DeadEnd Cerebral Vortex
Dodano dnia 02-10-2012 22:17
Pomaluj mój świat
Rozgrywka urozmaicona została przez różnego rodzaju znajdźki, rozrzucone po labiryncie. Podstawową z nich oczywiście są kości duszy, które po dostarczeniu do modulatora dusz, pozwalają przejść do następnego etapu. Na mapach znajdziemy jednak również lampy, zwiększające pole widzenia, pozwalając na wykrywanie iluzji z większej odległości. Gdy wdepniemy na puszkę z farbą, nasze buciory przez niewielką ilość kroków pozostawią niebieskie ślady, teoretycznie mające pomóc w orientacji w terenie, w praktyce i tak musimy się wracać miejsca już odwiedzone. Gdy śladów jest więcej, są kompletnie zbędne. Twórcy umieścili w niektórych labiryntach oczy, których skompletowanie skutkuje całkowitym zlikwidowaniem iluzji na danej lokacji. Przyznam, że w takich wypadkach, gra traciła zupełnie swój czar i jedyny pomysł, na którym opiera się cała rozgrywka. Dobrze jedynie, że oczy te ciężko jest odszukać i można je zwyczajnie pominąć. Wreszcie, ostatnim z podstawowych przedmiotów, na jakie natkniemy się w tunelach własnego umysłu, są zamknięte skrzynki, w których znaleźć możemy farbę, lampę - lub też może okazać się ona pusta.
Na dokładkę dochodzą przedmioty dające ciekawsze efekty. Pierwszym z nich są przełączniki, które odwracają wszystkie iluzje na mapie w taki sposób, iż niewidzialne ściany stają się przejściami, ukryte korytarze natomiast zastąpione zostaną murem. Drugim ze specjalnych przedmiotów jest teleporter, wyrzucający nas w innym miejscu labiryntu.
Jak widać, twórcy dołożyli odrobinę starań do urozmaicenia rozgrywki, jednak brakuje tutaj czegoś, co pozwoliłoby na większą interakcję ze światem.
Piękny umysł
Na same lokacje w grze ciężko jest narzekać. Zaprojektowane zostały porządnie i z pomysłem. Każdy z pięciu rozdziałów przedstawia nam zupełnie odmienne otoczenie, mające symbolizować jakąś część podświadomości bohatera, np. rozdział „oddanie” zabiera nas do labiryntu pokoi i korytarzy biurowych, który z każdą kolejną częścią staje się coraz mroczniejszy. „Uczucia” natomiast ukazują zamarznięte tunele ściekowe, pełne zwodniczych zakrętów, które nagle zmieniają swój kierunek, bądź okazują się zupełnie proste, a przecież wydawały się prawdziwym slalomem… zupełnie jak niejedno prawdziwe uczucie.
Świat gry jest wielkim plusem, który nadaje produkcji wyjątkowy klimat niepokoju i samotności. Zabiera nas na wycieczkę po umyśle, przedstawiając poprzez iluzje i nazwy labiryntów, jak ulotne i zwodnicze potrafią być emocje oraz pamięć. Niestety, sama rozgrywka nie jest skłaniającą do refleksji, a tak niewiele by brakowało, żeby zwrócić większą uwagę gracza na te subtelne uczucia ukryte w lokacjach, które często umykają przez nieporywający gameplay.
Od strony graficznej również mogło być lepiej. Choć nie jest źle, gra nie potrafi obronić się specyficznym klimatem oprawy, jak
Limbo. Pomimo słabej grafiki, zdarzają się przycięcia, które trwały nieraz po kilka sekund, w momentach, gdy zbierzemy ostatnie oko lub podczas przełączenia wajchy podmieniającej iluzje.
Ślepy zaułek
DeadEnd jest ślepym zaułkiem nie tylko z nazwy. To gra na raz, która irytującym sterowaniem i całkowitym porzuceniem rozwoju naprawdę dobrego pomysłu na fabułę, zapędziła się w kozi róg. Choć stara się z niego wydostać serwując wartości, próbując stać się doświadczeniem, nie tylko grą, emocje jej towarzyszące są zdecydowanie zbyt słabe, żeby produkcja mogła się nimi wybronić. Jest to jednak pierwsze dzieło Membranos, pozostaje więc mieć nadzieję, że wyciągną wszystko co dobre z DeadEnd i odrzucą jej błędy. A kto wie, może czeka nas przeżycie porównywalne z
Journey…
Podziękowania dla serwisu GamersGate za udostępnienie nam gry do testów.