem szybkości. Po ukazaniu się wersji międzynarodowej Gunza (są różne, w zależości od regionu/kraju) pewien gracz, nazywający siebie „Korean” lub też „Kraise” przyniósł ze sobą wiedzę o tych bugach na international Gunza. Na jego cześć ludzie nazwali zbiór tych ruchów „K-style” (Korean Style). Polega on na przerywaniu animacji mieczem, co daje większą kontrolę nad postacią (wspomniane wyżej latanie po ścianach). Szybko znalazła się grupka zapaleńców, którzy wzięli sztylety i odkryli (bo stworzyć nie mogli, wszak wszystko jest w kodzie gry) „D-Style” (Dagger Style, rzadzek zwany J-style – Japan Style). Oprócz tego jest jeszcze E-Style, w którym nie wykorzystuje się żadnych bugów (po prostu gra się tak, jak w każdej innej grze FPS) oraz H-style, czyli połączenie K/D style z E-style. Dwa ostatnie style są raczej niezdefiniowane i gracze wciąż wykłócają się, czy one tak naprawdę istnieją.
Do wyboru mamy około 10 mapek, stylizowanych na malutką wyspę, port, miasto, fabrykę, ruiny, więzienie, dwór, a także takie konstrukcje jak wielkie schody, czy świątynia, która w połowie wisi w powietrzu. Skoro już o mapkach mowa, to trzeba jakoś grać, zatem do wyboru jest kilka raczej klasycznych trybów rozgrywki, jak Deathmatch, Team Deathmatch (w dwóch odmianach), Berserker (odmiana DM, jeden z graczy jest otoczony poświatą i za zabicie innego jest leczony lub też sam traci punkty zdrowia, gdy zbyt długo nie zabija) Assasination (zabij konkretnego gracza z przeciwnej drużyny, by wygrać) i Duel Mode (walka 1 na 1). Istnieją też Quest Mode (walki z potworami) i Clan War (jak sama nazwa wskazuje – walki klanów).
Dwa ostatnie tryby wymagają zalogowania się na specjalnych serwerach. Quest Mode bawi za pierwszym i za drugim razem, ale za trzecim już zaczyna nużyć. Są tylko dwie mapki do wyboru, co prawda są różne poziomy trudności, co i tak nie zmienia faktu, że tryb ten szybko się nudzi. Potwory i mapki też są śmiesznie zaprogramowane. Zdarza się, że nagle zostaje jeden potwór, którego tak naprawdę nie ma na mapie, co daje rezultat w postaci niezaliczonego questa. Na mapach czasem są przepaście, ale i tak nie spadniemy, bo „chronią” nas niewidzialne ściany, które są tam tylko po to, żeby potwory nie popełniały samobójstwa. Urozmaiceniem są bossowie, za których dostajemy różnego rodzaju wyposażenie, ale są na tyle trudni, że trzeba skombinować 3 dodatkowych ludków do zabawy. Nawet jeśli zabijecie bossa, to przedmiot i tak dostaje tylko jeden z was. Jakby tego było mało, to w sklepie można dostać znacznie lepsze, granicą jest tylko lvl. Co do Clan War, to byłoby naprawdę fajnie, gdyby nie wszechobecny lag - po 3 rundach z laggerami mającymi 200+ pingu ma się tego serdecznie dosyć. No chyba, że ktoś umie leading (celowanie tam, gdzie dopiero będzie przeciwnik), ale jak będę chciał się pobawić w chowanego, to wolę znaleźć jakąś grupkę siedmiolatków, a nie włączać grę MMO.
Wszystkie te wady są jednak niczym w porównaniu z community Gunza. Jeszcze nigdzie w żadnej grze nie widziałem ludzi, którzy mieliby bardziej nasrane we łbach. Zacznijmy od tego - wg 90% community bronie inne niż miecz, shotgun i rewolwery są uważane za noobowskie. "I to ma być niby problem?" - pomyślicie. W sumie mnie też nie obchodzi, co kto o mnie pisze wewnątrz gry, bylebym mógł grać, sprawa jest taka, że za to bardzo często dostaje się... bana na room (szczególnie w Duel Mode). Jednym banem też bym się nie przejął, ale po trzech pod rząd człowiekowi odechciewa się grać. Zabijesz kogoś karabinem to jesteś sprayer noobem, zabijesz kogoś sztyletem to dagger noobem, ciśniesz rakietą - rocket noob, rzucisz ananasem - grenade noob, uleczysz się - medic noobem, "ukradniesz" komuś killa - jesteś ks (kill-steal) noobem, zjedziesz kogoś 10:0 na duelu - jesteś laggerem, hackerem i ogólnie powinni odciąć ci ręce, gdyż ośmieliłeś się naruszyć malutkie ego innego gracza. Może tutaj brzmi to śmiesznie, ale gdy po raz kolejny widzę jedną z tych obelg, to mam ochotę nauczyć się hinduskich sztuk zabijania siłą woli i sprawić, że koleś po drugiej stronie eksploduje. Szczególnie tyczy się to oskarżeń o "spray", które padają najczęściej od "pr0" k-stylerów, noszących ze sobą dwa shotguny. Co wspólnego ma jedno z drugim - już tłumaczę. Jedną z technik k-style jest Reload Shot, który polega na odwołaniu animacji za pomocą przeładowywania, co - przy dwóch ciągle zmienianych shotgunach - zmniejsza czas po którym możemy oddać strzał z jednej sekundy do dużo, dużo mniejszego. Shotgun strzela dwunastoma pociskami, każdy o takiej samej mocy. Efekt? Wokoło lata PIERDYLION pocisków, zupełnie tak, jakbyśmy wzięli Uzi. Tyle, że bardziej śmiercionośne. Ogólnie nie popieram nazywania broni noobowską, ale takie coś to już hipokryzja.
Następna sprawa: kod gry. Oprócz bugów w postaci k-style niedopracowany jest m.in kod sieciowy. Czy normalnym jest, że z gościem z Niemiec mam ping >50, a z kumplem z bloku ponad 250? To właśnie jest główna wada Gunza: lagi. System w jakim łączymy się z innymi graczami, to P2P (Player to Player), gdzie znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby P2S (Player to Server). Błędy w kodzie sieciowym to jedna sprawa, inną są pozostałe dziury, które pozwalają na użycie programów do oszukiwania. Rakiety lecące w każdym możliwym kierunku, force field z massive'ów, 50x szybsze levelowanie (i potworne obciążenie serwera) sprawiają, że gra daje tyje frajdy, ile daje start po raz trzeci w międzynarodowych mistrzostwach piłki nożnej na polu minowym.
Pozostaje jeszcze oprawa audiowizualna. Grafika - w chwili wyjścia gry - może prezentowała jakiś poziom, ale dziś nie jest niczym szczególnym, podoba mi się jednak efekt słońca i efekt odbicia w wodzie. Tekstury cały czas się powtarzają (zobaczcie np. ściany na Town), na wielu brakuje fajnych smaczków w stylu obrazów z mapki Mansion. Ruchomych elementów mapy jest jak na lekarstwo, co sprawia, że taka mapka sprawia wrażenie nudnej i statycznej. Modele broni lubią się powtarzać, np. na jeden rodzaj broni (około 10 sztuk) są tylko 3 rodzaje modeli. Animacja postaci jest w porządku, problemem jest wygląd k-style (widzieliście kiedyś faceta, który odbijał się od ściany, machając mieczem?), dziwi natomiast fakt, że w starym trailerze kGunza ruchy te wyglądały zupełnie inaczej, tzn. znacznie ładniej. Dźwięki to totalna porażka. Wystrzały z broni brzmią jak maszyna do popcornu, dźwięk po naładowaniu massive brzmi jak ten, którym mikrofalówka oznajmia nam, że danie jest gotowe, a głosy postaci z pewnością będą miały udział przy tworzeniu nowoczesnej broni dźwiękowej. Muzyka natomiast jest w porządku, choć 13 kawałków przy dłuższym obcowaniu z grą szybko się nudzi. Dlaczego by nie dać opcji wrzucania własnej, tak jak choćby w GTA: Vice City?
Cóż więcej mogę napisać? Gunz jest grą o dwóch stronach medalu: czasem daje sporo frajdy, ale częściej zmusza człowieka do wciśnięcia Alt+F4, najechania na folder z grą, wciśnięcie Delete i wydanie okrzyku zwycięstwa (np. fatality, k***a!). Jeśli jednak, drogi czytelniku, stwierdzisz, że powyższe wady nie będą ci przeszkadzać, to daj tej grze szansę, gdyż wtedy gra daje naprawdę sporo frajdy. Bądź co bądź - jest za darmo.
PS. Opisana wersja to North American Gunz, w skrócie NAGunz. Oprócz tego istnieje wersja koreańska, japońska, indyjska, brazylijska, międzynarodowa, a także kilkanaście prywatnych (nielegalnych) serwerów.
Plusy
Minusy