Gemini Rue
Dodano dnia 14-12-2011 21:27
Stary glina i egzekutor w jednym, oraz królik doświadczalny. Takich dwóch, jak ich trzech, to nie ma ani jednego. Do tego klimat rodem z takich filmów czy gier jak "Blade Runner" ("Łowca Androidów"), "Deus Ex" i inne. Zostajemy wrzuceni w świat ponury, mroczny, mokry i przepełniony zbrodnią. Naszym celem będzie jak zwykle walka ze złem i ponowne nadanie znaczenia słowu "braterstwo". Czas na "Gemini Rue", będzie dosyć nietypowo...
Świat gier komputerowych poszedł do przodu. Ewoluował, stale się rozwijał. Z roku na rok dostawaliśmy coraz to lepsze lub gorsze gry niż w poprzednim. Zmieniały się koncepcje, możliwości i wszystko inne. Tymczasem trafiła w moje ręce gra o tajemniczo brzmiącym tytule "Gemini Rue", która z jednej strony wywołała łezkę tęsknoty, a z drugiej kazała mi sama popukać się w głowę i stwierdzić, że twórcy spóźnili się z tą grą o co najmniej jakiś 15 lat.
Jakoś nie jestem przekonany do serii gier niezależnych, do megahitów, które zostały zrobione za wielkie pieniądze też nie. Bo z tymi grami jest tak, że jak się wpakuje wiele kasy, to mamy wspaniałą muzykę, genialnych aktorów, bajeczną grafikę i zero, powtarzam raz jeszcze - ZERO grywalności. W drugim narożniku mamy coś co nie mieści się w ogóle w kanonie dobrze wyglądającej gry, ale za to nadrabia fabułą, tą całą miodnością. Pewnie nie jeden z nas (a także i was) zasiada jeszcze do starych gierek pamiętających czasy MS-Dos zu das Fenster 98 (Windows 98). Ale ja jakoś już nie potrafię. Nie umiem usiąść do starych wydawnictw z serii FIFA i mówić, że dobrze wyglądają, zarówno pod względem grafiki jak i techniki i jakości wykonania.
Zawsze w swoich recenzjach zaczynałem od fabuły, tudzież od tego, o co w grze chodzi jeśli ów scenariusza nie ma. Tym razem jednak zacznę od efektów audiowizualnych. Otóż "Gemini Rue" wygląda jakby ktoś zrobił ją w 1997-8 roku i trzymał przez ten cały czas w szufladzie. Pamiętacie taką przygodówkę jak "Teenagent"? Fajowska gra, ta recenzowana przeze mnie wygląda dokładnie tak samo jak tamta. Tylko kiedyś takie gry bawiły. Dzisiaj nikt nawet nie spojrzy czy "GR" ma wciągający klimat. Dziś świat gier tak jak ten filmowy, poszedł w stronę komerchy, gwiazdorskiej obsady (bajecznej grafiki), muzycznych przebojów i znanego reżysera (wydawcę/producenta gry). I tak dostajemy co jakiś czas grę z serii "Call of Duty: Modern Warfare" z kolejnym numerkiem, tą samą grafiką i pociągniętym dalej scenariuszem. A tu ukazuje się taki koszmarek rodem z lat naszego dzieciństwa i wczesnej młodości naszego starszego rodzeństwa.
Cóż ja mam tutaj napisać? Trójwymiaru tu nie uświadczycie, efektów opartych o biblioteki DirectX jak i sterowników najnowszych kart graficznych, również nie zobaczycie. Jest piksel na pikselu i pikselem poganiane. Tła wykonane są także jako płaskie mapy bitowe. Co gorsza, gra obsługuje system graficzny pierwszych DirectX'ów i rozdzielczość 640x480. Ktoś z dowcipnisiów wrzucił aplikację konfiguracyjną i gdy standardowo waliłem wszystko na full przy największej dostępnej rozdzielczości gra wywalała błąd za błędem i nie chciała się odpalić. Ale wystarczyło cofnąć się w czasie, przeżyć wstrząs i zacząć przygodę.
Fabuła produkcji naprzemiennie pokazuje nam losy 2 braci bliźniaków. Wcielamy się tutaj w byłego płatnego mordercę i policjanta - Azriela Odina oraz jego brata Daniela, który padł ofiarą eksperymentów i niejednokrotnie wyczyszczono mu pamięć. Jesteśmy tutaj przerzucani od jednego do drugiego bohatera, co nie pozwala na choć odrobinę znużenia. Klimatycznie produkt nie kręci się tylko wokół noire'u, ale porusza także mnóstwo wątku egzystencjalnych. To bardzo dojrzała produkcja dla gracza wykształconego, z ukształtowaną psychiką i światopoglądem. Zwłaszcza, że wszystko dzieje się w ponurej cyberpunkowej przyszłości.
Szkoda jedynie, że tytuł ten, który niewątpliwie wybija się grywalnością i klimatem, jest tak krótki. Starcza zaledwie na około 10 godzin zabawy. Same zagadki nie stanowią żadnego wyzwania, wszystkie przedmioty bardzo łatwo znaleźć, podobnie jak punkty interakcji. Do zalet należą fragmenty skradankowo-strzelankowe. Ot musimy unikać agentów, a jeśli już będzie trzeba, to chowamy się za osłoną, wyciągamy gnata, w odpowiednim momencie się wychylamy, wstrzymujemy oddech, klik, i po kłopocie. Nie są to też trudne etapy, można je przejść bez uprzedniego powtarzania. Co ważne, gra sama się zapisuje przed scenami, w których nasza postać może zginąć, co też jest sporym ułatwieniem.
W kwestii oprawy dźwiękowej nie mam żadnych zastrzeżeń, ale także nie zamierzam piać z zachwytu. Muzyka jednym uchem wchodzi, a drugim wychodzi, jest bardzo uproszczona i nie pozostawia żadnego wrażenia. Dialogi nagrane są w języku angielskim, aktorzy bardzo dobrze wcielili się w swoje role, choć nie brzmią jak specjaliści z kina amerykańskiego. Nie zapominajmy, że to cały czas jest bardzo niskobudżetowa produkcja.
"Gemini Rue" wzbudziło mój szacunek, nie wywołało ani pogardy, ani zachwytu. To dobra gra jak na swoje możliwości, lecz na potrzeby współczesnych gier brakuje jej wielu cech. Teraźniejsze gry na równi lub ponad grywalnością stawiają efekty graficzne. Ta gra 12-15 lat temu może i byłaby hitem, dzisiaj nie ma czego szukać i trafi raczej jedynie do wytrawnych, oldschoolowych graczy.
Plusy
- Ciekawa, intrygująca fabuła
- wątki egzystencjalne
- klimat
- elementy zręcznościowe
Minusy
- wygląda okropnie
- brzmi przeciętnie
- za krótka