James Cameron's Avatar: The Game
Dodano dnia 25-08-2010 22:48
Projekt Avatar, tak nazywa się cały pomysł stworzenia jednolitej gry i filmu w uniwersum niebieskich „kotów”. Przy obu produkcjach, zarówno grze jak i filmie pracował sam James Cameron. Film wywarł na mnie ogromne wrażenie, a jak będzie z grą? Muszę przyznać, że fani Avatara będą się dobrze bawić, jednak coś psuło mi całą harmonię grania. Była to koncepcja fabuły oraz system strzelania.
Inna, a zarazem taka sama...
Fabuła produkcji jest prequelem do filmu i opowiada o konflikcie ludzi z rasą Na'vi. My jako Ryder weźmiemy udział w tej batalii i opowiemy się za jedną ze stron. Wojna poszła o pewien minerał, którego na Pandorze jest pod dostatkiem, a „człowieki” chcą mieć go dla siebie. Tak się jednak składa, że Na'vi nie należą do tchórzy i stają do otwartej walki z homo sapiens.
Jeżeli ktoś oglądał film to może być niemile zaskoczony, cała akcja gry jest prawie lustrzanym odbiciem filmu. Prosty przykład, mniej więcej w tym samym momencie co w filmie walczysz z przerośniętym nosorożcem, gdy budzisz się jako Avatar kamera identycznie najeżdża na dłonie, nawet scena wydaje się być podobna. Takich odniesień fabularno-scenariuszowych jest cała masa i naprawdę pewne rzeczy można przewidzieć już z góry.
3D...
Avatar to produkcja, która rumieńców nabiera dopiero po odpaleniu trybu 3D. Faktem jest, że pożera to dość sporo klatek na sekundę, jednak przyjemność jest tego warta. Cały świat Pandory staje przed tobą otworem. Kołyszące się drzewa, dzikie zwierzęta atakujące cię na każdym kroku, to wszystko wylatuje z twojego ekranu. Czasami można się zapomnieć i zgubić poczucie czasu. Ogromny plus dla Ubisoftu za zastosowanie takiej technologii w swoim dziele. Napomnę, że to 3D nie jest takie jak w kinie. Z jasnych przyczyn jest nieco uboższe.
Żyjący świat Pandory...
Zanim przejdziemy do rozgrywki warto wspomnieć kilka słów o grze poszczególnymi stronami konfliktu. Jak mówiłem po ok. godzinie gry wybieramy frakcję z którą będziemy przemierzać świat gry. Każda z nich ma oddzielny wachlarz broni i misji oraz... stopień trudności. Grając Marines mamy do dyspozycji wiele mechów, quadów i broni palnej, jednak nie tylko Na'vi będą chcieli się nas pozbyć. Pandora to jeden wielki żyjący organizm, który chce usunąć intruza. I tak oto atakować nas będą różnego rodzaju pnącza, przerośnięte kwiaty czy dzikie zwierzęta. Gra się wtedy nieco trudniej, ale dodaje to frajdy do rozgrywki, bo zawsze możemy czegoś się spodziewać zza drzewa.
Opowiadając się po stronie Na'vi przyroda będzie w stosunku do nas mniej agresywna, ale za to broń palna której używają Marines może skutecznie nas poranić. Gra rdzennymi przedstawicielami Pandory przypomina troszkę produkcje pokroju „God of War”, zwłaszcza, gdy w ręku trzymamy maczugę lub dwa sztylety. Przypominam również, że niebieskie koty są trzy razy większe od ludzi, także miło jest pobujać się wśród homo sapiens górując nad nimi, zwłaszcza, że przeważnie powala ich jeden cios, niestety Na'vi są równie słabi.
W pewnym momencie tracimy grunt pod stopami i przechodzimy do walki w powietrzu, tutaj sterujemy banshee, jednak jest ono tak słabo wykonane, że nieraz wylądujecie twarzą na skale. Dużo lepiej steruje się helikopterem ludzi.
Jak w to się gra...
Już na początku gry wybieramy sobie facjatę ludzką oraz naszego Avatara. Nie służy to niczemu szczególnemu, jednak miło jest mieć możliwość wyboru. Później przechodzimy do właściwej części gry. Akcja rozpoczyna się na statku, który transportuje nas na obcą planetę, a raczej księżyc. W międzyczasie ucinamy sobie pogadankę przez ekran holograficzny. I tak o to lądujemy na Pandorze. Pierwsze questy to po prostu, idź powiedz, przynieś odpowiedź. Już po chwili możemy wskoczyć do komory, która połączy nas ze swoim niebieskim alter ego- Avatarem.
No więc „Avatar: The Game” to trzecioosobowa gra akcji ukazująca konflikt RDA z Na'vi. Jeżeli miałbym ją do czegoś porównac, to będzie to Lost Planet. Tutaj również przemierzamy dość spory obszar, a i magazynków opróżnimy dość sporo. I od razu wspomnę o najgorszym aspekcie gry, który nie pozwala cieszyć się zabawą na dłuższą metę. Strzelanie zostało zrobione tak słabo, że łysi wyrywają sobie włosy z nosa. Nie precyzyjne, frustrujące, a na dodatek zadające mało obrażeń. Tak mógłbym scharakteryzować ten element. Nie wiedziałem czy to przeciwnicy są zbyt szybcy względem mojej broni, czy to przez czułość myszki. Okazało się, że o ile z daleka nie ma problemu, to jak wdamy się w potyczkę na bliski dystans ciężko cokolwiek trafić. Spory minus gry.
Autorzy również nie popisali się z otwartością świata. Gdyby ta gra takowy posiadała, śmiem twierdzić, że mogłaby konkurować z Crysisem na najlepszą dżunglę ever. Jednak wszędobylskie niewidzialne ścianki lub ogrodzenia skutecznie pozbawiają nas możliwości pozwiedzania. Najbardziej doskwiera to w pierwszych godzinach, kiedy to jesteśmy ciekawscy wszystkiego, później staje się to normą i przyzwyczajamy się.
W grze dodany został dość popularny system levelowania postaci. Za każdego zabitego zwierza otrzymujemy punkty doświadczenia, te z kolei po uzyskaniu odpowiedniej liczby awansują nas na wyższy poziom. Przy każdym takim poziomie otrzymujemy paczkę broni i umiejętności specjalnych, mogą to być np. dla Na'vi przywołanie zwierząt na pomoc, niewidzialność lub dla Marines szybszy bieg i samouleczenie. Niestety nie mamy wpływu na to co znajdziemy w paczce, a i przeglądanie broni nie jest jakimś najprzyjemniejszym sposobem spędzenia czasu. Po otrzymaniu giwery brakuje jednoznacznej podpowiedzi, która z nich jest najlepsza.
Oprawa audio i wideo.
Wizualnie Avatar jest bardzo dobry, zwłaszcza odpalony na maksymalnych detalach i przy bibliotece DirectX 10. Rośliny jak i cała dżungla wygląda kapitalnie, a każdy krzaczek wydaje się być odwzorowany w najdrobniejszych szczegółach. Oczywiście uczucie to potęguje się przy włączeniu 3D o którym już wspomniałem, jednak i bez tego gra wygląda po prostu świetnie. Jedno do czego mogę się przyczepić to zbyt niedopracowane animacje postaci. Czasami wyglądają jakby brakowało płynności i były niedopracowane.
Jeżeli chodzi o audio to również nie mam zastrzeżeń, muzyka jest dobra, lecz nie zapada jakoś szczególnie w pamięć, ot kawałek dobrego brzmienia. Inaczej jest już z odgłosami otoczenia i broni - te wypadają perfekcyjnie. Wszystkie nawoływania, ryki i odgłosy dżungli wypadają świetnie i nie raz będziecie grali na słuch unikając zagrożenia. Głosów postaciom użyczyli aktorzy znani z kinowego Avatara i to jest niewątpliwy plus, bowiem wywiązują się ze swojej roli bardzo starannie.
Na koniec wspomnę o trybie multiplayer, który co prawda jest, jednak nie przetestowałem go, gdyż dołączenie do gry w moim wypadku graniczyło z cudem.
To jaki ten Avatar jest...
Ano Avatar: The Game to z początku bardzo miła produkcja, jednak system strzelania(bądź co bądź podstawa w tego typu produkcji) skutecznie zniechęca do gry. Troszkę odniosłem wrażenie, że twórcy zupełnie zapomnieli o „technicznej” warstwie, a postawili na przeniesienie Avatarowskiego klimatu do produkcji. No chyba, że to autorzy byli na tyle słabi, a cała otoczka to dzieło Camerona. Tytuł ten mogę polecić fanom serii oraz zapaleńcom technologii 3D, reszta może zagrać w celu nadrobienia zaległości, jednak nie oczekujcie rewolucji w gatunku. Nastawcie się na kawał dobrego klimatu, a będzie dobrze...
Grę możecie kupić tutaj za pośrednictwem serwisu GamersGate.com, któremu serdecznie dziękujemy!
Plusy
- świetny Avatarowski klimat
- naprawdę ładna grafika
- wybór strony konfliktu
- tryb 3D
Minusy
- katastrofalny system strzelania
- Na\'vi są zbyt słabi
- schematyczne questy
- kiepskie sterowanie banshee
- niby inna niż film a jednak podobna