Insane 2
Dodano dnia 19-11-2011 13:47
Pierwsze "Insane" było jedną z tych produkcji, które pojawiają się na rynku, zdobywają całkiem niezłe oceny i choć następnie szybko robi się o nich cicho, to zbierają wokół siebie niewielkie, ale wierne grono fanów, które nawet w kilka lat po premierze wciąż z rozrzewnieniem wspomina stary tytuł. Sam swego czasu przy offroadowej produkcji studia Invictus bawiłem się naprawdę nieźle, więc wiadomość o rozpoczęciu prac nad kontynuacją przyjąłem z niemałą radością. Czy rosyjskie studio stworzyło tytuł równie udany co pierwsze "Insane"? Cóż, nie do końca...
O sile poprzednika świadczyły przede wszystkim: solidny model jazdy, duże, pozwalające na pełną swobodę trasy i nietypowe jak na gatunek tryby rozgrywki, że wspomnę chociażby o łapaniu flagi i dominację nad wzgórzem. Wszystkie te elementy niby znalazły się w sequelu, ale z każdym jest coś nie tak...
Insane 2, a Steam
Kupując "Insane 2" w GamersGate bądź innym serwisie dystrybucji cyfrowej otrzymujemy klucz na grę aktywowany w Steamie. Dziwne o tyle, że oficjalnie gry tej w serwisie firmy Valve... nie ma. W wyszukiwarce jej nie znajdziemy, a klikając w bibliotece na stronę sklepu albo osiągnięcia z gry zostajemy przeniesieni na stronę główną serwisu. Dziwne...
Zacznijmy od modelu jazdy. Dość realistyczny sposób prowadzenia pojazdów zastąpiono czysto zręcznościowym systemem, w którym pierwsze skrzypce gra nitro, prędkości powyżej stu mil na godzinę oraz kilkudziesięciometrowe skoki ponad najbardziej wymyślnymi przeszkodami - od rzek, przez kaniony, po zasypane śniegiem ciężarówki. Zmiana choć radykalna, to mogłaby tytułowi wyjść na korzyść, gdyby nie to, że w nowym sposobie sterowania nie wszystko gra. Przede wszystkim nie podobają mi się interakcje między pojazdami - autorzy wprowadzili na trasy dość różnorodny zestaw czterokołowców, wśród których znajdziemy zarówno malutkie i zwinne buggy, nieco większe rajdówki oraz potężne monster trucki i ciężarówki. Problem w tym, że kiedy już wsiadam za kierownicę wielkiego, kilkutonowego molocha, na dodatek efektownie nazwanego Tytanem i tymże potworem wpakowuję się między pięć drobniutkich auteczek, to oczekuję efektu jak w konsolowym "Motorstormie" - fajerwerków fruwających we wszystkie strony części blachy chwilę wcześniej będących moimi rywalami. Zamiast tego moja ciężarówka zostaje drastycznie spowolniona, a pojazdy przeciwników co najwyżej zjadą nieco z trasy - czyli stanie się z nimi to samo, co stałoby się gdybym wpadł w nie jakimkolwiek innym pojazdem. Co gorsza, sytuacja jest obustronna - kierując rajdówką mogę skutecznie rozpychać się na prawo i lewo będąc otoczonym monster truckami - dopóki któryś na mnie nie spadnie z góry, co jest zawsze skuteczną metodą kasacji konkurencji, nic mi nie grozi. Ten element to wyraźna wada nowego "Insane", co boli zwłaszcza gdy przypomni się, ile radości dawało demolowanie pojazdów we wspomnianym wcześniej "Motorstormie".
Nie zawsze jak należy działa też fizyka aut, choć są to w sumie pomniejsze drobiazgi, jak dziwnie koziołkujący w powietrzu wrak czy wystający z ziemi większy kamień okazujący się dla naszego offroadowca przeszkodą nie do pokonania. Pomijając jednak te mankamenty, to jeździ się całkiem przyjemnie - jest szybko, efektownie i dynamicznie, do tego wyraźnie czuć różnice między różnymi typami aut. Tylko nitro pasuje do tego wszystkiego jak pięść do nosa i jakoś tak czuć, że dodane zostało tylko dlatego, że w dzisiejszych czasach nie wypada wydać zręcznościowej ścigałki bez samochodów wyposażonych w przyspieszenie oparte na podtlenku azotu.
Co się tyczy tras, na pewno do ich zalet zaliczyć można różnorodność. W sumie udostępniono nam dwadzieścia lokacji podzielonych na cztery regiony: Eurazję, Amerykę Północną, Afrykę i Antarktydę. Wśród nich znajdziemy typowo pustynne regiony, bardziej zazielenione, jest nadmorska plaża, są kaniony, znajdą się i zamarznięte góry. Tu i ówdzie pojawiają się dodatkowe atrakcję - a to tiry jeżdżące autostradą przecinającą jedną z tras, czyhające na nieuważnych kierowców i w tempie przyspieszonym pomagające rozwinąć im iście kosmiczne prędkości, a to nosorożce niezadowolone z urządzanych tuż obok nich zawodów, a to w końcu bardziej statyczne uatrakcyjnienia - wpół zawalone ruiny autostrady, zasypany śniegiem tankowiec czy las potężnych baobabów. Szkoda tylko, że w porównaniu do pierwowzoru areny zmagań są zauważalnie mniejsze. W produkcji z 2001 roku, aby przejechać z jednego końca mapy na drugi trzeba było przeprawić się przez ponad kilometrowy dystans, największe lokacje w dwójce mają rozmiary rzędu pięciuset na pięćset metrów.
Trybów rozgrywki jest dziesięć. Najbardziej standardowe to klasyczny wyścig i tryb eliminacji, w których po prostu przejeżdżamy przez kolejne bramki według ściśle wytyczonej trasy, starając się pokonać konkurentów. Z bardziej egzotycznych wyzwań należy wskazać pościg za helikopterem, w którym musimy trzymać się strefy znajdującej się kilka metrów pod lecących według swojego własnego, nieraz bardzo dziwnego widzimisię, śmigłowca. Są dwa tryby związane z polowaniem na flagi, pierwszy w którym staramy się przeprowadzić przez wskazywane przez grę bramki (zetknięcie z którymkolwiek przeciwnikiem sprawia, że ten ją przejmuje, ponadto posiadacz flagi nie może używać nitra), drugi w którym flagę musimy zawsze doprowadzić do tej samej bazy. Do tego dochodzą cztery tryby związane z różnymi wariacjami kontroli bramek oraz polowanie na spadające z nieba skrzynki. Różnorodność całkiem spora, choć niestety inteligencja naszych rywali nie najlepiej sobie radzi z niektórymi wyzwaniami, przez co pojedynki w trybie pojedynczego gracza są śmiesznie łatwe. Można by to było grze wybaczyć, uznając, że rozbudowana kampania to jedynie rozgrzewka przed rozgrywką wieloosobową, gdyby nie jeden mały problem...
Otóż, przez ponad tydzień, mimo próbowania o najróżniejszych porach, nie udało mi się znaleźć ani jednej chętnej osoby do gry przez sieć. Może ma to związek z dziwną nieobecnością "Insane 2" w Steamie, nie wnikam, ale faktem jest, że w produkcję, której cały potencjał tkwi w rozgrywce wieloosobowej, nie ma z kim grać. Zostaje więc wspomniana wcześniej kariera oraz klasyczny split-screen - ale ten drugi pod warunkiem, że mamy pady od X360, bo z innymi gra bardzo niechętnie współpracuje. Kariera przynajmniej jest całkiem rozbudowana - podzielone na cztery główne kategorie wyzwania zapewniają kilkanaście godzin rozgrywki. Swoją drogą, autorzy zdecydowali się na dość dziwne rozwiązanie. Każdy z pojazdów w trybie dla pojedynczego gracza musimy najpierw odblokować, a następnie władować w niego trochę zdobywanych za zwycięstwa punktów, żeby podciągnąć jego osiągi do optymalnych wartości. Ot, taki prosty system tuningu. Tylko po co to, skoro w grze wieloosobowej od razu możemy wybierać spośród wszystkich, już najbardziej ulepszonych autek. Także trzech z klasy prototypowej, których odblokowanie powinno być jedną z ważniejszych motywacji kampanii. Hmm...
Grafika i udźwiękowienie wpisuje się jakościowo w ogólny poziom wykonania gry. Jest więc solidnie, wstydzić się twórcy nie mają czego, ale o wodotryskach, które wgniotłyby nas w ziemię, można zapomnieć. Jedynym elementem oprawy, za który mogę pochwalić autorów, są mapy, po których poruszamy się w warunkach deszczowo-burzowych, natłok filtrów ograniczających widoczność sprawdza się świetnie.
"Insane 2" sprawia wrażenie gry robionej bez jakiegokolwiek pomysłu. Ot, wzięto świetną część pierwszą i spróbowano obrać ją w nowocześniejszą oprawę, całość czyniąc przy okazji bardziej dynamiczną. Sami twórcy chyba jednak nie wierzyli, że może się z tego wykluć coś więcej niż solidny przeciętniak, więc specjalnie nie włożyli w swoje dzieło serca, a dystrybutor wziął z nich przykład i nie przyłożył się do rozreklamowania tytułu. Szkoda, bo gra momentami wykazuje naprawdę duży potencjał, ale brakuje jej iskry, która by ten potencjał przemieniła w faktyczną rozgrywkę.
Podziękowania dla serwisu GamersGate za udostępnienie gry do recenzji.
Plusy
- Przyjemnie się gra
- Split-screen
- Dużo trybów rozgrywki i aren
Minusy
- Areny mogłyby być większe
- System kolizji
- Nie ma z kim grać po sieci