Star Wars - Knights Of The Old Republic
Dodano dnia 05-09-2010 20:49
Trudno znaleźć miejsce na świecie, w którym nie byłoby ani jednego fana Star Wars. Nie dziwi więc fakt, że na rynku mamy masę książek, komiksów, gadżetów i gier spod znaku Gwiezdnych Wojen. Jedne gorsze, drugie lepsze, ale były i takie, które do dziś zachowały się jako absolutna klasyka gatunku. Wystarczy wymienić chociażby ”SW: X-Wing”, ”SW: Jedi Knight: Jedi Academy” czy ”SW: Knight of the Old Republic”. Skupmy się jednak na ostatnim tytule, który od lat uznawany jest za klasykę gatunku cRole Playing Game. Czy rzeczywiście ”Rycerze Starej Republiki” to gra, którą można polecić nawet dzisiaj?
Dawno, dawno temu...
Niestety, ”KotOR” nie błyszczy fabułą. Co prawda uniwersum Star Wars nigdy nie zadawało zbyt wielu trudnych pytań, a gdy już były, zazwyczaj niknęły i nikt ich dobrze nie wyeksponował(tyczy się to głównie filmów i gier). Dlatego też nie oczekiwałem po produkcji BioWare`u fabularnego majstersztyku jaki był np. przy okazji ”Wiedźmina”. Nie znaczy to, że historia w ”Rycerzach Starej Republiki” jest zła. Wręcz przeciwnie! Mnie, jako fana Gwiezdnych Wojen, wciągnęła i to bardzo, choć w zasadzie to typowa do bólu walka dobra ze złem. Nie przeszkodziło to jednak twórcom na, może nie najlepszy, ale z całą pewnością bardzo dobry zwrot akcji, który jest przyczyna wielu dyskusji na forach SW.
Sama historia rozpoczyna się prawie 4000 lat przed Darthem Vaderem. Zamiast niego i Imperatora, Lordem Sithów jest niejaki Darth Malak. Republika toczy z nim nierówną walkę, gdyż, jak to bywa, wróg ma niezwykłą przewagę liczebną. Nasz bohater, będący załogantem statku Republiki Endar Spire, zostaje zaatakowany przez Sithów i zmuszony jest do ucieczki na pobliską planetę Taris. Wraz z nim udaje się Carth-jeden z najlepszych żołnierzy Jasnej Strony. Jedynym sposobem na pokonanie Sithów jest odnalezienie Jedi Bastilli, która wraz z nami była na statku, jednak po drodze gdzieś się zawieruszyła, a to tylko jedno z licznych wyzwań jakie czekają na nas w Galaktyce.
BioWare nie sprostało światu Star Wars. Mimo iż fabuła aż prosi się o dawkę epickości, nic takiego nie uświadczymy, co jest karygodnym czynem, zwłaszcza że mowa tu o Gwiezdnych Wojnach! Przecież to uniwersum jest pełne epickich momentów, a nawet sama historia pozwalała na stworzenie kilku, jednak twórcy nie skorzystali z nich. Ba, końcówka gry błagała na kolanach choć o kropelkę patosu. Niestety, nic takiego nie dostała. Rozumiem, że cRPG rządzą się swoimi prawami i że sama budowa walk nie pozwala na epickie pojedynki, jednak przecież mamy jeszcze cut-scenki, a nawet w nich brak doniosłych momentów. Jest to też zapewne spowodowane wiekiem tytułu, jednak BioWare wiedziało jakie uniwersum bierze na warsztat, a mimo to nic nie zrobiło. Szkoda, wielka szkoda.
Widać, że twórcy chcieli jak najbardziej urozmaicić swoje dzieło. W tytule znajdziemy kilka minigier, których próżno szukać w innych Role Play`ach. Trudno znaleźć cRPG bez gry w karty tudzież w kości. To już absolutna klasyka i także tutaj nie mogło jej zabraknać, z tą różnicą, że nie ma tak pospolitej nazwy oraz zasad jak np. Poker. O nie, w świecie Star Wars gra ta nazywa się Pazaak, a jej zasady pojmie każdy 7 latek. Po prostu należy szybciej niż przeciwnik nazbierać 20 punktów za pomocą dodających lub ujmujących je kart. Inną bardzo miłą minigrą są wyścigi. Tak, dokładnie! Co prawda nie ścigamy się z przeciwnikami, a po prostu musimy uzyskać najlepszy czas. Trzeciej zabawy wam nie zdradzę, gdyż jest jeszcze rzadziej, o ile w ogóle, spotykana w grach cRPG.
W czasie naszej podróży będziemy mogli, jak przystało na staroszkolnego ”rolpleja”, zdobywać kolejnych członków drużyny. Część z nich jest wymagana do dalszego zagłębiania się w historię, jednak w niektórych przypadkach sami możemy zadecydować, czy chcemy by dana osoba dołączyła do naszej ekipy. Każda z postaci ma inną klasę i zdolności, co wraz z tylko dwoma wolnymi miejscami przy boku bohatera, wymusza na nas odpowiednie dobranie ich w zależności od zadania.
Jedną z najważniejszych rzeczy w Role Play`ach są oczywiście dialogi. Niestety, tu wychodzi na wierzch wiek produkcji BioWare`u. Jak wiadomo, balansowanie pomiędzy Jasną, a Ciemną stroną Mocy jest normalne w tym gatunku. Szkoda, że w tamtych czasach gracze tak mało oczekiwali od systemu dialogów. Można być albo dobrym chrześcijaninem, albo totalnym chamem. Zostaje jeszcze neutralność, jednak zazwyczaj wiąże się to z ”olaniem” rozmówcy. Twórcy zastosowali bardzo stereotypowe przedstawienie sił dobra i zła. Nie można być charazmatycznym Sithem, czy niegrzecznym(a nie chamskim) Jedi. Albo Dobra, albo Zła strona Mocy. Wielka szkoda, że na prawdziwie ”szare” odpowiedzi musieliśmy czekać aż do premiery Wiedźmina.
O wiele lepiej wypadają rozmowy z naszą drużyną. Każdego z jej członków można wypytać o pochodzenie oraz dlaczego wyraził chęć dołączenia do nas. Większość z tych opowieści nie porywa, jednak po trafieniu na pewne dwie postacie zmieniłem zupełnie zdanie, co do konwersacji z drużyną. Ich wypowiedzi wprowadzają pewien powiem świeżości i humoru do poważnej misji, jaka na nas będzie czekać. Mam wielką nadzieję, że spotkam ich również w drugiej części ”Rycerzy Starej Republiki”, gdyż to chyba najciekawsze postacie produkcji BioWare`u.
Przy wybieraniu klasy postaci zaskoczyła mnie pewna rzecz. Chodzi o ich ilość, gdyż do wyboru mamy tylko trzy: zwiadowce, łajdaka oraz żołnierza. Zanim zaczniecie rzucać kamieniami w pudełko z grą, muszę wam coś powiedzieć. W grze można wybrać dwie klasy, z czego drugą dopiero przy zostaniu Jedi. Właśnie wtedy też powiększa się nasze drzewko umiejętności o zakładkę Moc. Samo Skill Tree nie jest przesadnie rozbudowane, jednak to co reprezentuje w zupełności wystarcza, a i tak wszystkiego nie zdobędziemy, dlatego warto się zastanowić przy wyborze odpowiednich umiejętności.
Zastanawia mnie jak BioWare mogło spaprać, a przynajmniej zepsuć, jedną z najbardziej podstawowych rzeczy w cRPG jaką jest ekwipunek. Fakt, że ma nieskończenie wiele miejsca jest równoznaczny z noszeniem w nim masy śmieci. I tu pojawia się jego olbrzymia wada. Brak, niemalże jakiegokolwiek, posegregowania przedmiotów. Jest co prawda podział na nowe oraz te do zadań, jednak co z tego, skoro nawet te sprawdzone kilka godzin wcześniej są według gry nadal nowe, a tych drugich jest za mało by ten zabieg miał sens. Wystarczyło je podzielić na broń, pancerze, lekarstwa albo notesty, tudzież informacje, a oszczędziłoby mi to wielu minut szukania tego jednego przedmiotu.
Błyszcząca Gwiazda Śmierci
Jako że tytuł ten ma już 7 lat na karku, to do najładniejszych nie należy. Pikseloza ani kanciaste modele nas nie atakują, jednak brak tutaj czegokolwiek, by móc się zachwycić. Tekstury są niskiej rozdzielczości jak i jakości, a odległe pustynie, morza czy inne krajobrazy mogą co najwyżej cieszyć oko, ale nic więcej. Oczywiście to wina wieku, ale nie zmienia faktu, że grafiką ”KotOR” nie zrobi na tobie wrażenia.
Również przy wyborze postaci ”Knight of the Old Republic” nie ma sie czym pochwalić. Mamy raptem tylko kilka twarzy do wyboru i nic więcej. Ta sama sytuacja ma miejsce przy zmianie ubioru. Zazwyczaj mamy tylko kilka dostępnych pancerzy różniących się głównie statystykami, a tylko niektóre z nich na prawdę zmieniają wygląd bohatera, czy drużyny w stopniu zauważalnym dla gracza.
Bardzo cieszy fakt, że BioWare nie poszło na łatwiznę przy okazji ścieżki dźwiękowej. Najbardziej znanych motywów nie usłyszymy tu niemal ani razu. Prawie cały soundtrack jest stworzony specjalnie dla tego tytułu, co bardzo cieszy. Martwi natomiast fakt, że muzyka zupełnie nie zapada w pamięci. Obojętnie jak głęboko sięgał bym pamięcią, żadnego utworu nie mogę sobie przypomnieć. Ścieżka ani nie przeszkadzała, ani zachwycała.Odgrywała za to znaczną rolę w tworzeniu niezbyt gęstego klimatu produkcji. Było to spowodowane faktem, iż jest bardzo zbliżona melodycznie do tej z filmów.
Zupełnie inna sprawa ma się z odgłosami i głosami. Do tych pierwszych nie mam absolutnie żadnego zarzutu, gdyż brzmią świetnie. Czy to miecz świetlny, blaster, czy szarżujący na ciebie Rancor-wszystko brzmi tak jak powinno. Teorytycznie głosy również takie są, jednak tylko jeśli chodzi o osoby władające Wspólnym(czyt. mówiące po angielsku). Osobniki nie mówiące tym najpowszechniejszym w Galaktyce dialektem, porozumiewają się w swoim ojczystym języku. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda dobrze, jednak gdy po raz 3 słyszysz tą samą kwestię wypowiedzianą w czasie jednej rozmowy, to już nie jest to fajne. Nasz bohater również nie wychodzi na tym polu najlepiej, a to przez to iż jest niemy. Teorytycznie, gdyż najwyraźniej tylko postacie w grze mają zdolność słyszenia kwestii naszego protagonisty. Dochodzi przez to do sytuacji, w których nasi rozmówcy prowadzą bardziej monolog niż dialog.
Czy Moc jest silna?
Trochę napsioczyłem na ”Rycerzy Starej Republiki”, ale nie znaczy to, że gra jest zła. Przeciwnie, świetnie się bawiłem przemierzając Galaktyke razem z moją drużyną. Te narzekania są spowodowane przez drugorzędne traktowanie cRPG w tamtych czasach i fakt, że twórcy wybrali sobie niebyle jakie uniwersum. Tym bardziej szkoda, że nawet cut-scenki, które jakością nie grzeszą, pozbawione są jakichkolwiek oznak EPICKOŚCI, które w filmach, jak i niektórych tytułach, były bardzo widoczne. Razi też wybór pomiędzy Dobrą, a Złą stroną Mocy, który jest zamknięty w bardzo stereotypowych ramach. Mimo tego, historia jest bardzo wciągająca, walka satysfakcjonująca, a i po ukończeniu gry nie ma uczucia niedosytu. Tak więc, ”Star Wars: Knight of the Old Republic” polecam każdemu fanowi cRPG oraz uniwersum Gwiezdnych Wojen, który nie boi się trochę archaiczności oraz braku epickości.
Plusy
- uniwersum SW
- satysfakcjonująca walka
- niektóre postacie z drużyny
- wciągająca fabuła
Minusy
- częściowo-system dialogów
- brak epickości
- niezapadająca w pamięć muzyka
- miejscami grafika
- słaby klimat świata SW