Battlefield Bad Company 2
Dodano dnia 29-03-2010 19:34
Tytułem wstępu
Battlefield to seria gier komputerowych typu FPS (First-Person-Shooter), stworzonych przez studio DICE, a dystrybuowanych przez Electronic Arts, a wyprodukowanych głównie z myślą o trybie wieloosobowym. Pierwszą odsłoną była „Battlefield 1942”, która została wydana w 2002 roku, a jej akcja toczyła się w czasach II Wojny Światowej. Jednym z tytułów poprzedzających „Battlefield: Bad Company 2” był „Battlefield: Heroes”- w stu procentach przeznaczony do rywalizacji w sieci multiplayer. Adres, pod którym możecie go pobrać to: http://www.battlefield-heroes.com . Jako ciekawostkę dodam, że gra jest za darmo. „Battlefield: Bad Company 2” to tytuł przeznaczony na PCta i konsole nex-genowe czyli PS3 i X360. Kontynuacja, w którą było mi dane się zapoznać, nie jest prequelem ani sequelem udanej pierwszej części, a raczej przedłużeniem znanego z niej pomysłu. W nasze ręce trafia produkt, w którym sterujemy niesforną „Kompanią B”, stworzoną z wyrzutków i zakał całych Stanów Zjednoczonych. Precyzując: nie kierujemy oczywiście całym pociesznym oddziałem lecz człowiekiem, którego pseudonim brzmi „Preston Marlow”. Zespół został stworzony aby zażegnać kolejną Wojnę Światową, która ma nastać już wkrótce,a składa się on ze Sweetwatera (inteligentny informatyk), Haggarda (koleś z dowcipnymi odzywkami), oraz Twojego dowódcy – Redforda, który pomimo śmiesznych sytuacji zawsze zachowuje stoicki spokój.
Fabuła
Piękna, z ciekawym zakończeniem i przeambitnymi zwrotami akcji, przez które nie raz przyjdzie nam rozdziawić paszczę. Precyzując to rozdziawianie, można porównać je do reakcji podczas oglądania filmiku typu: „2 girls 1 cup”. Co prawda kilkakrotnie zadałem sobie pytanie: „Kiedy to się skończy?”, lecz po kilku rundach odkryłem faktyczne znaczenie sztucznego przedłużania fabuły. Zamiast 4 godzin rozgrywki spędziłem prawie 6, przedzierając się przez gęste dżungle, zaśnieżone pola i pustynie, na których jakimś cudem znajduje się statek wielkości Titanica. Wszystko po to, aby dostać tego cholernego Kiryłowa. Raz ucieka prosto sprzed Twojego snajperskiego celownika; w innej sytuacji wymyka się podczas , gdy bunkier, w którym się znajdujecie jest pod ostrzałem. Ostatecznie masz szanse go dorwać, gdy leci swym pięknym samo... Ups. Nie będę zdradzał więcej informacji ;), zagraj i zobacz to sam, na własne oczy!
Multiplayer
Długo zastanawiałem się, w jaki sposób mógłbym polecić Tobie, Drogi Czytelniku, Multiplayer, a nie tylko kampanię Singleplayer. Od 2002 roku marka Battlefield automatycznie kojarzy się z żywym, emocjonującym trybem dla wielu graczy, z ładną mechaniką. Tak samo jest i tym razem. Mamy tu do czynienia z rozbudowanym systemem wynagrodzeń, odblokowującym co ciekawsze rzeczy: celowniki optyczne, medkity, nowe rodzaje uzbrojenia czy wreszcie nakładki - ulepszające opancerzenie naszych pojazdów, bądź zwiększające dalekostrzelność naszego sprzętu. System podziału jednostek został zorganizowany bardzo sprytnie. Do wyboru mamy: Zwiadowcę (inaczej snajpera, ciekawą opcją jest nalot), Medyka (przywracamy nieboszczyków do życia przy pomocy defibrylatora), Mechanika (naprawianie pojazdów, miny i przeróżne dodatki typu rakietnica) i Szturmowca (karabiny szturmowe). Modele broni zostały odtworzone w interesujący sposób, ale o tym przeczytacie w podrozdziale: „Grafika”. Początkowym utrudnieniem, według mnie zupełnie niepotrzebnym, jest ograniczanie naszej postaci do żmudnego expienia bez przydatnego wyposażenia (bez którego owa klasa jest niegrywalna). Przykładem jest Medyk, który nie ma medkitów ani defibrylatora; musimy zagrać kilka meczyków tą postacią, aby otrzymać dostęp do danego sprzętu. Odblokowywanie broni i reszty gratów polega po prostu na graniu ową postacią i nabijaniu punktów, np. na zabiciu 20 wrogów przy pomocy noża. Ciekawymi karabinami produkcji są: M24, AUG, M16A2, SWD Dragunov, M249 SAW czy, znany i wykorzystywany przez Marines podczas II WŚ a następnie w latach 80’, Thompson. Dodam również, iż ów tytuł nie wymaga wcale „wypasionego” neta aby w niego zagrać przez sieć. Przy moich 4 MB/s nie zaliczałem ani jednego laga, a ping nie skakał jak dzika małpa w wartościach od 100-500.
Polska Wersja
Na moje szczęście lub nieszczęście (bardziej to drugie, bo radość z posiadania pudełkowego Battlefield’a jest niesamowita) otrzymałem elektroniczną wersję: „Battlefield: Bad Company 2”. Aby pobrać ów tytuł, trzeba wykonać kilka kroków. Najpierw należy założyć konto na stronie Electronic Arts, następnie kupić przedmiot w sklepie internetowym EA. Po otrzymaniu kodu drogą mailową, wprowadzamy go do wcześniej zainstalowanego programu „EA Download Manager” i dopiero po tym procesie ściągamy upragnioną grę. Oczywiście oprócz wsparcia technicznego otrzymujemy instrukcję, którą możemy oglądać online kiedykolwiek chcemy. Ku uciesze moich uszu otrzymałem piękną produkcję, w której spolszczeniu brała udział śmietanka polskiej sceny aktorskiej: Cezary Pazura (grał Sweetwatera) i Mirosław Baka (Haggard). O ile Pan Mirosław doskonale wywiązał się ze swojej roli, o tyle Pazura niezbyt tam pasuje. Co prawda pomaga rozładowywać stres, który wywoływany jest przez grę, lecz wprowadza do niej zbyt dużo komizmu. Według mnie podczas wojny nie ma miejsca na śmiech. Cały zespół nabija się z jego inteligentnych tekstów, nieraz docinając mu tak, że aż wióry lecą. Biedny Sweetwater.
Grafika
W grze mamy do czynienia z piękną optymalizacją kodu źródłowego. Biorąc pod uwagę minimum, które podano na stronie, czyli: procesor 1,7 GHz, 512 MB RAMu, grafikę 128 MB z Pixel Shaderem 1.4 i 2,4 GB miejsca wolnego na dysku, to niewiele jak na grę tego pokroju. Bez problemu udało mi się odpalić ją na MAXie na rozdzielczości 1920x1680. Niezależnie od tego, w jakim miejscu się znajdowałem, czy była to dżungla czy też forteca, FPSy (frames per second) nie spadały poniżej wartości 30-35. Dane mi było zobaczyć lokacje, jakich nie powstydziłby się tytuł „Crysis”. Wspaniałe lasy równikowe, miasta-pobojowiska (czasami gra przypomina nawet CoD:MW2) bądź też bezkresne pustynie, poruszyły we mnie część mózgu odpowiedzialną za ideał gry komputerowej. Nie dość, że możemy poznęcać się nad wrogami ładując w nich tony ołowiu, to w dodatku dostajemy tytuł, w którym możemy przystanąć, wyjść z naszego środka lokomocji, popatrzeć w dal i powiedzieć: „o ku*wa”. Może i większość to zbulwersuje, ale wątpię czy tylko to słowo jest w stanie odzwierciedlić moje przeżycia podczas rozgrywki. Jedynymi momentami w których dosłownie „wcieliłem” się w bohatera była misja, w której walczyliśmy o oddech na szaleńczo zimnych szczytach górskich na Syberii i zakończenie, gdy mamy pistolet w ręce. Yhm. To by było na tyle :>
Muzyka i efekty specjalne
Jak zwykle i tutaj muszę ów tytuł pochwalić. DICE musiało się nieźle natrudzić przy nagrywaniu strzałów (nie jest to monotonny dźwięk; znajdując się w budynku słyszysz zdecydowanie inny rodzaj huku, niż na zewnątrz), jęków konających wrogów, odgłosów przyrody na danych terenach, bądź pięknych wybuchów, momentów w których jesteśmy „głusi”. Doskonała jest także muzyka w tle, świetnie współgrająca z tytułem. Pochwalić również muszę cut-scenki; DICE jak zwykle profesjonalnie się sprawiło - krótkie i na temat, żadnego mozolnego gadania, po prostu „cel, pal”.
Podsumowanie
10-tka nie jest liczbą, która odda to, co żywię do tego dzieła. Na brawa i podziękowania zasługuje cała ekipa DICE, Electronic Arts Polska (za udostępnienie gry w celu jej zrecenzowania) i zespół polskich aktorów – Czarka i Mirosława, którzy odtworzyli swoje role profesjonalnie. Produkcja powinna dostać miano „Najlepszego shootera 2010 roku” ze względu na swój pięknie rozbudowany tryb multiplayer, grafikę, która na obecne czasy jest piękna oraz efekty specjalne, które oferuje. Czytelniku! Zalecam Ci, abyś jak najszybciej, gdy tylko skończysz czytać tę recenzję poszedł do najbliższego sklepu, w celu kupna tego „Skarbu”.
Plusy
- profesjonalny dubbing
- piękna grafika
- ciekawa fabuła
- zaskakujący koniec
- wspaniałe efekty specjalne
- krótkie i konkretne cut-scenki
Minusy