Napoleon: Total War
Dodano dnia 22-02-2010 16:14
Nie ma żadnych wątpliwości – opisywana tutaj produkcja jest grą bardzo dobrą. Jeśli jednak miałbym wystawić jej ocenę w kategorii cena/jakość, stanowiłoby to pewien problem. Z jakiego powodu - już wyjaśniam. Moim zdaniem jest to bowiem ni mniej, ni więcej, jak Empire: Total War 2.0, czyli poprzednia odsłona wyglądająca tak, jak powinna w dniu premiery. Kto wtedy nabył do niedawna najnowszą część sagi, zmagał się z setkami mniejszych i większych bugów, złą optymalizacją, częstymi zwisami i niechcianymi wizytami na poziomie pulpitu. Teraz zaś wszystkie te problemy odeszły w niepamięć, ale odpowiedź na pytanie „czy warto?” nadal nie jest jednoznaczna.
Premiera Empire miała miejsce prawie rok temu. Choć produkcja nadal nie jest idealna pod względem technicznym, da się w nią grać z ogromną przyjemnością. Dlatego kupno Napoleona, choć ten już na starcie jest o 30 zł tańszy (w sklepach zaś o kolejne 20) może trochę mijać się z celem. Z tego też powodu zachęcam do dalszej lektury przede wszystkim tych, którzy wciąż wahają się w sprawie nabycia produkcji Creative Assembly. Oczywiście inni także powinni zapoznać się z tekstem, gdyż – jak już wspomniałem we wstępie – Napoleon jest (co najmniej) grą bardzo dobrą.
Tym, co budziło największe wątpliwości przed premierą gry, były ramy czasowe, w których toczy się jej akcja, a konkretnie ich mocne ograniczenie ze względu na sprecyzowaną tematykę. Twórcy sprytnie z tego wybrnęli, skracając okres obejmowany przez jedną turę – teraz trwa ona zaledwie pół miesiąca. Dzięki temu rozgrywkę toczymy przez ponad 100 tur, co jest czasem wystarczającym, aby się w niej porządnie rozsmakować. Zresztą, nawet wciąż nienasyceni znajdą następne źródła grywalności. Kontynuując koncepcję z Empire, tutaj również możemy wziąć udział w kampanii fabularyzowanej, przedstawiającej tym razem (szok!) dzieje tytułowego dowódcy. Od walk we Włoszech, przez Egipt, aż po podbój Europy i jego ostateczną klęskę. Każdy region to oddzielny scenariusz, co daje w sumie kolejne kilka godzin gry. Wciąż mało? To co powiecie na możliwość udziału w kilkunastu historycznych bitwach? Naprawdę wymagających i ciekawych, gdyż nie są to tylko zwykłe oblężenia i walki znane z kampanii. Znajdą się oczywiście wśród nich i bitwy morskie. Ogółem mówiąc, twórcy uznali za najlepsze wyjście stworzenie gry lepszej, większej i pod każdym względem „bardziejszej”. No i się udało.
Programiści wyszli na przeciw również wszystkim lubującym się w grze wieloosobowej. Teraz nie tylko możemy rozgrywać wspólnie bitwy, ale także... kampanie! Tak, nic nie stoi na przeszkodzie rozpętania np. w Europie wielkiego konfliktu dwóch zarządzanych przez ludzi mocarstw. A jak ktoś chce, można także współpracować, choć niestety do wygranej niezbędne jest pokonanie drugiego gracza. Warto jednak zaznaczyć tu pewną rzecz – tryb ten nie ma większego sensu, jeśli nie masz znajomego posiadającego grę. Bowiem nim druga osoba wykona swój ruch, trochę czasu mija, a my wtedy po prostu się nudzimy. Dlatego nie ma to jak znalezienie sobie kumpla/kumpelki do wspólnego gnębienia państw, a w międzyczasie rozmawiania. Dodatkowo do takiej rozgrywki potrzeba sporo czasu, gdyż ten na jedną turę liczy się właściwie podwójnie. To wszystko nie zmienia jednak faktu, iż dodanie kooperacji było świetnym pomysłem, za który należy się wielki plus dla twórców. Tak na marginesie – odpowiedni patch doda ten tryb także w Empire.
Optymalizacja stoi tym razem na wysokim poziomie. Grałem w wersję 1.0, która jednak zostanie pewnie jeszcze troszkę dopracowana przed premierą sklepową. Już teraz nie uświadczyłem żadnych zawieszeń czy innych błędów, gra działa wyśmienicie. Poprawiono również grafikę, która nadawałaby się nawet do (trochę starszego oczywiście) FPS-a, zaś w strategii jest po prostu świetna. Szczególne wrażenie robią bitwy na terenach pustynnych – odpowiednie filtry, falowanie powietrza – piękne. Nie raz zachwycić się można efektami HDR-u, który wybitnie daje o sobie znać w bitwach morskich. Choć, co ciekawe, nie zauważyłem w nich... słońca. Zachmurzenie było średnie, promienie odbijały się na wodzie i statkach, a na niebie – pusto. Hmm.
Trochę (podkreślam – trochę) gorzej ma się sprawa z muzyką. Jest ona dobra, acz mnie nie porwała. Tak samo ma się sytuacja z polskimi głosami, które stoją na standardowym poziomie, nie wyróżniając się ani negatywnie, ani pozytywnie. Jak zawsze każda nacja mówi swoim językiem, co stwarza odpowiedni klimat produkcji, pozwala bardziej się wczuć. Wracając do polonizacji, w tłumaczeniu znajduje się kilka błędów (choćby nieprzełożone „Sabotage army”, czy parę literówek), acz powinny one zostać poprawione. Tak czy inaczej, CD-Projekt odwalił kawał dobrej roboty.
Brytyjczycy przez rok prac wprowadzili też zmiany na poziomie samej rozgrywki. Pierwszą rzucającą się w oczy jest interfejs. Lepszy, czy gorszy – zależy gdzie i pod jakim względem. Na mapie kampanii jest prawie identyczny jak wcześniej, równie dobry i ładny. W trakcie bitew zaś jest moim zdaniem sporo brzydszy, acz funkcjonalniejszy. Zajmuje o wiele mniejszą część ekranu, wszystkie przyciski są dobrze, intuicyjnie ułożone. Przyczepię się jedynie do zbyt małych możliwości konfiguracji minimapy. Wywędrowała ona do prawego górnego rogu i, co mi średnio odpowiada, jest o wiele większa. Racja, dzięki temu więcej widać, jest przejrzysta, ale ogólnie chciałbym dostać możliwość dowolnego doboru jej rozmiarów. A tak do wyboru mam albo zasłonięcie sporej części ekranu, albo zupełne jej schowanie. Cóż, z dwojga złego lepiej ją jednak widzieć, gdyż jest naprawdę przydatna, szczególnie podczas bitew historycznych, gdzie bywa naprawdę ciężko.
Jeśli już jestem przy bitwach, opowiem o reszcie zmian. Nareszcie generał do czegoś się przydaje – nadal należy dbać o jego życie, jednak tym razem zostawianie go z tyłu jest mniej opłacalne. Walczący wokół niego żołnierze dostają bowiem różne bonusy, dzięki czemu są lepsi. Oczywiście nie jest to niezbędne, acz przydatne, choćby do zmobilizowania wojaków przy cięższych potyczkach. Szkoda tylko, że mury miast i fortów pozostają niezniszczalne. W bitwach morskich zaś dostaliśmy możliwość naprawy naszych okrętów – wystarczy odpłynąć kawałek od wroga, a następnie marynarze prowizorycznie załatają dziury w kadłubie (co bardzo fajnie zresztą wygląda).
Tym, co najbardziej rzuca się w oczy na mapie kampanii, jest zwiększone AI przeciwników. Teraz naprawdę potrafią nas sprytnie gnębić – raz zdarzyło mi się, że wróg wciąż atakował pewien region, który ja ratowałem posiłkami z innego miasta. Komputer więc... podzielił wojsko i zaatakował oba regiony jednocześnie. Całe szczęście, że zdołałem jakoś odeprzeć jego atak ręcznie (nadal wszelkie potyczki możemy pozostawić maszynie, bądź rozegrać samemu). Sztucznej inteligencji nie zdarza się już tak często jak kiedyś wysuwać skrajnie głupich propozycji. Malutkie państewka rzadko atakują bez powodu, zaś zgnębione łatwo się poddają (w Empire mogliśmy całkowicie zmiażdżyć wrogie wojska, a dyplomaci nadal odmawiali podpisania traktatu pokojowego). Kontrpropozycje także nie są tak idiotyczne, jak wcześniej się to zdarzało – ofery po odrzuceniu są coraz lepsze, nie zaś słabsze. Bardziej lojalni są także nasi sprzymierzeńcy – nie musimy się już obawiać, że stacjonujące przy naszych miastach wojska sojusznika odbiją nam niespodziewanie dany region. Chociaż nadal nie możemy dawać im choćby wskazówek, przez co często bronią mocno obwarowanego miasta, zamiast ścigać małe oddziały niszczące nam uprawy itp.
Wraca też możliwość decydowania o tym, co chcemy począć ze zdobyczą. Miasta możemy przejmować pokojowo (mały zysk natychmiastowy, acz większe zadowolenie ludności, nie spada zamożność), plądrować (sporo złota do skarbca, spada zadowolenie i zamożność), a czasami również wyzwolić, tworząc nowe państwo. Zazwyczaj tego nie stosowałem, jednak w jednym przypadku zrobiłem wyjątek. Tak, chodzi o Polskę, znajdującą się w owym okresie pod zaborami. Gdy tylko odbiłem Warszawę (pokazuje się tu dbałość o aspekty historyczne – polacy cieszyli się z tego, że odbiłem miasto z rąk okupantów), wróciłem Polsce niepodległość, potem zaś wspierałem ją wojskiem, technologiami i złotem.
To chyba tyle, jeśli chodzi o zmiany, jakie zaszły w najnowszej odsłonie serii Total War. Nadal mamy do czynienia z strategią turową połączoną z RTS-em, nadal też można bawić się tylko jednym z tych gatunków – zostawiając komputerowi zarządzanie państwem, czy walkę. Za pieniądze z handlu i podatków rozwijamy miasta, werbujemy jednostki, walczymy z wrogami (choć można zdobywać regiony i drogą pokojową, np. za złoto). Pozostało to, co w całej sadze jest najlepsze: możliwość totalnego zdominowania Europy, co daje niesamowitą wręcz frajdę, której nie da się opisać. Marsz armii pod dowództwem Napoleona od Berlina, przez Wiedeń, aż po Moskwę, dostarcza ogromnych emocji. Zapewniam, pod tym względem produkcja ta nie ma sobie równych.
Cóż, mam nadzieję, że recenzja ta nawróci „niewiernych”, którzy nie grali w twory Creative Assembly oraz pozwoli podjąć decyzję tym, którzy mają już jej poprzednią odsłonę. Zmiany są świetne, acz czy naprawdę warto wydawać 80 zł na praktycznie tę samą grę? Ortodoksyjni fani kupią i tak, reszcie lubiących tę serię radzę zaś poczekać, aż Napoleon spadnie do niższej serii wydawniczej (stąd też taka ocena). Sam również za jakiś czas zaopatrzę się w wersję pudełkową, gdyż jest to gra na tyle dobra, że sam kod do pobrania ze Steama mi nie wystarczy. A teraz wracam do gry – Austria została zmuszona podpisać pokój, Prusy i Wielka Brytania nie istnieją, Rosja się rozpada, a Imperium Osmańskie myśli, że może się równać z potęgą Francji. Już ja im pokażę...
Plusy
- możliwość ekspansji na całą Europę
- tło historyczne
- grafika
- nowe możliwości multi
- rozgrywka na co najmniej kilkadziesiąt godzin
- idealna optymalizacja
Minusy
- to „tylko” Empire 2.0
- kilka zmian w złym kierunku
- nawet nie wiesz, kiedy minęły te wszystkie godziny...