The War Z
Dodano dnia 23-10-2012 18:24
Z każdą kolejną grą o zombie, zjawiają się nowe pomysły, patenty i rozwiązania. Zazwyczaj okazują się strzałem w dziesiątkę, jak to pokazuje seria Left 4 Dead, Dead Island lub DayZ , wokół którego wybuchła niedawno euforia. The War Z już na wstępie niszczy umysł gracza monotonną i denerwującą muzyką. Potem jest już tylko gorzej.
Niezobowiązująca historia
W 2014 roku nastąpił wielki wybuch, który spowodował pojawienie się na Ziemi epidemii. Zebrała ona krwawe żniwo, ponieważ 95% ludzkiej populacji zginęło lub zamieniło się w bezmózgie istoty. Zabawa rozgrywa się w 5 lat po tych koszmarnych wydarzeniach. Jako jeden z nielicznych ocalałych, musimy po prostu przetrwać w świecie pełnym niebezpieczeństw. Na dodatek,odkryto nowy gatunek zombie, którego tkanki mogą posłużyć do stworzenia szczepionki zapobiegającej chorobie. Ludzie wyruszają na poszukiwania tej obiecującej odmiany nieumarłych. I to tyle, jeśli chodzi o główną linię fabularną. Jest ona tylko tłem do wielkiego świata i walki o przetrwanie. Gracze będą sami sobie zlecać zadania, twórcy nie zamierzają tworzyć questów, które będą popychać fabułę do przodu. Jak autorzy [game=8402]DayZ[/game zapowiadają, oni tylko dostarczają narzędzia, a gracze mają możliwość ich wykorzystania. A raczej będą mieli w bliżej nieokreślonej przyszłości.
Tym razem chyba nie wyszło
Początek, to wielka niewiadoma rodząca mnóstwo pytań. Otwarty świat, swobodna eksploracja i kontakty z graczami to coś, co musi się przecież udać. Moich kilka pierwszych podejść do produkcji kończyło się śmiercią w bardzo szybkim czasie. Praktycznie zero broni do zakupu w sklepie przed walką o przetrwanie, jedynie masa medykamentów, amunicji i modyfikatorów do broni. Dzierżąc latarkę w dłoniach lub kij bejsbolowy, wyruszyłem zaciekawiony i zafascynowany otaczającym mnie światem. Pierwsze zgrzyty zjawiły się już przy pobliskim miasteczku. Idiotyczna sztuczna inteligencja w grze o żywych trupach to już ewenement. Zombiaki biegają w miejscu, blokując się o powietrze, a sterta opon samochodowych to dla nich bariera nie do pokonania. Gdy doszło już do użycia mojego podręcznego drewnianego arsenału pojawiły się kolejne „genialne” elementy. Po pierwsze, walka wygląda nijak i sprowadza się do okładania umarlaka, który wydaje z siebie idiotyczne dźwięki, często nawet się do nas nie odwracając. I w tym ostatnim aspekcie tkwi kolejna paranoja. Mianowicie, stojąc do nas plecami, zombie często wymachuje swoimi łapskami, na dodatek trafiając i szybko kończąc żywot człowieka. Bicie go czymkolwiek nie skutkowało w ogóle, cały czas stał jak słup soli.
Kooperacja z innymi graczami, to wg mnie idiotyzm nowoczesnych gier. Wiadomo, na randomowych zabawach kończy się to głównie nerwami z powodu braku współpracy i działaniem wyłącznie na własną rękę. Tutaj jest jeszcze gorzej, ponieważ wszyscy, absolutnie wszyscy gracze, których spotkałem, od razu mnie atakowali. Żadnego przejawu agresji z mojej strony, natychmiast rzucają się na człowieka i grabią z majątku. I nawet „podziękować” nie można. Ze śmiercią wiąże się pewna ciekawostka, respawn następuje dopiero za godzinę! Można co prawda tworzyć nowe postaci, ale prawdopodobnie skończą równie szybko, co poprzednik. Walka z debilnymi zombiakami to pikuś w tej grze, bo trzeba się strzec innych ludzi, hieny nie przepuszczą okazji. Dlatego ta gra z miejsca odpada dla samotników. Najciężej jest przeboleć śmierć, gdy po bardzo długiej tułaczce, natrafiamy na jakiś naprawdę wartościowy przedmiot lub broń. Sam miałem sytuację, gdzie udało mi się pozyskać kuszę, niestety bez bełtów, ale postanowiłem wyjść do menu i ją kupić. Po drodze okazało się jednak, że „There is no Post Office around”, dzięki czemu zakupionej amunicji użyć nie mogłem. Szybko wróciłem do zabawy w poszukiwaniu tejże Poczty i z prędkością błyskawicy zostałem napadnięty oraz zabity przez dwóch oprychów.