Mount & Blade : Ogniem i Mieczem
Dodano dnia 17-12-2010 13:30
"Mount & Blade" jest świetnym przykładem gry, która potrafi przyciągnąć do siebie rzesze fanów pomimo technicznego zacofania, mnóstwa błędów, niedoróbek, słabych rozwiązań, średniego klimatu czy niezbyt rozbudowanej fabuły. Ma bowiem to, co najważniejsze - grywalność. Wcielanie się w rycerza, gromienie wrogich armii, zbieranie własnej jednostki - wszystko to w świecie elektronicznej rozrywki jest dość oryginalne i świeże. A że rozgrywka sprawia ogromną frajdę, w rezultacie otrzymaliśmy produkcję co najmniej dobrą. "Ogniem i Mieczem" zaś to coś w stylu samodzielnego dodatku, który wprowadza gameplay w realia upadającej, XVII-wiecznej Rzeczpospolitej, atakowanej ze wszystkich stron przez jej sąsiadów.
Sam w wersję podstawową nie grałem w ogóle - ot, spędziłem kilkadziesiąt minut sprawdzając demo, które ani trochę mi się nie spodobało. Trzeba powiedzieć wprost, że M&B nie jest grą z gatunku "easy to play". Początki są bardzo trudne. Gracz zostaje przytłoczony ogromem rzeczy, które może robić oraz zupełną dowolnością poczynań. Producenci nie narzucają żadnej określonej drogi. W sumie nie ma także wymogu wzięcia udziału w wątku głównym - wszystko może toczyć się gdzieś obok nas, oddzielnym torem. Rozgrywka przypomina zresztą w pewnym sensie MMO - niezbyt liczy się tutaj fabuła i tło wydarzeń, ważniejsze jest rozwijanie postaci, pnięcie się w górę w hierarchii, zyskiwanie sławy. Zadania są tylko pretekstem do stoczenia kolejnych potyczek, ewentualnie odskocznią od starć. Wbrew pozorom pomimo owej monotonii OiM jest w stanie wciągnąć na bardzo długo. Niestety, przez kilka słabych rozwiązań, nie na tyle długo, by każdy mógł dobrnąć do końca.
Do broni!
Wcielamy się w podrzędnego najemnika, który przybywa na tereny wschodniej Europy w celu zdobycia sławy i bogactw. Spotkany Francuz kieruje nas do pierwszej wioski, gdzie dostajemy zadania. W ten sposób poznajemy zasady rządzące światem "Mount & Blade". Możemy odwiedzić dosłownie każde miasto i wioskę, wszędzie też możemy znaleźć misje. Z naciskiem na "możemy", gdyż niestety zajęcie z czasem znaleźć coraz trudniej i trzeba sporo się najeździć, aby dostać konkretną pracę. Najlepiej zwracać się po nią do szlachciców, gdyż nie tylko napełnimy dzięki temu kiesę, ale także zyskamy szacunek wielkorządców. A ten jest wymagany, jeśli chcemy wkupić się w łaski władcy, któremu podlegają. Niestety, tutaj objawił mi się pierwszy naprawdę ogromny bug gry - mimo zdobycia sporej sławy(większej niż niektórzy dowódcy...), sympatii króla i szlachty, nadal nie dostałem od Rzeczpospolitej nic w zamian. A wg innych grających pierwszą wioskę powinienem mieć już po paru godzinach grania! Nic nie dało toczenie długich, wymagających i pustoszących sakwę bitew z przeważającym wrogiem, nadskakiwanie wszystkim, którym tylko się dało - gra stanęła w miejscu i nijak nie dało się jej ruszyć. Brnąłem tak przez jakieś 30h, co spowodowało, że nie miałem najmniejszej ochoty zaczynać wszystkiego od początku i porzuciłem rozgrywkę. Powody miałem tym bardziej, że już wcześniej musiałem zaczynać ją od zera. Okazało się bowiem, że wybrana przeze mnie opcja autozapisu ograniczała mi wszystkie inne możliwości zachowywania stanu rozgrywki! Miałem tylko jeden slot, na dodatek nadpisywany automatycznie, przez co nie dało się cofnąć żadnej decyzji. A że raz przez przypadek poddałem się malutkiemu oddziałowi zwiadowców(po kilku godzinach gry!), nie było sensu męczyć się w ten sposób. Szkoda, że wybór zapisu jest tak mylnie określony - wiele osób pewnie zrazi się po podobnych jak moich doświadczeniach.
Kiedy jednak uda nam się wkręcić w świat gry, okaże się on szalenie wciągający. Teoretycznie wciąż robimy to samo, ale - znów podobnie jak w MMO - jest to tak satysfakcjonujące, że chce nam się powtarzać te czynności. Chodzi tu głównie o walkę, która jest genialna w swej prostocie. Po napotkaniu wrogich sił zaznaczamy je na mapie, doganiamy(bądź one dościgają nas) i... nie, nie zaczynamy walczyć. Do wyboru mamy kilka opcji - poddać się, uciec, zostawiając za sobą część żołnierzy osłaniających nasze tyłki, bądź też zetrzeć się z przeciwnikiem na ubitej ziemi. Jako że dwie pierwsze opcje są zupełnie bezsensowne(niewola odbiera nam cały dobytek i załogę, nie ma też sensu w pozostawianiu oddziałów na pastwę żołdaków - lepiej zwyczajnie wczytać zapis), przejdę od razu do opisu bitwy. Na jej początku zostajemy rzuceni wraz z towarzyszami na oddzielną, niezbyt dużą planszę, na której drugim końcu respawn'uje się wróg. Nie pozostaje więc nic innego jak wyruszyć w jego kierunku i spróbować go pokonać. W trakcie walki możemy wydawać podstawowe rozkazy, każąc wojakom podążać za nami, radzić sobie samodzielnie, wycofać się, czy atakować - gdyby ktoś chciał grać na najwyższym poziomie trudności musiałby pewnie zagłębić się w resztę opcji(choćby dobrać broń odpowiednią do sytuacji - na konnicę piki, przeciw piechocie pistolety i szable), jednak przy normalnej rozgrywce te podstawy w zupełności wystarczają, aby gromić o wiele liczniejsze oddziały. Sam obecnie swoim 90 osobowym oddziałem mogę bez większych problemów pokonać wojska ponad dwukrotnie przewyższające mnie liczebnością. Przy odrobinie szczęścia przy każdej potyczce zabijam 10 razy więcej ludzi, niż tracę (starcia powyżej 100 żołnierzy są skalowane i toczymy je w "turach"). Szkoda tylko, że bez naszej obecności na polu bitwy nasi podopieczni nagle przestają sobie radzić, co potrafi mocno zirytować. Najważniejsze jest jednak to, iż walki te dają niesamowitą frajdę! Szarżowanie na koniu, widok własnej piechoty gromiącej wroga, czy zdejmowanie przeciwnika z rumaka po idealnie wymierzonym cięciu - wszystko to sprawia, że bitwy bardzo długo się nie nudzą. Raz widziałem dwóch husarzy w jednym tempie uderzających dwoma pikami wprost w bezbronnego piechociarza. Ah, cóż to był za widok! Równie fascynujące są oblężenia, w trakcie których szaleńczo wymahujemy mieczem siekąc na prawo i lewo, i trafiając kogo tylko możemy. Choć tutaj ujawnia się pewna bolączka produkcji - zwykli wojacy są o wiele słabsi od nas, przez co po przebiciu się na plac często padają jak muchy i zostajemy sami przeciw dziesiątkom wrogów, którzy zabijają nas w mgnieniu oka salwą z muszkietów.
Na pohybel!
Sama walka jest dość prosta. Mamy blok, możemy zadawać cięcia z różnych kierunków, korzystać z tarczy i śmiercionośnej broni palnej. Niby nic specjalnego, ale i tak szlachtowanie kolejnych wrogów jest bardzo satysfakcjonujące. Rozwijanie zdolności szermierskich bohatera także nie jest trudne - ot, mamy kilka głównych współczynników(siła, zręczność, czy odpowiedzialne za inną kategorię umiejętności charyzma i inteligencja), kilkanaście różnych skillów oraz poziom zaawansowania w obsłudze danego rodzaju broni(drzewcowa, palna, miecze jednoręczne, dwuręczne itd.). Co poziom dostajemy punkty, które możemy wydać na rozwój. Ważne jest to, iż nie ma ich na tyle dużo abyśmy mogli być ekspertem w każdej dziedzinie. Dlatego musimy odpowiednio rozdysponować je pomiędzy zdolności dotyczące naszej postaci(przykładowo jazda wierzchem) i całego oddziału(przywództwo). Resztę zaś uzupełniamy dzięki spotykanym po drodze postaciom niezależnym, które przyłączamy do drużyny i rozwijamy niczym w oldschoolowym RPG-u. Wśród nich znajdzie się także znany z trylogii Pan Zagłoba! "Ogniem i Mieczem" świetnie motywuje do rozwoju, dzięki czemu mamy dodatkowy powód do toczenia kolejnych bitew. Każdy zainwestowany punkt daje widoczne korzyści, co jeszcze bardziej zachęca do "masterowania" postaci. Ogólnie mówiąc cały ten system został naprawdę zgrabnie wymyślony i zrealizowany.
Tym bardziej szkoda, że jest on w ogólnym rozrachunku dość ubogi. Rozwijamy się praktycznie tylko przez walkę, fabuła jest szczątkowa, klimat ledwo odczuwalny, zadania nie oferują żadnego urozmaicenia. Do tego grafika nie powala, tak samo zresztą jak muzyka i głosy(wśród których są tylko bitewne okrzyki - dialogów brak). Sprawy nie ratuje stan techniczny produkcji, w której pełno jest niedoróbek i błędów. Widać, że studiu przydałyby się większe nakłady pieniężne i dłuższa chwila zastanowienia nad wyglądem gry. Mają oni świetny pomysł na gameplay, jednak niestety nic poza tym. I mimo że przez długi czas "Mount & Blade: Ogniem i Mieczem" bawi, monotonność rozgrywki nie pozwala mi wystawić innej oceny. Kolejny punkt odejmuję za fatalne bugi, co skutkuje niską notą.
Plusy
- spora grywalność
- dające wiele satysfakcji bitwy
- nieskomplikowany, ale dobry system rozwoju postaci, zachęcający do dalszej gry
Minusy
- słaba grafika i udźwiękowienie
- monotonia
- bugi i niedoróbki