Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
Dodano dnia 29-03-2010 09:34
Długi czas zastanawiałem się, jak zacząć ten tekst... Rozpłynąć się nad grafiką, docenić obecność dobrze nam znanych zarówno z książki, jak i pierwszej części gry, postaci, czy też wychwalać pod nieboskłon umiejętność przeskakiwania przez płotki. Czytając te słowa zapewne spodziewacie się zapowiedzi opisującej grę w samych superlatywach. Muszę przyznać, że macie w większości rację, ale nie cały czas będzie tak różowo...
Zacznijmy od rzeczy najbardziej drażniącej w „jedynce”, czyli skakania. Nie ukrywajmy, Geraltowi daleko ciągle do karkołomnych wyczynów księcia Persji, czy choćby zabawnej skoczności Bezimiennego bohatera (którą niestety zatracił po pokonaniu Śniącego). Niemniej jednak, wiedźmin posiadł umiejętność przeskakiwania pomniejszych murków i płotków. Możliwe to jest dzięki nowemu, opracowanemu zupełnie od podstaw silnikowi. Druga część Wiedźmina nie jest już bowiem tworzona na „Aurorze”. Pozwala to na stworzenie iście pięknego, otwartego świata (koniec z wczytywaniem oddzielnie każdego pokoiku). Mało tego, autorski silnik studia RED jest kompatybilny również z konsolami. Czy Wiedźmin będzie machał mieczem również na X360 i PS3? Twórcy twierdzą, że nad tym pracują, ale „Na razie potwierdzamy tylko wersję na PC”. Cóż, nawet jeżeli nie doczekamy się zabójcy potworów na nextgenowych konsolach, to trzeba powiedzieć, że obecna, w pełni sprawna wersja alfa już sama w sobie zasługuje na zakup komputera zdolnego ją podźwignąć.
Wiadomo, od czasu gdy przeciwnikiem przestały być chodzące prostokąty, każdego gracza interesuje grafika. Muszę przyznać, że w przypadku Wiedźmina 2 jest ona naprawdę cudowna. Zaprezentowane nam lokacje (las i ukryta między drzewami wioska) wyglądają pięknie. Gdy znudzi nam się wykonywanie kolejnych zadań, można godzinami zwiedzać bór, podziwiając widoki oraz zbierać grzybki/doświadczenie. Na takie wyprawy twórcy zalecają jednak wybierać się dopiero wtedy, gdy będziemy już nieźle przygotowani do toczenia bojów. Pod kątem grafiki, można by się jedynie czepiać osób z misiurą (dla niekumatych – misiura to taka kominiarka z metalowych kółek), których głowy wywołują u mnie natrętne skojarzenia z telewizorem kineskopowym. Dla estetów mogłaby być przeszkodą mimika oraz ilość lejącej się z przeciwników juchy. Co do mimiki, twórcy przysięgają, że to jest w etapie przejściowym, stworzonym na potrzebę prezentacji i cały czas nad nią pracują.
„Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia...” Ale nie w flagowym dziele studia RED. Co prawda Wiedźmin 2 to pełnokrwiste RPG, nastawione głównie na opowiedzenie wciągającej historii, ale nie ukrywajmy, czym byłby Geralt bez swojego miecza? Nawet wspaniała grafika, czy wciągająca fabuła nie przyciągnęłyby do siebie takiej rzeszy fanów, gdyby nie dopełniający je element, jakim jest machanie brzytwą. Możemy pożegnać się ze starym podziałem na trzy style. Zamiast tego dostajemy pojedyncze ciosy (szybki, silny), które możemy dowolnie łączyć w kombinacje i przeplatać ze znakami, nie przerywając sekwencji. Niektóre ciągi ciosów, wymierzone w jednego przeciwnika są w stanie wywołać dodatkowe efekty (na przykład ogłuszające - szybki, szybki, silny). Pomimo tylko dwóch bazowych ciosów, Geralt walczy zaskakująco ładnie i płynnie, zaś brak stylu grupowego nie przeszkadza mu w torowaniu sobie drogi przez większą ilość wrogów. Wiedźmin ciągle jest niekwestionowanym mistrzem miecza i mało kto mógłby się z nim równać pod kątem zarówno efektowności jak i efektywności w boju.
O fabule słów kilka... Jak wiedzą wszyscy fani filozofa-rębajły, królowi Foltestowi udało się uniknąć śmierci. Niestety, nie każdy z władców północnych królestw miał przy sobie wiedźmina w charakterze obrońcy, więc posypały się koronowane głowy, a ziemia nasiąkła błękitną krwią... Kto i dlaczego to zrobił? Cóż, Geralt, wygląda na to, że znów wpakowałeś się w politykę... Tym razem na arenie międzynarodowej, bowiem trop wiedzie w górę Pontaru, na granicę Temerii, Keadwen i Aedrin. Na szczęście nie będzie on skazany na samotne wyjaśnianie tajemnicy, bo pomagać mu w tym będą starzy znajomi, jak Zoltan, Jaskier czy Triss. Zapewnią oni wiedźminowi zarówno wsparcie słowem, jak i (w przypadku rudej czarodziejki) kulami ognia.
Obiecałem, że nie będzie różowo od góry do dołu, a tymczasem tonę w hektolitrach miodu... Cóż, przyznać muszę, że nie wszystko mi się podoba. Jeżeli ktoś zna na wyrywki książkę oraz pierwszą część gry, zrozumie, o co mi chodzi. Triss, potężna czarodziejka, która niegdyś mało co nie rozniosła wioski w pył (niechcący, ale jednak) morderczym gradobiciem, w grze nie potrafi rzucić czaru ochronnego, nie narażając się na omdlenie. Owszem, można tłumaczyć to jej uczuleniem na magię, ale o ile mnie pamięć nie myli, jej alergia dotyczyła przyjmowania magicznych dekoktów etc., a nie rzucania zaklęć obszarowych. Nieco inaczej ma się sprawa z Zoltanem i Jaskrem... Owszem, można wybaczyć twórcom fakt, że Geralt znowu wyciąga z opresji nieszczęsnego barda (chociaż jeżeli ktoś czytał książkę i wie „który to już raz”, może odczuć dziką ochotę zobaczenia grajka dyndającego na szafocie), o tyle nie mogę zrozumieć, dlaczego RED każe nam znowu ratować Zoltana – krasnoluda wykreowanego przez Sapkowskiego na raczej zaradną osobę.
Mimo wymienionych wyżej wad związanych ze starymi znajomymi, gra będzie z pewnością warta każdej ceny. Nie mogę się doczekać, aż poznam dalsze ciągi losów Geralta, będę mógł rozwikłać kolejną, ogromną aferę, czy po prostu stać i oglądać las. Jest to ciągle porządny erpeg, bazujący na uwielbianej już nie tylko we wschodniej Europie historii. O ile RED nie potknie się przy czymś tak bardzo, jak Infinity Ward rezygnując z dedykowanych serwerów, czeka nas wielki sukces... Który z kolei powinien pozwolić na powstanie następnych gier z wiedźminem w tytule. Odkładajcie każdy grosik na grę oraz sprzęt (produkcja wygląda tak pięknie, że mam spore wątpliwości co do tego, czy ruszy na komputerach starszych niż z 2009r.), bo premiera już w pierwszym kwartale anno domini 2011. Czekam z niecierpliwością.