Crash Time IV: The Syndicate
Dodano dnia 05-03-2011 12:56
"Kiedy nie ma co się lubi, to się lubi co się ma" - tak twierdzi stare polskie przysłowie. W dobie często pojawiających się na rynku gier nowości, przy jednoczesnym braku gotówki, jako gracze nie raz musimy uznać te słowa za niezwykle prawdziwe i realistyczne. I tak, zamiast wydawać na hit 120 złotych, wydajemy ich 20 na jego substytut. Ten, o ile trzyma jako-taki poziom, zazwyczaj jest w stanie nas tymczasowo zadowolić. "Crash Time IV" wydaje się być właśnie takim zamiennikiem, który nabywamy, kiedy nie stać nas na "Test Drive Unlimited 2", czy "Need for Speed: Hot Pursuit". Za nieduże pieniądze otrzymujemy produkcję, która co prawda w żadnym aspekcie nie może mierzyć się z największymi hitami, ale na pewno zapełni lukę po lepszych grach i zapewni nam kilkanaście godzin rozrywki.
Seria ta tworzona jest na bazie niemieckiego serialu "Kobra - oddział specjalny", emitowanego również w polskiej telewizji, bodaj na antenie TVN-u. Swego czasu oglądałem go regularnie po powrocie ze szkoły, gdyż zawierał wszystko, czego wymaga 14-latek - efektowne pościgi, spektakularne karambole oraz niemałą ilość wybuchów. Opowiada on o jednostce policji zwanej Kobra 11, która zajmuje się patrolowaniem autostrad. Tak samo jest w grze. Wcielamy się tu w dwójkę bohaterów znanych z małego ekranu, Semira i Bena, aby w ich skórze tępić piratów drogowych. Tym razem nie są to jednak zwykli amatorzy, a członkowie zorganizowanej grupy przestępczej - Syndykatu. W związku z tym droga przez karierę polega na ich ściganiu, odnajdywaniu kryjówek, instalowaniu kamer i zbieraniu informatorów tak długo, aż rozbijemy całą siatkę. Niestety, choć z początku daje to sporą frajdę, dość szybko zaczyna nudzić.
Stan taki wynika z faktu, iż twórcom zabrakło pomysłu na fabularne rozwinięcie akcji. O ile na początku co chwilę robimy co innego, później cała zabawa polega na powtarzaniu tych czynności do osiągnięcia odpowiedniego poziomu. I tak czwarty z pięciu rozdziałów, na które gra jest podzielona, kończymy bodaj po osiągnięciu 40% postępu, zaś ostatni - po 80%. W międzyczasie nie dzieje się dosłownie nic ciekawego, nie ma żadnych zwrotów akcji, czy innych niepotrzebnych wg twórców udziwnień. Produkcja ma otwartą strukturę, dlatego w trakcie rozgrywki jeździmy po przygotowanym przez programistów, podzielonym na dwa obszary, terenie. Tutaj w kółko wykonujemy wszystkie czynności opisane w poprzednim akapicie, przy czym dwie z nich - znajdywanie kryjówek i zakładanie kamer - polegają wyłącznie na dotarciu w określone miejsce.
Trochę więcej wysiłku musimy włożyć w pozyskanie informatorów. Utrudnianie śledztwa i szantażowanie policjantów nie jest chyba w Niemczech niczym nadzwyczajnym, gdyż prawie każda z osób mogących nam pomoc chce najpierw czegoś w zamian. Przysługi te są w miarę zróżnicowane: raz dostarczymy zagubioną cysternę, czy samochód do jazdy próbnej, innym razem upomnimy niepłacących lokatorów jeżdżąc wózkiem golfowym po polu kempingowym. W jeszcze innym przypadku będziemy musieli wygrać wyścig zasiadając za kierownicą monster trucka, czy udowodnić na torze swą wartość ścigając się z pasjonatami tuningu. W zawodach brać udział będziemy mogli nie tylko przy okazji pozyskiwania informatorów. W każdej chwili możemy wziąć udział w mistrzostwach albo odpalić zawody z poziomu menu głównego. Rywalizacja jest całkiem przyjemna i trudniejsza niż np. w "TDU2". Co jednak ciekawe, wcale nie dawała mi więcej satysfakcji niż w produkcji Eden Games. Być może powodem tego były mniejsze profity bądź trochę gorszy model jazdy.
Prosta arcade'ówka.
Prowadzenie pojazdów w "Crash Time IV" jest dość zręcznościowe i w żadnym aspekcie nie przypomina quasi-symulacyjnego modelu jazdy z "Test Drive Unlimited 2". Auta dobrze trzymają się drogi, prowadzi się je dość "miękko". Bardzo łatwo się też driftuje i wymija pojazdy w ruchu ulicznym nawet na pełnej prędkości. Samo jej poczucie też jest zresztą większe niż w "TDU2", mimo iż samochody są wolniejsze - sam jechałem tu najszybciej 250km/h. Różnica polega na tym, iż na Oahu czy Ibizie samochodów na drodze było zdecydowanie mniej, same ulice zaś były też o wiele dłuższe (swoje trzy grosze dorzuca również nitro). Tutaj twórcy chwalą się przygotowaniem 100 kilometrów dróg, ale powiedzmy sobie szczerze - nie jest to wcale oszałamiająca liczba. Jako że do "Crash Time'a IV" zasiadłem zaraz po zakończeniu przygody z dziełem Francuzów, miasto przedstawione przez Niemców wydawało mi się wręcz klaustrofobicznie małe.
Wróćmy jednak do samego gameplay'u. W trakcie przemieszczania się po mieście naszym głównym zadaniem jest łapanie przestępców. Aby tego dokonać, musimy oczywiście najpierw delikwentów wykryć. Dróg do tego jest kilka - może znaleźć się w polu widzenia zainstalowanej przez nas kamery, możemy dostać zgłoszenie przez radio, czy zwyczajnie zauważyć kogoś jadącego nie do końca zgodnie z przepisami. Później naszym zadaniem jest śledzenie albo też złapanie podejrzanego. Sam zazwyczaj nie bawiłem się w podchody. Z autopsji dowiedziałem się bowiem, iż najczęściej po dotarciu do kryjówki przestępca nagle przestawał nim być(mimo iż ciągle siedziałem mu na ogonie!), a więc pozostawałem z niczym. Bug, czy niedopatrzenie? Ciężko stwierdzić. W zaistniałej sytuacji wolałem od razu wjechać w tył ściganego wozu i podjąć próby zepchnięcia go na pobocze i zatrzymania. Niestety to nie wystarcza - aby pojmać złoczyńcę musimy jeszcze przytrzymać go w miejscu przez pięć sekund. Rozwiązanie niezbyt realistyczne, ale muszę przyznać, iż konieczne, aby gra była grywalna. Sęk w tym, że podejrzani zazwyczaj nie chcą zbyt szybko się poddać, a praktycznie każdy ich ruch restartuje proces odliczania. Nie tworzy to wielkiego problemu, kiedy nigdzie się nam nie spieszy. Zdarza się jednak, że np. podczas transportowania podejrzanych do więzienia jesteśmy nimi na tyle zaabsorbowani, że drudzy w między czasie odbiją nam konwój. Wtedy możemy nie uporać się na czas ze złapaniem członka Syndykatu(tutaj wszyscy piraci drogowi do niego należą). Problem ten rozwiązuje się później, kiedy to dostajemy możliwość ostrzeliwania ściganego. Niestety, "Crash Time IV" uwielbia wysypać się do pulpitu w momencie wystrzelenia kuli, która zatrzymałaby pojazd.
Brudni Ben i Semir.
Co ciekawe, zarówno w trakcie pościgów, jak i normalnego jeżdżenia po mieście, wcale nie musimy troszczyć się o bycie dobrymi policjantami. Ben i Semir są typowymi "złymi glinami", którym wolno wszystko ze względu na osiągane wyniki. Możemy więc dowolnie obijać nie tylko swój wóz, ale też wszystkie inne uczestniczące w ruchu. Najbardziej interesujący jest fakt, że auta te wybuchają na miejscu po silnym zderzeniu, a za ich kierownicami siedzą normalnie ludzie! Cóż, pewnie dlatego gra ma na pudełku znaczek "12+" od PEGI, a nie "7+"(tak jak "Burnout Paradise", w którym samochody są puste). Pomyliłby się jednak ten, kto uznałby, iż gra jest poważna - to zwykła ścigałka.
Kilka ciepłych słów należy się twórcom za oprawę audio. Utwory zaimplementowane w grze można podzielić na dwie kategorie: gitarowe i elektroniczne. O ile te drugie nie zrobiły na mnie większego wrażenia, ostrzejsze kawałki zagrane na gitarach są naprawdę bardzo fajne. Co prawda nie aż tak, aby je nucić czy zasłuchiwać się w trakcie grania, ale stanowią świetne tło dla dość dynamicznej rozgrywki. Za to wielki plus dla studia Synetic. Niewiele gorzej jest w przypadku grafiki. Tekstury nie są najwyższej jakości, zdecydowanie brakuje im detali, ale produkcja nadrabia to filtrami i rozmyciami, dzięki którym momentami przypomina "Most Wanted", czy "GTA IV". Bardzo fajnie prezentuje się również model zniszczeń, któremu podlegają zarówno pojazdy cywilów, jak i nasze(nie ma licencjonowanych aut). Blacha realistycznie się gnie, zderzaki i koła odpadają. Samochód ciężko jednak doprowadzić do stanu totalnego zniszczenia - raz, że w odpowiednich miejsach na mapie można go naprawiać, a dwa - nie ma tu niczego takiego jak np. "dzwon" znany z "Dirta". Aby samochód zezłomować, należy nabić mu 100% "obrażeń". A to praca ciężka i żmudna...
W "Crash Time IV: The Syndicate" zaimplementowano również multiplayer, ale nie ma co się o nim rozpisywać z prostego względu - nie ma z kim grać. Jako że minęło zaledwie kilka dni od premiery, świadczy to chyba najlepiej o poziomie produkcji. Owszem, jest ona niezła, ale to tylko średniak, który nie jest niczym więcej jak "czasową zapchajdziurą" dla tych, których aktualnie nie stać na nic lepszego. Jeśli jesteśmy w takiej sytuacji, a znamy też wszystkie lepsze ścigałki z tanich serii - można kupić.
Plusy
- fajny model zniszczeń
- dość oryginalna tematyka
- niezła oprawa audio
- przyjemny model jazdy
Minusy
- lubi się wysypać
- kampania szybko nuży
- kiepskie, irytujące teksty bohaterów
- monotonna