StarCraft II
Dodano dnia 07-08-2010 11:55
"Starcraft II" jest lawiną, która spadła w dniu 27.07.2010 na świat graczy i gier komputerowych. Dlaczego lawiną? Ponieważ tak jak lawina składa się z wielu drobnych kamyczków, tak SC2 składa się z setek małych pomysłów, usprawnień, idei, rozwiązań i chwytów, które razem tworzą zmiatające wszystko monstrum, a zarazem esencję strategii czasu rzeczywistego. Panie i Panowie, oto "StarCraft II: Wings of Liberty" – ukoronowanie niemal dwudziestu lat obecności RTS'ów na rynku gier.
Wybaczcie mi Czytelnicy ten nieco pompatyczny ton, zdaje mi się jednak, że mogę sobie na to pozwolić po dziesięciu latach oczekiwania na kontynuację historii konfliktu Terran, Protosów i Zergów. Pierwsza część gry, oryginalny "StarCraft", była pierwszą produkcją Blizzard, która odniosła spektakularny sukces. Absolutny numer jeden, jeżeli chodzi obecność na turniejach e-sportowych, stał się wręcz jednym z ich symboli (obok "Counter-Strike’a"). Doszło nawet do tego, że w Korei Południowej transmitowano mecze na żywo w telewizji, a także przyjmowano zakłady bukmacherskie. Wiedzieliśmy, że sequel nie wprowadzi rewolucji w rozgrywce, ponieważ pro-gracze muszą mieć możliwość przeniesienia się w miarę płynnie na drugą część gry. Wciąż jednak pozostawały pytania odnośnie kampanii single player, no i oczywiście w końcu można korzystać z pełnej funkcjonalności Battlenetu. Jeżeli czytacie te słowa w napięciu i mogą one zaważyć na Waszym „kupić albo nie kupić”, to powiem Wam: idźcie/jedźcie do sklepu, kupcie, wróćcie do domu i przeczytajcie resztę akapitów w trakcie instalacji gry, ponieważ "StarCraft II" to gra, którą powinien mieć (i pewnie będzie miał) każdy gracz PCtowy, nawet jeżeli nie przepada na RTS'ami. Dlaczego? Już tłumaczę…
It's gonna be a looong ride...
Kampania dla pojedynczego gracza składa się z 29 misji, trwających od dwudziestu do czterdziestu minut. Przechodzenie wielu z nich jest nadobowiązkowe, jednak polecam zaliczyć wszystkie, ponieważ często rzucają odrobinę światła na bieżące czy przeszłe wydarzenia, bądź też wnoszą coś nowego do gry. Jeżeli przechodzimy "StarCrafta II" po raz pierwszy, możemy być pewni, że zapewni nam to kilka naprawdę długich posiedzeń. W kampanii singleplayer dowodzimy prawie wyłącznie Terranami, zdarza się jedynie kilka misji, podczas których kierujemy... kim? Nie powiem, zobaczycie sami. Przejście "Wings of Liberty" na poziomie trudnym, bez specjalnego przykładania wagi do osiągnięć zajęło mi około dwudziestu godzin.
Achievement unlocked – read SC2 review
Właśnie – osiągnięcia. W "StarCraft II" stanowią one główny czynnik wydłużający czas, jaki spędzimy grając w SC2 samotnie. Z reguły nie przywiązuję do nich uwagi, jednak Blizzard sprawił, że są one ciekawie zaprojektowane i przemyślane. Około połowy wskakuje bez wysiłku, jeżeli jesteśmy doświadczonymi graczami, nad resztą jednak trzeba się trochę natrudzić. Poza główną kampanią zdobycze możemy mnożyć również podczas wykonywania wyzwań czyli pozbawionych fabuły krótkich zadań mających na celu poprawę naszych umiejętności (z reguły ukończenie ich na przyzwoitym poziomie wymaga dobrego mikrozarządzania i znajomości charakterystyk poszczególnych jednostek). Kwestia zwiększania puli osiągnięć podobnie wygląda w czasie grania multiplayer.
Koniec ze „Zbuduj, zniszcz, zapomnij”?
Jeżeli chodzi o budowę poszczególnych misji, to Blizzardowi udało się zerwać ze standardem wśród RTS'ów, że kampania dla pojedynczego gracza to szereg misji w stylu „zbuduj, wytrenuj jednostki, zniszcz bazę przeciwnika”. Zadania są bardzo zróżnicowane, a przy tym urozmaicają nam zabawę poprzez różne unikalne zdarzenia czy sytuacje, wcześniej zaprojektowane przez twórców. Jest misja, podczas trwania której w ciągu dnia niszczymy bazy przeciwnika, a nocą bronimy się przed zastępami zombie-podobnych zainfekowanych Terran. W innej misji z kolei musimy uciekać co chwilę bazą przed rozprzestrzeniającym się pożarem, jednocześnie walcząc z przeciwnikiem, aby utorować sobie dalszą drogę. Oczywiście są też typowe dla Blizzard „misje bez bazy”, kiedy pojedynczą jednostką albo małym oddziałem infiltrujemy pozycje przeciwnika.
Proszę Jimie Raynorze, jesteś moją jedyną nadzieją. Pomóż mi ściągnąć kotka z drzewa...
O ile projekty rozgrywek są bez zarzutu, to lekką irytację momentami wywoływała we mnie ich fabularna otoczka. Bo w końcu czego się spodziewamy grając w "StarCrafta"? Epickiej opowieści o ogromnych konfliktach i ważenia się losów milionów istnień. Gra o wszechświat wiecznie balansująca na ostrzu noża. Podczas rozgrywania większości misji faktycznie czułem patos, którego oczekiwałem. Grając w SC2 chciałem mieć wrażenie, że od moich działań zależy los całego świata. Zdarzały się jednak zadania typu „pomóż kolonistom ewakuować się z zadupia A do zadupia B” albo „przejmij kontrolę nad stacją telewizyjną, aby nadać komunikat zaadresowany do mieszkańców Dominium”. Jim Raynor powinien trochę bardziej szanować swój czas i nie tracić czasu na takie głupstwa, gdy tymczasem ważą się losy ludzkości.
Za Azero...! Za wolność, flagę i jabłecznik!
Główna oś fabuły została świetnie napisana i wykonana. Jest epicko, tajemniczo, można tu znaleźć wzruszenie, zdradę, miłość, a nawet przyjaźń nawiązaną na polu bitwy. W większości akcję przedstawiają sceny stworzone na silniku gry. Występuje parę arcymistrzowsko wykonanych pre-renderowanych scenek (bodajże cztery), jednak osobiście uważam, że przynajmniej o kilka za mało. Strzępki fabuły poznajemy także rozmawiając z postaciami albo słuchając wiadomości na pokładzie naszego statku.
Witamy na pokładzie, komandorze
Właśnie – statek – kolejna innowacja. Chłopakom z Blizzard najwyraźniej spodobał się "Mass Effect". Wprowadzili oni bowiem do swojej gry namiastkę Normandii – okrętu, który był naszym domem w ww. RPG. W "StarCraft II" możemy odwiedzić kilka lokacji, a w każdej jest coś ciekawego do zobaczenia lub osoba, z którą możemy zamienić parę słów. Osobiście lubiłem słuchać wiadomości po każdej wykonanej misji. Reklamy atomowych płatków, premiera piosenki „Widziałem ultraliska cień” i inne tego typu żarty wielokrotnie wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Poza tym w kantynie możemy zagrać w „The Lost Viking” – klasyczną strzelankę z widokiem z góry, zrobioną również na silniku gry. Jest ona świetnym przykładem tego, co można zrobić przy użyciu edytora w SC2.
"Starcraft II" – transformacja!
Niesamowite, jak płynnie udaje mi się przeskakiwać z jednego tematu na drugi. Teraz pora na edytor - element, który sprawi, że "StarCraft II" będzie grą o nieskończonej żywotności. Minęło jedynie kilka dni od premiery, a na Battlenecie już zaroiło się od Special Forces, Tower Defence’ów i innych tego typu dodatków. Wydaje się jednak, że nowe narzędzie ma naprawdę duże możliwości, bo grałem już nawet w klasycznego beat up'a w stylu Golden Axe. Działałem w kooperacji, we czwórkę, a zabawa była całkiem niezła. To przecież dopiero początek, opcje wydają się nieograniczone, a pamiętając, co domorośli twórcy robili w Warcrafcie 3, czekam na FPS'a stworzonego w tym edytorze.
Czas skopać kilka zerojedynkowych tyłków
Multiplayera nie trzeba chyba dokładnie opisywać. Mechanika jest bliźniaczo podobna do tej z pierwszej części gry, dodano jedynie kilka drobnych ulepszeń, jednak jądro rozgrywki pozostało zasadniczo to samo. Jeżeli jesteście ciekawi szczegółów, to zapraszam do przeczytania ostatniej zapowiedzi betatestu. Dodam jeszcze tyle, że gra już teraz prezentuje wysoką stabilność i tylko raz zdarzyło mi się, że straciłem połączenie z Battlenetem, a nie wykluczam, że była to wina mojego routera.
Grafika w rozsądnej cenie
Od strony wizualnej "StarCraft II" jest skromny. Nawet nie tyle brzydki , co oszczędny w wykonaniu. Oczywiście design lokacji i postaci jest nienaganny, jednak jeżeli spodziewacie się graficznych fajerwerków, to rozczarujecie się. Występuje kilka bardzo ładnych efektów (m.in. wybuchy), poza tym jednak nowy "StarCraft" pozostaje w tyle za dzisiejszymi standardami, jakie wyznaczyło Relic już w czasach pierwszego "Dawn of War’a". Zaletą takiego podejścia okazuje się natomiast dostępność SC2. Gra uruchomi się nawet na bardzo słabych/starych komputerach.
Klęska prób polonizacji sektora Korpulu
Audio robi niesamowite wrażenie. Niektóre z utworów bardzo zapadają w pamięć i przyłapałem się nawet kilka razy na nuceniu jednej ze ścieżek, której słuchamy grając Terranami w multiplayerze. Oczywiście głosy postaci są również bardzo dobre, przynajmniej w angielskiej wersji gry. Teraz niestety czas na łyżkę dziegciu. Duża część głosów w polskiej wersji jest OKROPNA! Takiej drętwoty nie słyszałem już dawno, a przynajmniej nie w tak ważnej i kasowej produkcji, jaką jest "Wings of Liberty". Na szczęście istnieje rozwiązanie. Po zarejestrowaniu swojej kopii mamy możliwość ściągnięcia angielskiego klienta gry w języku anglosasów. Naprawdę polecam przebolenie downloadu siedmiu gigabajtów, gdyż nasze swojskie głosy wypadły bardzo słabo. Boberek w roli Drake’a i Linda jako Kratos wciąż pozostają chlubnymi wyjątkami na polskiej scenie dubbingowania gier.
Kupić czy nie kupić? Oto ...nie ma pytania!
Czy istnieje powód, dla którego należałoby nie kupować "StarCrafta II"? Odpowiedź to kategoryczne i zdecydowane NIE! Każdy gracz posiadający PC musi mieć tę grę, chociażby dlatego, że zapewni mu setki godzin zabawy, a do czasu premiery kolejnego rozdziału trylogii "StarCraft II" mamy zapewne przynajmniej dwa lata. Kampanię single player oceniam na 9/10, multiplayer na 11/10. Bardzo chciałbym wystawić SC2 „pełną dychę”, jednak nie mogę przejść obojętnie obok spartolonego tłumaczenia. Tak więc ocena wynosi jedynie…
Legenda:
literówki
bł. interpunkcyjne
szyk
bł. logiczne
pisownia łączna/rozdzielna
bł. gramatyczne
powtórzenia
pleonazmy
inne
Opis:
Temat ciekawie i wyczerpująco ujęty, dzięki zastosowanemu językowi tekst czytało się przyjemnie. Warto jednak popracować nad powtórzeniami i literówkami.
Ocena: 6/10
Plusy
- Stary, dobry Starcraft (2)
- Muzyka i dźwięki
- Multiplayer
- Battlenet i jego funkcjonalność
- Ciekawe osiągnięcia
- Fabuła
- Megatony grywalności
Minusy
- Drętwe polskie głosy
- Niektóre misje poboczne za bardzo odbiegają od fabuły