Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

ZAPOWIEDŹ
TIPSY
PUBLICYSTYKA
PORADNIK
FILMY
AKTUALNOŚCI
Komputer osobisty
Mercenaries 2: World in Flames
Mercenaries 2: World in Flames box
Producent:-
Wydawca:-
Dystrybutor:-
Premiera (polska):05.09.2008
Premiera (świat):03.09.2008
Gatunek:TPP, Akcja
Mam
Ukończona
Czekam
Obserwuj
Ulubione
Ocena
Redakcja
Czytelnicy
Grafika:
Dźwięk:
Grywalność:
Ogólna:

Ocena ogólna:

5

Zagłosuj
Zobacz szczegóły

Mercenaries 2: World in Flames

Dodano dnia 17-05-2011 11:52

Recenzja

Na pudełkach z grami często osiada kurz, a one same stają się przestarzałe i niemodne. Filmy sprzed parunastu lat ustępują dzisiejszym tylko efektami specjalnymi, książki współczesne niewiele różnią się od tych wydawanych w zeszłym stuleciu, to samo można powiedzieć o muzyce (pomijając oczywiście np. nowe gatunki). Tymczasem w przypadku naszej ulubionej rozrywki, już parę lat po premierze wiele tytułów jest zwyczajnie przestarzałych i nie ma po co do nich wracać. A to wyglądają brzydko, a to steruje się archaicznie, a to po prostu na rynku obecna jest już nowa, lepsza produkcja. Taki los spotkał dzieło ludzi z Pandemic Studios. "Mercenaries 2: World in Flames" ukazał się zaledwie trzy lata temu. W tym czasie był tworem całkiem strawnym, który miał co prawda swoje wady, ale rekompensował to zaletami. Pozostając bez szans w starciu z gigantami gatunku, był dla nich jednocześnie niezłą alternatywą, pozwalającą zakosztować sandbox'owej demolki.
 
Już na samym początku twórcy dają nam wprost do zrozumienia, iż nie jest to produkcja poważna. Po wybraniu jednego z trójki najemników, zapoznajemy się z fabułą. Stanowi je pierwsza misja, w której musimy oswobodzić pewnego człowieka. Wszystko idzie jak po maśle, jednak gdy zbliża się ku końcowi, komplikuje się - nasz podopieczny zostaje postrzelony w... tyłek (ew. tyłeczek, jeśli gramy kobietą). Cóż, ta zniewaga krwi wymaga. Razem z ekipą bierzemy się więc do roboty i wyruszamy na polowanie, którego celem jest Solano - gość, który zrobił nam w "czterech literach" dodatkową dziurkę. Jak się okazuje, koleś ten jest prezydentem Wenezueli, w której panuje aktualnie wojna domowa. Wykryto tam bowiem ogromne złoża ropy, których posiadanie może dać władzę nad światem. Takiej okazji nie przepuści nikt, dlatego oprócz miejscowej bojówki i firmy wydobywczej, do akcji dość szybko wkraczają Chińczycy i Amerykanie. Sytuacja idealnie odpowiada motywom naszej postaci, w końcu nic nie sprzyja sianiu chaosu bardziej, niż szerzący się dookoła jeszcze większy chaos.
 
Piękno zniszczenia.
"Chaos" to zresztą słowo kluczowe przy opisywaniu tej produkcji. Głównym jej elementem, który ma przykuć graczy do monitorów, jest możliwość prawie totalnej destrukcji otoczenia. Zapomnijcie o specjalnie oznaczonych budowlach z "Just Cause'a 2" - tutaj w gruzach może legnąć każdy budynek, który nie jest bezpośrednio związany z fabułą! Nic nie stoi więc na przeszkodzie, aby zrównać z ziemią nawet kilkusetmetrowy wieżowiec, aby potem podziwiać rozchodzące się wokół tumany kurzu. Roznoszenie wszystkiego w pył daje niemałą satysfakcję. Oliwy do ognia dodaje fakt, że wszelkie eksplozje wyglądają imponująco, nawet lepiej niż w wielu wydawanych współcześnie produkcjach.
 
Zniszczenie będziemy szerzyć wcielając się w jedną z trójki bohaterów. Na początek najlepiej wziąć Mattiasa, gdyż jest to tutejszy odpowiednik czołgu. Jego zdolnością specjalną jest szybka regeneracja zdrowia, dzięki czemu zabić go bardzo trudno. Nic w tym dziwnego, w końcu długi czas służył w szwedzkiej armii, potem zajmował się za to działalnością kryminalną. Drugi facet w zespole to Chris. Kolejny były żołnierz, tym razem Amerykanin. Jako najsilniejszy, może nosić najwięcej amunicji, co jednocześnie czyni go najmniej przydatnym - nabojów nigdy nie brakuje. Ostatnia postać to Jennifer, jedyna kobieta wśród najemników. Znana z zamiłowania do kasy, w sumie bardziej niż postrzałem przejmuje się tym, że Solano wisi jej pieniądze. Sam zdecydowałem się pokierować Jennifer, co było nie najlepszym, ale też nie najgorszym wyborem. A jeśli już mówimy o postaciach, warto dodać, że w naszej ekipie znajdą się jeszcze Fiona Taylor (przez nią wręczymy łapówkę organizacjom, czasem da nam jakieś wskazówki), Mischa Milanich (wiecznie pijany pilot myśliwca - Rosjanin, jakżeby inaczej), Ewan Devlin (pilot helikoptera) oraz Eva Navarro (mechanik, dzięki odnajdywaniu odpowiednich skrzyń z częściami odblokowujemy u niej pewne upgrade'y sprzętu). Niestety, wszyscy oni pełnią funkcję czysto praktyczną. Niby posiadają jakąś tam osobowość, mamy też zadania z nimi związane, nie ma jednak mowy o jakichkolwiek więzach z towarzyszami.
 
Kasa przede wszystkim.
Choć bezcelowe demolowanie pogrążonego w wyniszczającej wojnie kraju jest samo w sobie fajne, jeszcze lepiej jest czynić to w określony sposób, tj. wykonując misje dla poszczególnych frakcji. Tych jest cztery (chociaż część zadań podejmiemy się na własną rękę). Wspominałem już o nich, ale gwoli przypomnienia - pracę zlecą nam miejscowi rebelianci, Universum Petroleum, Chińczycy oraz Amerykanie. Teoretycznie każda grupa ma swoje motywy i czymś różni się od pozostałych, w praktyce jednak nie ma to większego znaczenia. Owszem, niektóre są ze sobą skłócone, dlatego np. w trakcie zadań będziemy zmuszeni wybić oponentów zleceniodawcy, ale naruszoną reputację można łatwo naprawić dając łapówkę. A że kasy nigdy nie brakuje, sprawa jest banalnie prosta.
 
Same questy również nie są zróżnicowane. Na początku co prawda zdarzają się fajne zadania (np. to z odzyskaniem Dewastatora), później jednak wszystkie są kropka w kropkę takie same. Ot, idziemy do przywódcy frakcji, bierzemy robotę, jedziemy we wskazane miejsce, siejemy zniszczenie i inkasujemy grube miliony. Filozofii nie ma w tym żadnej. Z czasem jednak - pomimo "hartowanej skóry" bohaterów - misje potrafią przysporzyć trochę trudności. Zwykli wojacy praktycznie nigdy nie wywierają na nas wrażenia. Problem pojawia się wtedy, gdy na mapie robi się większy tłok. Atakujące nas czołgi, helikoptery i żołnierze z RPG potrafią napsuć krwi. Wtedy z pomocą przychodzi możliwość przejmowania pojazdów wszelkiego rodzaju. Aby tego dokonać należy się zbliżyć do maszyny (czasem w konkretnym miejscu, np. do lufy czołgu) i wcisnąć klawisz. Wywołuje to sekwencję QTE, którą należy zaliczyć. Interesujące jest to, że ta kombinacja klawiszy jest zawsze taka sama dla danego wozu. Czy to źle? W sumie chyba nie... Do słabszych pojazdów i tak łatwo wejść, za to te lepsze byłyby zbyt trudnym łupem. Dodatkowo warto wspomnieć, że eksplozja takowego nigdy nas nie zabija - zawsze lądujemy na ziemi z 3pkt HP, co daje szansę na przeżycie. Powtarzalność zadań w połączeniu z topornością rozgrywki czyni grę co najwyżej średnim przeżyciem.
 
Na piechotę trudniej.
Oprócz wozów opancerzonych są też pojazdy cywilne. Nie ma ich zbyt wiele, ale są. Sęk w tym, że prowadzi się je fatalnie w pełnym tego słowa znaczeniu. Totalną porażką są motory, którymi jeździ się tak dziwnie i nieintuicyjnie, że sam wsiadłem na tę maszynę tylko raz. Niewiele lepsze są też samochody. Na szczęście nie jest tak tragicznie w przypadku czołgów, łodzi i helikopterów, których model jazdy jest całkiem znośny. Na miejsce misji zazwyczaj będziemy jednak dojeżdżać zwykłymi autami, a więc trochę się pomęczymy. Niby jest też możliwość podróżowania między lotniskami z pomocą jednego z towarzyszy, ale niestety lądowisk tych jest niewiele. A mapa jest całkiem spora. Nie umywa się co prawda do tej z "Just Cause'a 2" , ale jej przemierzenie wzdłuż i wszerz zajmuje dobrych parę minut.
 
Gdyby w trakcie podróży było co podziwiać, nie skarżyłbym się na taką stratę czasu. Niestety, przez te parę lat "Mercenaries 2" paskudnie się zestarzało. Świat jest pusty, tekstury brzydkie, krajobrazy są mało zajmujące - nie ma na czym zawiesić oka. Nawet lecąc helikopterem nie sposób nas czymś urzec. Jedynym pozytywnym akcentem są wspomniane już wcześniej wybuchy, które prezentują się naprawdę dobrze. Poza tym nie najgorzej wyglądają również postacie (pisałem o śmiesznej animacji górnych kobiecych wypukłości?).
 
Już w momencie premiery pojawiały się liczne głosy na temat licznych wad "Mercenaries 2", które potrafiły pozbawić gręgrywalności. Przez lata, które od tego czasu minęły, wszelkie niedogodności czuje się jeszcze bardziej. Sterowanie jest toporne, nasz bohater czasem nie chce wsiąść do pojazdu (gra go nie wykrywa, czy co?). Takich niedoróbek i bugów jest mnóstwo i z czasem silnie zniechęcają do grania. Sam nie raz mocno się irytowałem, już miałem odpuścić i usunąć grę, ale odczekałem kilkadziesiąt minut i znów miałem ochotę siać zniszczenie na Wenezueli. Oto jedna z tych dziwnych produkcji, które potrafią jednocześnie dobijać i dawać radość. Sęk w tym, że każdym z nas mogą kierować inne emocje. U mnie była to irytacja i mimo czerpania pewnej radości z rozgrywki, po jej ukończeniu produkcja Pandemic Studios szybko zniknęła z dysku i nie mam zamiaru do niej wracać. Jeśli się nudzicie i naprawdę nie wiecie w co zagrać, możecie przetestować tę produkcję, ale robicie to na własną odpowiedzialność.
 
Na zakończenie - EA należy się karny Sami-Wiecie-Co, za wyłączenie serwerów tej gry. Przez to nie da się grać w Co-Opa, dzięki któremu produkcja mogłaby sporo zyskać.

Plusy

Minusy

AUTOR
Avatar użytkownika Łukasz ″JayL″ Jakubczak
Łukasz
Jakubczak
"JayL"
GALERIA GRY
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 12.16 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x