Disciples III: Renaissance
Dodano dnia 09-08-2010 22:40
Seria komputerowych gier „Disciples” od zawsze uważana była za największego rywala kolekcji „Heroes of Might & Magic”. Jak więc to zawsze w takich sytuacjach bywa, popularny "Heroes" posiadał swoich zwolenników, a nieco mniej znane „Disciples” swoich. W czasach rewelacyjnego i bezkonkurencyjnego HoMM "Disciples " nie miało zbyt wielkich szans, by mierzyć się ze swoim głównym konkurentem, jednak kiedy producent kultowej „trójki”, firma 3DO, upadła, jej dzieło straciło na splendorze i jakości . Moment ten stał się znakomitą okazją dla rywala, by uderzyć i powiększyć liczbę swoich zwolenników o kolejnych graczy, tych,którzy z łezką w oku wspominają chwile spędzone przy genialnej „trójce”.
Pierwsza gra, rozpoczynająca kolekcję „Disciples”, pojawiła się na rynku w 1999 roku, więc to znacznie młodsza produkcja niż „Heroes of Might & Magic”. Od tamtej premiery minęło jednak już ponad 10 lat i właśnie na sklepowe półki trafiła część trzecia, nosząca podtytuł „Odrodzenie”. Czy oprócz nawiązań fabularnych jest to również odrodzenie serii?
Po obejrzeniu ciekawego, aczkolwiek mało efektownie wygladającego intra, dostajemy się do menu głównego gry. Oprócz zmiany opcji graficznych, dźwiękowych i systemowych, możemy rozpocząć nową kampanię, rozegrać pojedynczą potyczkę, bądź zdecydować się na to, co niewątpliwie daje najwięcej radości, czyli „hot seat” z towarzyszem bądź towarzyszami przed jednym monitorem. Zacznę od opisu pierwszego trybu, jakim jest singleplayer. Po potwierdzeniu wyboru musimy zdecydować się na jedną z trzech, dostępnych kampanii. Pierwsza należy do Królestwa Ludzi, druga opisuje dzieje Hord Potępionych, trzecia natomiast opowiada o losach Przymierza Elfów. Do każdego scenariusza wprowadza nas klimatyczny, ale złożony z nieruchomych obrazków (tak samo jak intro) filmik. Poznajemy w nim główny wątek fabuły oraz nasz cel, ku któremu przyjdzie nam wyruszyć. O tym trybie nie trzeba chyba długo opowiadać. Jak to w tego rodzaju grach bywa, jest to szereg powiązanych ciągiem przyczynowo-skutkowym misji, w którym każda opowiada pewną część wielkiej historii świata Disciples.
Drugim trybem jest pojedyncza potyczka z komputerem bez większej fabuły, ale z nakreśloną pokrótce historią. Jak można się domyślić, jest to najmniej ciekawa opcja i chyba nie ma większego sensu rozpisywać się więcej na jej temat. Prawdziwą gratkę dla wielbicieli strategicznego myślenia, planowania oraz rywalizacji stanowi oczywiście „hot seat”, który na całe szczęście znalazł się w grze. Dla graczy, nie mających wcześniej styczności z tego rodzaju gatunkiem gier, warto wyjaśnić, na czym owy tryb polega. Są to pojedyncze potyczki, jednak nie tylko z komputerem, ale również z innymi ludzkimi graczami na raz. Co najważniejsze, na jednym PC, albowiem po każdej zakończonej turze, ruch należy do kolejnego uczestnika zabawy, jak w grach planszowych. W przypadku bitew, są one również rozgrywane na przemian. Niestety, trzeba wytknąć w tym miejscu grze duży minus. Twórcy zaoferowali do naszej dyspozycji bardzo mało misji, map jest zaledwie kilka, a edytora niestety na razie brak, co uniemożliwia tworzenie map fanowskich. W porównaniu z serią „Heroes”, gdzie zawsze otrzymywaliśmy do naszej dyspozycji co najmniej kilkadziesiąt scenariuszy, „Disciples III” wypada bardzo blado.
„Disciples III: Odrodzenie” to typowa strategia turowa, osadzona w klimacie fantasy. Player obejmuje pieczę nad jednym z trzech królestw i ma za zadanie kontrolę rozwoju państwa,a także podbój nowych terytoriów czyli eliminację innych graczy. Niestety, na niekorzyść wypada tutaj liczba dostępnych frakcji. Twórcy zaoferowali nam niestety tylko trzy krainy, o których wspominałem już przy opisie kampanii. Pierwsza z nich jest typowo ludzka - dostajemy takie jednostki jak rycerze, łucznicy, czarnoksiężnicy i złodzieje. Przymierze Elfów, jak sama nazwa wskazuje, oferuje graczowi armię złożoną z elfów, rusałek, druidów i magicznych stworzeń. Horda Potępionych to natomiast wszelkiego rodzaju stworzenia piekielne i z natury złe, jak impy, diabły, demony. Na początku rozgrywki otrzymujemy zamek, który będzie naszym głównym źródłem potęgi i punktem, od którego rozpoczniemy nasz podbój. Pierwszą rzeczą, jaką powinniśmy zrobić, jest rekrutacja bohatera, za dość wysoką opłatą, bez niego nie możemy bowiem tworzyć armii. Postacie dzielą się na kilka klas, które różnią się nie tylko wyglądem, ale także sposobem walki i rozwojem. Warto tutaj wspomnieć właśnie o rozwoju herosa, który okazuje się bardziej skomplikowany, niż w innych grach tego typu. Po zdobyciu nowego poziomu dostajemy dostęp do pola, na którym ulepszamy bohatera poprzez tzw. „drzewko” z umiejętnościami. Należy rozważnie wybierać drogę, którą podąży, gdyż każdy obszar rozwojowy charakteryzuje się przyrostem innej cechy.
Kiedy już uda nam się stworzyć silną armię, ruszamy na podbój. W momencie napotkania przeciwnika gra przeniesie nas na ekran walki. Tutaj postawiono, moim zdaniem, krok w dobrym kierunku, w porównaniu z poprzednimi częściami. Walka wydawała mi się zawsze najsłabszym, gdyż zbyt prostym, nudnym i mało wymagającym elementem pierwszej i drugiej odsłony tytułu. Tym razem, wzorem z serii „Heroes of Might & Magic”, przenosimy się na duże pole z heksami. Jednostki mogą wreszcie przemieszczać się po ekranie, a nie tylko stać w miejscu. Powoduje to sytuacje, gdzie należy cały czas taktycznie myśleć i kombinować, a nie jedynie na początku bitwy. Same walki nie ograniczają się wreszcie do bezmyślnego naciskania lewego przycisku myszki, ale wymagają od gracza zaangażowania i umysłowego wysiłku. Kiedy potyczka nie toczy się po naszej myśli, najlepszym wyjściem okazuje się ucieczka, jednak trzeba cofać każdego członka oddziału z osobna. Jeżeli nasza jednostka bądź bohater zostaną ranni, możemy uleczyć ich w zamku, jeśli posiadamy w nim wybudowaną świątynię.
Oczywiście gra nie ogranicza się tylko do walki z wrogiem i potworami na mapie. Żeby móc stworzyć silną armię, należy ulepszać infrastrukturę naszego zamku. Za posiadane złoto oraz surowce wznosimy nowe budowle, które umożliwiają nam rekrutację coraz silniejszych jednostek, premie do walki, naukę czarów, czy innego rodzaju korzyści. Żeby budować, trzeba jednak mieć owe surowce. W tym celu wysyłamy naszych bohaterów na podbój miejsc strażniczych nieopodal kopalni czy innego miejsca wytwarzającego pożądane materiały. Po zdobyciu strażnicy przejmujemy kontrolę nad wydobyciem i czerpiemy z niego zyski. Proste, nieprawdaż? Nie do końca, albowiem armie pilnujące tych budynków są często bardzo silne, a ich pokonanie nieraz stanowi problem nawet dla najsilniejszej armii.
Największe brawa i słowa uznania należą się twórcom za oprawę dźwiękową. W czasie gry słyszymy piękną, nastrojową i klimatyczną melodię, która sprawia, że każdy gracz zapragnie posiąść soundtrack z „Disciples III”. Naprawdę to nie żarty, muzyka, którą słychać w grze, jest rewelacyjna i należy do elity. Znakomicie nagrane zostały również kwestie postaci. Żadnych zastrzeżeń nie można mieć również do grafiki, która została wykonana bardzo ładnie i starannie. Obserwujemy dokładna modele zamków, bogate mapy i ślicznie narysowane portrety postaci, coś rewelacyjnego. Niestety, wydaje mi się, że produkcja ucierpiała na przeniesieniu plansz w pełen trójwymiar. Stały się przez to znacznie mniejsze, a tym samym mniej rozbudowane, a ich poznanie nie wymaga już tyle czasu co kiedyś. Jest to jednak nieuniknione, kiedy gra przechodzi w 3D. Czy ten zabieg naprawdę jest strategiom potrzebny?
Tak więc, reasumując, „Disciples III: Odrodzenie” jest tytułem wartym zainteresowania, chociaż niestety niepozbawionym błędów. Oprócz tych poważniejszych braków, jak mała liczba królestw i map w multiplayerze, należy dodać także liczne drobne uchybienia, mogące skutecznie wyprowadzić z równowagi. Na przykład, raz zdarzyło mi się, że po wygranej bitwie gra nie przeszła z powrotem na mapę i niestety jednym ratunkiem był… reset. Trzeba przyznać, że potyczka naprawdę wciąga, a oprócz dobrej grywalności, bardzo dużej liczby jednostek, przyczyniają się do tego również dźwięk i grafika. Nie dostaliśmy dzieła idealnego ani rewolucyjnego, jest to jednak naprawdę solidna produkcja. Mimo wszystko, uważam, że od czasów fenomenalnego „Heroes of Might & Magic III” strategie turowe cofają się w rozwoju, oferując znacznie mniej opcji, królestw, map, jednostek, a przede wszystkim grywalności niż niezwyciężona „trójka”. Gra jest naprawdę udana, jednak nie udało jej się strącić korony królowi i chyba nigdy nikomu już się nie uda.
Grę można nabyć za pośrednictwem sklepu GamersGate.com, któremu dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Na przykład, raz zdarzyło mi się, że po wygranej bitwie gra nie przeszła z powrotem na mapę i niestety jednym ratunkiem był… reset. Trzeba jednak przyznać, że gra naprawdę wciąga, a oprócz dobrej grywalności, bardzo dużej liczby jednostek, przyczyniają się do tego również dźwięk i grafika. Nie dostaliśmy produktu idealnego, ani rewolucyjnego, jest to jednak naprawdę solidna produkcja. Mimo wszystko, uważam że od czasów fenomenalnego „Heroes of Might & Magic III” fantastyczne strategie turowe cofają się, oferując znacznie mniej opcji, królestw, map, jednostek, a przede wszystkim grywalności niż niezwyciężona „trójka”, gra jest naprawdę udana, jednak nie udało jej się strącić korony królowi i chyba nigdy nikomu już się nie uda.
Plusy
- Oprawa muzyczna i graficzna
- Wciąga
- Wiele usprawnień
Minusy
- Drobne błędy
- Zbyt mało map i frakcji