Hitman: Blood Money
Dodano dnia 25-07-2010 18:23
Gier oryginalnych mamy dziś coraz mniej. Poza produkcjami niezależnymi w stylu Braida czy World of Goo, ciężko w ogóle przypomnieć sobie jakiekolwiek wydane w ostatnich latach dzieło niepowielające schematu gatunku. A szkoda, gdyż jak pokazuje ostatni Hitman, odejście od konwencji może być szalenie ciekawe i wciągające. „Dziecko” IO-Interactive ma już co prawda cztery lata, jednak w oczekiwaniu na kontynuację (o której wciąż prawie nic nie wiadomo), warto do niego wrócić.
Gry z serii Hitman to dość nietypowe skradanki. Przede wszystkim dlatego, iż praktycznie nie ma tu... skradania. Nasz bohater działa zupełnie jawnie, a tylko od naszej decyzji zależy, czy zostanie on rozpoznany. Produkcje te są bowiem zupełnie nieliniowe – w każdej misji mamy co najmniej dwie drogi do celu, choć podobnie jak w Splinter Cell’ach, premiowane jest raczej ciche załatwienie sprawy, nie urządzanie rzezi. Zresztą, o wiele większą satysfakcję sprawia przemknięcie praktycznie nie zauważonym, za co dostajemy najwyższą ocenę. Tak, mamy tu system ocen, który podsumowuje i odpowiednio ocenia nasze dokonania w zależności od oddanych strzałów, znalezionych ciał czy ilości świadków naszych poczynań. Przyznam, że niezbyt mobilizowało mnie to do potajemnych działań (choć ta niewiedza policji podawana w artykułach w gazetach była całkiem zadowalająca). Na szczęście sam gameplay w roli cichego zabójcy jest wystarczająco satysfakcjonujący, aby nie chciało się złapać za M4 i wystrzelać wszystko, co się rusza.
Sterujemy tutaj agentem 47, członkiem agencji zlecającej mu zadania. Z bólem muszę przyznać, iż średnio orientuję się w fabule – nie grałem w żadną inną odsłonę serii. Nie jest to konieczne, ale poznanie genezy bohatera daje na pewno lepszy obraz historii. Tak czy inaczej, Krwawa Forsa pokazuje nam kolejne wydarzenia, w których zabójca brał udział. Wszystkie są przedstawione w formie retrospekcji, jako opowiadanie pewnego człowieka. Prowadzą do dość zaskakującego (choć częściowo przewidywalnego) finału, który widzimy... już po pierwszym uruchomieniu w menu! Nie będę ukrywał – wbrew woli dawno temu poznałem zakończenie gry, tak jak wielu innych, gdyż toczyły się na jego temat zażarte dyskusje. Ale na wszelki wypadek nie napiszę nic więcej – może ktoś nadal pozostaje w błogiej nieświadomości? W każdym razie choć historia nie jest motywem przewodnim, stanowi bardzo miły dodatek, spajając w pewnym stopniu kolejne misje.
Sama rozgrywka jest dość schematyczna – docieramy na miejsce akcji, dostajemy się w jakieś niedostępne zwykłym ludziom miejsce, odprowadzamy cel w odludne miejsce i wykańczamy. Jeśli pragniemy urozmaicenia, musimy szukać go sami, co jest w sumie największą wadą tego Hitmana. Misje nie są zróżnicowane na tyle, aby zmuszać nas do poszukiwania coraz to nowych sposobów zinfiltrowania danego obiektu. Metoda zawsze jest jedna – wystarczy przydybać w zaułku/toalecie/gdziekolwiek choćby ochroniarza, a po przebraniu się (i otrzymaniu możliwości swobodnego przemieszczania się po mapie) dotrzeć do celu i w mniej lub bardziej efektowny sposób go zlikwidować. Przez kilkanaście misji zawsze ten etap wygląda identycznie.
Na szczęście dalej jest już zdecydowanie ciekawiej, gdyż twórcy pozwalają nam na o wiele większą kreatywność. Prawie zawsze bowiem możemy zarówno zwyczajnie zabić cel, jak i... upozorować wypadek! To jeden z najciekawszych elementów Krwawej Forsy – szukanie dróg do uśmiercenia wroga jest niesamowicie satysfakcjonujące. Tym bardziej, że panowie z IO-Interactive w tym aspekcie naprawdę się przyłożyli, dzięki czemu ścieżki te są bardzo oryginalne. Przykładowo, w jednej z misji trafiamy do opery. Musimy pozbyć się solisty, który właśnie odbywa próby do spektaklu, w którym ginie od kuli z pistoletu. Według własnego uznania możemy go zdjąć w trakcie przerwy w jego garderobie, bądź... podmieniając spluwę na prawdziwą! Wtedy całą robotę wykona za nas po prostu aktor, zaś my nawet nie pokażemy się nikomu na oczy! O zatruwaniu ciast i wyrzucaniu za burtę już nie wspominam. Jak na tak starą już produkcję, ostatni Hitman daje niesamowitą frajdę, choć jest w sumie grą akcji, a ten gatunek starzeje się najszybciej. Choć z recenzenckiego obowiązku muszę wspomnieć, iż nie zawsze dawany jest nam wybór. Przykładowo w jednej z ostatnich misji pewnego szejka po cichu da się wyeliminować tylko w jeden sposób – ze snajperki, po wcześniejszym skorzystaniu z jego telefonu. Jest to całkiem fajny, satysfakcjonujący sposób, wymagający trochę myślenia aby do niego dojść, ale przez pryzmat innych misji takie ograniczenie zawodzi.
Gra ma cztery lata, ale w sumie widać to tylko w dwóch technologicznych aspektach: grafice i sterowaniu. Oprawa nie wygląda źle, nie jest jednak dobra. Tekstury są proste, niektóre animacje sztywne. Na pewno nie będziemy tutaj podziwiać widoków, ale w normalnej rozgrywce wszystko wygląda całkiem strawnie. Tak samo sprawa ma się w przypadku dźwięku i muzyki, niewyróżniających się pozytywnie ani negatywnie. Trochę gorzej jest z topornym sterowaniem, które szczególnie na początku „przygody” sprawia problemy. Przykładowo nasz agent potrafi przeskakiwać niskie murki, wystawczy do nich podejść i wcisnąć ponownie klawisz chodzenia do przodu. Niestety, przez takie rozwiązanie często 47 przechodzi przez przeszkodę, choć my chcemy tylko się do niej zbliżyć. Brakowało mi też regulacji szybkości skradania znanej z wcześniejszych Splinter Cell’ów – podchodzenie do wroga od tyłu było czasem irytujące.
Krwawa Forsa ma jeszcze kilka małych wad na sumieniu, ale nie warto o nich wspominać. Produkcja obecnie kosztuje zaledwie 30 złotych, a więc nie ma co się zastanawiać – jeśli pragniecie odskoczni od standardowej rozgrywki, gry wymagającej myślenia i, przede wszystkim, pozwalającej na kreatywność – kupujcie. Nic nie da wam takiej frajdy, jak szukanie kolejnych dróg do wyeliminowania celu i uzyskania rangi „Cichego Zabójcy”. Warto tym bardziej, że pewnie niedługo zobaczymy Hitmana 5 – w końcu dosłownie za chwilę premierę ma Kane & Lynch 2, a wtedy twórcy będą mogli wrócić do swej sztandarowej serii.
Plusy
- wiele dróg do celu
- oryginalność
Minusy
- upływ czasu dał się jej we znaki
- w niektórych aspektach schematyczna