Sherlock Holmes: Przebudzenie
Dodano dnia 03-06-2007 20:18
Do gry "Sherlock Holmes: Przebudzenie" podchodziłam z rezerwą. Ot kolejna część przygód dzielnego detektywa z Baker Street. Zawsze lubiłam tę postać, którą wykreował Arthur Conan Doyle. Tak więc po dłuższym czasie wygrywania "Shelrocka..." przeniosłam się do Anglii z przełomy XIX i XX wieku. I cóż tam znalazłam?
Na samym początku pojawił się doktor Watson męczony koszmarnym snem. Kręcił się na łóżku, pojękiwał, bał się obrazów pojawiających się we śnie... Czyżby zapowiadało się nieszczęście? A jakżeby inaczej! Proroczy sen otwiera grę i wprowadza klimat grozy, który z każdą kolejną chwila zanika.
Gdy wreszcie sekwencja snu zostaje zakończona zjawiłam się na Baker Street. Wysłuchałam "fascynującej" rozmowy między Holmsem i Watsonem, a potem nareszcie mogłam wziąć się do dzieła i stawić wyzwanie światu. No, ale najpierw wypadało znaleźć sobie jakąś sprawę do zbadania. Kierując Sherlockiem wyszłam z jego domu. Rozmowa z chłopcem sprzedającym gazety i późniejsza wizyta w księgarni nie zachwyciły mnie, ale czułam, że to dopiero przedsmak. Jednak rozczarowałam się już na początku, kiedy wyszło szydło z worka, i pojęłam, że wystarczy klikać tam, gdzie kursor zmieni się w rękę bądź oko, a detektyw sam wyciągnie wnioski! To oznaczało praktycznie zero pracy z mojej strony! Ot zostało mi poprowadzić postać w parę miejsc. Tym sposobem wreszcie trafiłam do domu, z którego zniknął służący – Maorys. Krótkie rozmowy z właścicielem domu, policjantem i Watsonem dały jasny sygnał, że coś tu nie gra. Wkrótce Sherlock odnajduje ślady i zabawa zaczyna się rozkręcać. Odciski stóp możemy zmierzyć i obejrzeć pod lupą, a skrawki materiału, czy spalony klopsik - zbadać pod mikroskopem. No i wtedy zaczęła mi się podobać, a gra wciągnęła mnie bez reszty. Początkowe rozczarowanie rozpłynęło się, choć nie bez śladu. Aż w końcu zostałam pozytywnie zaskoczona możliwością poruszania również Watsonem, na którym też spoczywała odpowiedzialność doprowadzenia do końca pierwszego etapu śledztwa. Wreszcie mogłam się wykazać odpowiadając na pytanie Holmesa. Co się działo dalej? Mnóstwo zagadek do rozwikłania, wiele osób do odpytania... Czas mijał szybciutko...
Teraz może trochę o stronie technicznej "Sherlock Holmes: Przebudzenie". Samo zainstalowanie gry trwała u mnie sporo czasu (ale to raczej wina mojego komputera niż gry). Gra załadowała się szybko i moim oczom ukazała się bardzo ładna grafika. Wiernie odtworzone ulice i ludzie. Dźwięk kroków na chodniku, czy końskich kopyt pozwalał wczuć się w atmosferę. Jednak jeśli ktoś szukał zapowiadanej atmosfery przerażenia i niebezpieczeństwa... Cóż... Zawiedzie się. Muzyka, która powinna ją potęgować (Choć nie ma co potęgować) jest słaba i całkowicie się ją pomija. Mimo dość ciekawego pomysłu na zagadkę, która stanowi clou gry, samo prowadzenie śledztwa nudzi. Holmes praktycznie jest tylko prowadzony od miejsca do miejsca i sam wyciąga wnioski. Dobrze chociaż, że kieruje się nim łatwo za pomocą myszki i strzałek. Urozmaicenie stanowi sporo ilość dodatkowych opcji. W ekwipunku jest mapa, która pozwala na przenoszenie się z miejsca na miejsce bez zbędnej bieganiny (teleportacja?). Musze jednak wspomnieć o tym, że jeśli nie wykona się wszystkich, przewidzianych dla danego rozdziału, czynności, to można się pożegnać z odkryciem kolejnej lokacji. Pominięcie jednej rybiej łuski nie pozwala przejść dalej, bo Sherlock nie wyciągnie bez niej odpowiednich wniosków.
"Sherlock Holmes: Przebudzenie" to jedna z lepszych gier, a jeśli do tego dołożyć jej cenę, to naprawdę ma się przed sobą nie lada okazję. Przyjemnie spędza się przy niej parę godzin, choć jeśli ktoś liczy na dreszczyk strachu to się przeliczy. Grę polecam na jakiś wakacyjny nudny dzień, bo pozwoli na chwilę się oderwać od lenistwa.
Plusy
Minusy