Red Faction: Armageddon
Dodano dnia 24-07-2011 23:10
"Red Faction" lub "Czerwony Odłam" to potoczna nazwa kolonii zamieszkującej planetę Mars. Gdy przyjrzymy się bliżej etymologii tego tytułu, odkryjemy znaczne powiązania z nazwiskami - Parker, Eos, Capek(!) i Mason, które przewijają się w historii owej planety X razy. Masoni są wyjątkiem, gdyż są oni głównymi bohaterami zarówno w "Red Faction: Guerilla" jak i "Red Faction: Armageddon".
"Red Faction: Armageddon" nie został tak nazwany bez przyczyny. Akcja gry toczy się w roku 2170. Głównym bohaterem jest Darius Mason, który jest typowym człowiekiem renesansu. Służy wszystkim jako wojskowy i inżynier. Pracuje w jednej z ludzkich osad, zwanych Bastionem. Interaktywne intro pozwala nam wgłębić się choć odrobinę w historię otaczającego nas świata. Dzięki niemu można się dowiedzieć, że przyszłość nie maluje się zbyt ciekawie. Adam Hale, to człowiek, który nie powinien kojarzyć się nam zbyt dobrze. Wpadł on na kolorowy plan, którego głównym zamiarem było stworzenie kultu. Punkt B obejmował masakrę całego narodu, za wyjątkiem wyznawców jego religii. We wprowadzeniu widzimy niszczycielską naturę tego kolesia. Terraformer legł w gruzach. Był to przyrząd służący do filtracji powietrza oraz umożliwiający bezproblemową egzystencję człowieka w środowisku planety. Po jego stracie, górnicy musieli ukryć się w jaskiniach i podziemiach. Do pomocy w realizacji swych niecnych zamiarów Hale zjedna sobie plemię szkodników zamieszkujących tereny Marsa. Lecz żeby je uwolnić, trzeba będzie usunąć plombę, która zamyka plagę w szczelnym pudełku, które porównać możemy do Puszki Pandory. Pośrednicząc przez swoich wyznawców, wplątuje w swoją intrygę naszego bohatera. Niczego nieświadomi wykonujemy czarną robotę i właśnie od tej chwili zaczyna się nasza przygoda, w czasie której wykorzystamy przeszło 25 broni, oraz 5 pojazdów aby zmiażdżyć/posiekać/ anihilować całą kolekcję obcych. Staniemy w szranki z różnymi rodzajami przerośniętych insektoidów. Ich sposób walki jest bardzo zróżnicowany, jedne będą do nas pluć kwasem, drugie będą nas chciały stratować, trzecie będą znikać jak Harry Potter za peleryną niewidką, a kolejne nas otoczą i zaatakują. W naszym arsenale odnaleźć będzie można wiele intrygujących giwer. Pierwszą i najważniejszą z nich jest karabin z amunicją w postaci ruchliwych nanitów - bakterii dezintegrujących wszystko co stoi im na drodze. Drugi w kolejce skuteczności jest sztuczny wytwarzacz czarnych dziur, który tworzy mikro czarne dziury, wchłaniające wszystko co znajduje się obok nich w odległości do 5 metrów. Następnie po wykonaniu tej sekwencji wybucha. Najbardziej ze wszystkich możliwych broni podobała mi się broń magnetyczna, dzięki której żaden budynek i robal nie był w stanie stanąć mi na drodze i powiedzieć stanowcze "Stop". Totalnie rozbawiła mnie spluwa w kształcie różowego jednorożca, która siała pociski z otworu analnego. Oczywiście, znajdą się również i tacy, którzy wolą standardowy oręż. W tym momencie na cztery wolne sloty gracz wybierać może w: granatniku, snajperce, pistoletach, shotgunach.
Nowa część zdecydowanie odbiega od ostatniej "Guerilli", lecz widać również, że twórcy inspirowali się poprzednimi częściami, wplatając w rozgrywkę perspektywę FPP oraz system destrukcji otoczenia. Studio THQ wprowadziło wiele zmian i poprawek oraz dużo ciekawostek. Teraz oprócz demolowania budynków, sprzętu elektronicznego oraz architektury możemy ją również naprawiać. Oczywiście nie w całości. Urządzenie do tego służące zwie się "nanokuźnia". W rozgrywce brakuje mi sandboxa, do którego jestem diabelnie przywiązany, otwartej przestrzeni, wydm pobłyskujących w krwawoczerwonym kolorze i miłych dla oka krajobrazów. Akcje prezentowaną tutaj porównać można do czterogwiazdkowego hotelu, pełnego luksusów i wielu wygód. Gdyby tego było mało, kolejną nowością jest możliwość wykupywania umiejętności w zamian za zebrany złom. Odnaleźć go można w sprytnie ukrytych miejscach na mapie oraz w ruinach doszczętnie przez nas zniszczonych budynków. Wykupione umiejętności pomogą nam w utrzymaniu się na planszy, która pełna jest śmiercionośnych agresorów.
Multiplayer to następna mocna strona najnowszej kontynuacji sagi "Red Faction". Tryb dla wielu graczy nazywany jest tutaj "Plagą". Zmierzymy się w niej z mniejszymi i większymi pluskwami, korzystając przede wszystkim z broni odblokowanych podczas przechodzenia kampanii oraz umiejętności, które odblokujemy za pomocą złomu. Do pomocy w odpluskwianiu możemy "zatrudnić" 3 graczy online, którzy wraz z nami będą próbowali odpychać kolejne fale nadciągających oponentów.
Tryb "Ruina" to nic innego jak czysty sprawdzian naszych umiejętności w sianiu zniszczenia przy pomocy różnego rodzaju oręża. Aby odblokować następne etapy, musimy zniszczyć budynki/otoczenie w ciągu minuty, najlepiej tak, by pożoga obejmowała całą lokalizację. Taryfa naliczana jest wtedy za pomocą przelicznika, który z ekscytacji potrafi obliczać nawet do czterech razy więcej niż normalnie za każdy budynek.
Grafika w grze stoi na wysokim poziomie, dzięki silnikowi Geo-Mod engine 2.5. Na gromkie brawa zasługują protoplaści graficzni z nieprzeciętnymi umiejętnościami do modelowania graficznego. Poprzez swój trud i zaangażowanie w projekt stworzyli tak piękne "dziecko". Miłą niespodzianką są cut-scenki, które pokazywane są z perspektywy narratora. Można je zatrzymywać w każdej dowolnej chwili i uchwycić jakiegoś fajnego screen'a. Jeżeli chodzi o muzykę oraz efekty specjalne, to jest to niemalże majstersztyk(można przymknąć oko na nieliczne wady, która gra ich nie posiada ?!). Wielkim problemem, który nagminnie się powtarza, jest niestety identyczność poziomów i przewidywalność zachowań naszych wirtualnych przeciwników. Następnym minusem, który wyłuszczyć muszę, to GPS, który dokładnie, centymetr do centymetra pokazuje nam w którą stronę mamy iść, tak aby się nie zgubić.
"Red Faction: Armageddon" to zapewne jeden z lepszych TPP, lecz niestety nie widzę przed nim żadnej przyszłości. Kampania jest dość wciągająca, lecz ciężko jest porównywać siebie do uzdolnionego, wszechstronnego i wykoksanego osiłka, który sprostać może każdemu zadaniu. Ot, "Mason i przyjaciele" mogą służyć jedynie jako świetna zabawa na wolny weekend, bądź dżdżyste dni.
Grę można nabyć za pośrednictwem sklepu GamersGate.com, któremu dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Plusy
- Rozróba otoczenia
- Mielonka z mięsa insektów
- Ciekawe bronie o interesującym wykorzystaniu
Minusy
- kiepskie AI
- fabuła wyssana z palca
- brak sandboxa
- GPS