Homefront
Dodano dnia 13-12-2010 18:39
Stany Zjednoczone Ameryki to potężny, wspaniały, prześwietny i na pewno błogosławiony przez Boga kraj. No, przynajmniej oczami przeciętnego Amerykanina. Dlatego jesteśmy zasypywani filmami, książkami i grami, w których to dzielni Marines ratują świat przed zagładą z rąk obcych, nazistów albo sowietów, a wszystko to, naturalnie, tak przepełnione patosem, że jedyną reakcją zdrowego Europejczyka(który na dodatek wie co nieco o historii) jest obrzydzenie. Scenarzyści gier komputerowych i wideo chyba również się przejedli trochę tym tematem. Jednak tylko głupi sądziłby, że zrezygnują z "boskiego państwa hamburgerożerców" - tym razem po prostu kto inny jest tym złym. Co więcej!- agresor jest tak przepełniony szatanem, że aż udało mu się podbić USA! Przez taki bieg wydarzeń dzielni Marines znowu spotkają się na froncie - "Homefront'cie".
Związek Socjalistycznych Republik Korei Północnej
Tak jest - W roku 2027 Korea Północna stała się super mocarstwem i rozniosła Stany Zjednoczone. Po śmierci obecnego władcy, rządy przejmuje jego syn, który najwyraźniej miał większe ambicje niż tatuś. Kraj urósł w siłę, zajął swojego dobrego brata bliźniaka z południa i jeszcze kilka innych państw azjatyckich, dzięki czemu powstało superpaństwo. Ale to nie wystarczyło naszym skośnookim przyjaciołom. Postanowili, pod przykrywką szerzenia pokoju, umieścić na orbicie swojego satelitę. Reszta świata szybko się zorientowała, na co właśnie pozwoliła. Posłany ze sztucznego księżyca potężny impuls elektromagnetyczny pozbawia świętej Ameryki prądu na terenie całego kraju. Właśnie na to czekały statki dziwnie krążące wokół wybrzeży Wuja Sama. Wyładowały na ląd żołnierzy, szybkodławiących wszelki opór i zajmujących całe zachodnie wybrzeże Stanów. Rząd nic nie mógł zrobić, więc jedynym sposobem na uratowanie resztek kraju było stworzenie ruchu oporu, do którego gracz należy.
Tło fabularne zapowiada się nawet całkiem ciekawie, jednak dlaczego znowu USA? Mogliby zaatakować jakikolwiek inny kraj. Plusem jest, że wzorem "Half-Life 2" nie będziemy bombardowani milionami przepełnionych patosem cut-scenek i równie "epickich" przemówień naszego bohater. Protagonista - Connor - jest tak samo ciekawym rozmówcą jak Gordon Freeman. Kolejnym plusem są dwie osobistości pracujące przy tytule: będący specjalistą od spraw obu Korei były agent CIA Kim Tae oraz hollywoodzki scenarzysta takich filmów wojennych, jak chociażby "Czas Apokalipsy", John Milius. Oznacza to mniej więcej tyle, że istnieje spora szansa na ograniczenie szerzenia "amerykanizmu".
Sama rozgrywka nie ma się za bardzo różnić od standardowego FPS-a. Ot, znowu postrzelamy, powychylamy się zza osłon i possiemy kciuka za nimi, aby się zregenerować. Wszystko będzie przypominało poprzednią produkcję studia - "Frontlines: Fuel of War" - przez co pobawimy się lekko futurystycznymi, ale w miarę realnymi, pukawkami oraz sporą ilością pojazdów. Gadżetów rodem z filmów o Jamesie Bondzie, z oczywistych względów, twórcy nie przewidzieli albo nie chcieli jeszcze nic o nich mówić. Jednocześnie, mimo całej casualowej i filmowej otoczki, tytuł ten nie będzie zwykłą zrzynką z obecnych królów rynku, chociażby przez wgląd na to, że nie działamy sami i nie mam tu na myśli towarzyszy z papką zamiast sztucznego mózgu. Jako że partyzantka wymaga specjalnych procedur, oczywiste jest, że nasza grupa nie będzie liczna. Konkretnie oddział będzie złożony z 4 osób. Nie wiadomo czy będziemy mogli pobawić się w dowódcę tej grupy, ale zważając na bardziej zręcznościową formę rozgrywki, nie mamy o czym marzyć.
Jeśli chodzi o lokacje to twórcy mają spore pole do popisu i je wykorzystują. Głównym ficzerem ma być pokazywanie dużego kontrastu pomiędzy pięknymi, sielskimi i zielonymi krajobrazami, a otwartą wymianą ognia z okupantem w zniszczonych miastach. Na ledwie kilku niespełna minutowych gameplay'ach widać, że krajobraz mamy dość zróżnicowany. W jednym miejscu walczymy w podniszczonym budynku, by zaraz potem rzucić się na ulice zniszczone przez spadający samolotu. Mówiąc krótko - będzie filmowo.
Filmowo znaczy z dużą ilością reżyserki. Nikogo już chyba nie dziwi fakt, że wszyscy twórcy wzorem Activision i "Call of Duty" wrzucają do swoich gier tony skryptów, głupich przeciwników i towarzyszy oraz super efektownych scen. Mimo wszystko, chłopaki z Kaos Studios postawili na odrobinę oryginalności tworząc Drama Engine. Cóż to za pomiot szatana? Ano cudeńko to pozwala na wrzucanie graczowi dosłownie na twarz wszystkiego co przewidzieli scenarzyści. Jeśli Connora ma rozjechać czołg poprzez czołowe zderzenie to tak się stanie, nawet jeśli nie ustawiłeś się w odpowiednim miejscu. Po prostu czołg wyjedzie przed tobą choćbyś patrzył się w niebo. Autorzy przyznają, że system ten jest bardzo trudny do stworzenia, ale zapewniają, że im się uda. No cóż, oby.
Oczywiście nie ma dzisiaj gry FPS bez multiplayer. Ten będzie również i tu, ale wiadomo o nim bardzo mało. Twórcy postawili na pewien zabieg, dzięki któremu nie będziemy musieli się pałać partyzantką, a zajmiemy prawdziwą wojną. Akcja trybu dla wielu graczy została umiejscowiona w roku napadu "super Korei" na USA, czyli dwa lata przed historią z single'a. Jako że to wojna totalna, pojazdy pojawią się również tutaj i mają odgrywać znaczącą rolę, a ich obecność jest równoznaczna z większymi mapami. Czy będzie to podobnie zrobione jak w serii "Battlefield"? Niewiadomo. Wiadomo z kolei, że wzorem najnowszej odsłony "Call of Duty", będziemy zdobywać punkty, finezyjnie nazwane Battle Points, za które możemy kupić ekwipunek, jak i ulepszenia do niego, kiedy tylko chcemy.
Ciekawą sprawą jest fakt, że nad "PieCową" wersją "Homefront" pracuje zupełnie inne studio - Digital Extremes, znane z kilku konwersji, całkiem niezłej gry "Dark Sector" oraz dodatku do "Battlefield 2" zatytułowanego "Euro Forces". Co więcej, użytkownicy PC dostaną dodatkowe bonusy w związku z ich wersją. Naturalne jest, że dostępne będą serwery dedykowane, jednak tylko tyle o nich wiadomo. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie klanów, które prawdopodobnie będą działać na podobnej zasadzie jak gildie w grach MMO. W menu będziemy mieli specjalną opcję pozwalającą na stworzenie swojego własnego grona, więc pewnie nie zabraknie okazji na reklamę czymś więcej, niż tylko tagiem przy nicku.
Nieśmiertelny nierealny
Tytuł będzie korzystał ze znanego wszystkim Unreal Engine 3 - wiadomo czego się spodziewać. Niestety, gra olśniewająco nie wygląda. Nie ma jakiegoś oryginalnego stylu jak "Gears of War" czy "BioShock". Z urywków gameplay'a muszę powiedzieć, że mimo wszystko prezentuje się lepiej niż jej najwięksi konkurenci, a i ogólny wygląd również jest ciekawszy.
Nie wiem co sądzą o tym inni, ale dla mnie bardzo ważną rzeczą jest silnik fizyczny. Raczej nie ma się co spodziewać Frosbite'a albo tym bardziej Geo-Moda 2.0, dlatego gra na starcie traci u mnie jeden punkt. Nie zrozumcie mnie źle, ale po "Battlefield: Bad Company 2" bawienie się ciężkim sprzętem bez możliwości rozwalenia nim czegoś jest bardzo "nijakie". Wątpię, by taka rzecz jak rozbudowany silnik fizyczny był tajemnicą, jednak kto wie? Może twórcy nas czymś jeszcze zaskoczą.
O ścieżce dźwiękowej nic jeszcze nie wiadomo. Autorzy kompletnie o tym nie wspominają, co może oznaczać tylko dwie opcje: albo nie mają się czym chwalić, albo szykują ostrą bombę. Hansa Zimmera raczej nie ma się co spodziewać, ale nie znaczy to, że utwory nie mogą powodować gęsiej skórki.
To nie jest świat dla starych narodów
Jestem niemal pewny, że "Homefront" nie stanie się hitem. Nawet jeśli gra okazałaby się fenomenalna, gracze pewnie nie tkną nic co nie ma "Call of Duty" albo "Battlefield" w nazwie, bo ogromna ich rzesza to zwykli niedzielniacy. Mimo wszystko tytuł ten dość mocno mnie zaciekawił, zwłaszcza jeśli chodzi o tryb single player i związany z nim silnik Drama Engine. Druga sprawa, że multiplayer również może okazać się interesujący, nawet jeśli ściany będą niezniszczalne - zawsze to jakaś odskocznia od ciągłego biegania w kółko po mapach o rozmiarze 2 metrów kwadratowych. Dobrze, że twórcy nie mówią wszystkiego od razu i nie pokazują w newsach całych misji ze swojej 7-godzinnej kampanii. Zawsze to nadzieja na niespodzianke i być może zachwycenie graczy. Jak dla mnie tytuł obowiązkowo do sprawdzenia.