Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

TIPSY
PUBLICYSTYKA
PORADNIK
AKTUALNOŚCI
Komputer osobisty
Call of Duty: Black Ops
Call of Duty: Black Ops box
Producent:Treyarch
Wydawca:Activision
Dystrybutor:LicompEmpikMultimedia
Premiera (polska):09.11.2010
Premiera (świat):09.11.2010
Gatunek:FPS, Akcja
Mam
Ukończona
Czekam
Obserwuj
Ulubione
Ocena
Redakcja
Czytelnicy
Grafika:
Dźwięk:
Grywalność:
Ogólna:

Ocena ogólna:

8

Zagłosuj
Zobacz szczegóły

Call of Duty: Black Ops

Dodano dnia 13-11-2010 15:09

Recenzja

Do tej pory Treyarch był zawsze w Activision twórcą „drugiej kategorii”. To Infinity Ward dostarczało graczom lepsze odsłony „Call of Duty”, rozwijało serię, dodawało nowe elementy, podczas gdy ich zmiennicy jedynie rozwijali koncepty kolegów. Najpierw spod ich rąk wyszła – tylko na konsole – część trzecia, później „World at War”, stanowiące krok wstecz w porównaniu do przebłysku geniuszu, jakim było pierwsze „Modern Warfare”. Owszem, miało całkiem ciekawy klimat, ale pod względem samej rozgrywki zostało w tyle, oferując znacznie mniejszą grywalność. Potem za sprawą IW ukazało się „Modern Warfare 2”, rozwijające pomysły z „Call of Duty 4”, nie dodając jednocześnie nic nowego, za co produkcji mocno się oberwało (choć mi osobiście spodobała się diabelnie – rewolucji nie było, ale tak dynamicznego i efektownego FPS-a wcześniej nie stworzono). Jak wszyscy interesujący się branżą wiedzą, studio Infinity Ward mocno jednak podupadło, w wyniku czego pałeczkę lidera przejął właśnie Treyarch. Po ukończeniu single'a i spędzeniu wielu godzin w multiplayerze nie mam wątpliwości, iż ekipa poradziła sobie z zadaniem, dając światu najlepsze dzieło w swoim dorobku.
 
Tym samym „Black Ops” trafiło na drugie miejsce mojego rankingu najlepszych „CoD'ów”, tuż za „Modern Warfare 2”. Nie jest bowiem aż tak efektowne jak ostatnia produkcja Infinity Ward, choć oferuje za to o wiele większe zróżnicowanie rozgrywki, dłuższą kampanię (niewiele – ok. godziny – ale zawsze) o mrocznym, świetnym klimacie oraz niebanalną fabułę z dającym do myślenia zakończeniem. O ile poprzednio Treyarch ukazał jedynie dosłowne okrucieństwo wojny w postaci rozstrzeliwania poddających się wrogów i walających się wszędzie kończyn, tym razem poruszono również temat zmian zachodzących w psychice człowieka. Historia opowiada o Alexie Masonie, członku elitarnego, tajnego oddziału sił amerykańskich, który po jednej z misji trafił do radzieckiego obozu pracy – Workuty. Co prawda na poznanie efektów tego doświadczenia nie czekamy długo, dowiadujemy się o nich już na samym początku, ale mimo to nie chcę zdradzać co dokładnie stało się z bohaterem. Dzięki temu i wy będziecie mogli poczuć zaciekawienie opowieścią scenarzystów, intrygującą od samego początku aż do napisów końcowych. Wszyscy narzekający na brak logiki w poprzedniej osłonie serii mogą się nie obawiać – zrealizowana na zasadzie retrospekcji fabuła jest wiarygodna i składna, wszystko do siebie pasuje i stwarza wrażenie realnego scenariusza. Historia jest zdecydowanie jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą w całej serii.
 
Znak rozpoznawczy serii.
W trakcie kampanii odwiedzimy m.in. Kubę, góry Ural czy Wietnam. Najczęściej w skórze Masona, czasem jednak wcielimy się również w Hudsona, agenta CIA, drugą z najważniejszych postaci w grze. Główna rozgrywka od początku do końca trzyma w napięciu, nie dając ani chwili wytchnienia – jak to w „Call of Duty”. Przebijamy się przez ulice miasta, uciekamy po dachach, skradamy się tunelami, walczymy w okopach, by zaraz po tym zasiąść za wyrzutnią rakiet naprowadzanych, czy sterować helikopterem Blackbird. Ba, raz nawet pokierujemy poczynaniami drużyny bezpiecznie ukryci w samolocie zwiadowczym! Wszystkie te przerywniki świetnie różnicują scenariusz sprawiając, że ani przez chwilę nie odczuwamy znużenia nieustanną akcją. Ponownie przy grze spędzimy ok. 5 godzin (w moim przypadku 5,5), jednak długość ta jest w pełni satysfakcjonująca – po obejrzeniu napisów końcowych nie czujemy nic poza „spełnieniem”. I rozbawieniem, ale o tym później... Wracając do wyglądu gameplay'a, standardowo dla serii skrypt goni skrypt, jednakże po raz kolejny świetnie się to sprawdza. Zresztą, jeśli nie przystaniemy nigdzie na dłużej, zaprogramowanych akcji nawet nie zauważymy – wszystko będzie działo się płynnie bez przystanków i problemów z „zaskoczeniem” akcji. Warto też zaznaczyć, że przy całej efektowności wydarzeń nic w sumie nie jest przekombinowane.
 
Po zastanawiającym outro miła niespodzianka czeka wszystkich tych, którzy uwielbiają Nazi Zombies z „World at War”. Zombie powracają! A intro tego trybu jest dosłownie powalające. I tym razem nie będę przedstawiał szczegółów, gdyż nie chcę nikomu psuć pierwszego wrażenia. Powiem jedno – to trzeba zobaczyć! Po filmiku zaczyna się rozgrywka, która od poprzedniej wersji zdaje się pozostać prawie niezmienioną. Znów w danej lokacji musimy przetrwać atak kolejnych fal nieumarłych korzystając z arsenału, który możemy kupić w odpowiednich miejscach na mapie. Przeciwnicy przebijają się przez okna, drzwi i ściany, a my wraz z trzema innymi osobami walczymy tak długo, aż wszyscy dołączymy do zastępów umarlaków. Przyznaję, iż ten model rozgrywki nigdy nie był moim ulubionym, ale przez ten krótki czas jaki w nim spędziłem zauważyłem przynajmniej jedną zmianę – jest o wiele łatwiej. Nawet w pojedynkę pierwsze poziomy nie stanowią większego wyzwania. Później jednak robi się odpowiednio trudno i musimy solidnie walczyć, jeśli chcemy dotrwać do końca w jednym kawałku. Choć polowanie na zombiaki sprawia frajdę, wolałbym jednak powrót Spec-Ops (kampania w coopie na pewno by się nie sprawdziła, cały klimat by prysł) – wykonywanie na czas misji w duecie było niesamowicie emocjonujące i satysfakcjonujące.
 
Jeszcze tylko jeden mecz...
Na deser pozostaje to, co ostatnio w „Call of Duty” chyba najważniejsze – multiplayer. Tutaj zmian nie ma wiele, jednak wszystkie idą w dobrym kierunku. Ponownie bierzemy więc udział w dynamicznych rozgrywkach na niezbyt dużych, perfekcyjnie zaprojektowanych mapach, w których o wiele bardziej od skilla i celności liczy się refleks i szczęście. Powracają znaki rozpoznawcze w postaci kill streaków (death streaki odeszły w zapomnienie – niestety), pełnej customizacji klas (od broni po wyposażenie i perki) oraz trybu Hardcore. Aby objaśnić wszystko niezorientowanym, zacznę może od końca. Wszelkie rozgrywki w multi „Black Ops” mogą toczyć się w dwóch różnych trybach – normalnym i Hardcore. Pierwszy nie różni się znacznie od tego, co widzimy w innych sieciowych FPS'ach – mapka w jednym rogu, ilość amunicji i wyposażenia w innym, celownik na środku ekranu – standard. Tutaj gra się także o wiele trudniej, co wynika z faktu, iż żywotność postaci jest dość spora i celując w części ciała inne niż głowa nie raz trzeba zużyć znaczną ilość pocisków. Drugi tryb jes zupełnie inny. Na początek w oczy rzuca się brak jakiegokolwiek HUD-a – nie uświadczymy żadnych elementów interfejsu w postaci wspomnianej minimapy czy nawet celownika. Przy tym jednak zginąć jest o wiele łatwiej, ze względu na obniżoną witalność (podwyższone obrażenia?). Co za tym idzie prościej jest też zabić, dzięki czemu mimo wszystko gra się łatwiej.
 
Ze względu na nasz styl gry i wybrany tryb możemy dobrać sobie odpowiednie perki pomagające w rozgrywce. Gdy lubimy się skradać i mamy dobry refleks, zainwestujemy w cichsze poruszanie się oraz niewykrywalność dla radaru, kiedy nie dysponujemy wysokim skillem „dopakujemy się” zwiększając celność czy siłę przebicia wystrzelonych przez nas pocisków. Umiejętności te podzielone są na trzy grupy, spośród których możemy wybrać po jednej cesze (co ciekawe, niektóre da się rozpoznać po wyglądzie postaci). Nieraz zostaniemy postawieni przed wyborem dwóch odpowiadających nam zdolności, co ostatecznie jest moim zdaniem dobrym rozwiązaniem – gdyby można było dopierać perki zupełnie wg własnego uznania, postaci byłyby zbyt mocno „podrasowane”. Tymczasem nie można mieć wszystkiego. Dowolność panuje za to przy wyborze kill streaków. Są to nagrody, które zdobywamy za określoną ilość zabójstw z rzędu, bez zgonu. Wśród nich znajdziemy m.in. zdalnie sterowany samochód z bombą (świetna sprawa!), paczkę z losową zawartością zrzucaną przez helikopter, czy radar pokazujący pozycje wrogów (działa także w trybie Hardcore – mapa jest po prostu wyświetlana na czas jego działania). Znajdują się tu też prawdziwie śmiercionośne narzędzia, jak przenośny minigun (w rękach sprawnego gracza dokonuje istniej rzezi) czy możliwość strzelania z działka obrotowego zamontowanego w helikopterze (sprawia ogromną frajdę szczęściarzowi, odbierając jednocześnie przyjemność z grania innym).
 
Ponownie w grze zaimplementowano także system rozwoju. Każdy zabity gracz dostarcza nam punktów doświadczenia, tak samo jak zdobywanie osiągnięć (np. za ilość zabójstw bądź użyć danego kill streaka). Tym razem jednak wszystko nie odblokowywuje się automatycznie. Po osiągnięciu progu poziomowego wymaganego przez daną rzecz musimy jeszcze ją kupić za tzw. CoD points, również zdobywane w trakcie rozgrywki. Osobiście nie jestem pewien, czy jest to rozwiązanie dobre, czy złe. Gracze nie korzystają ze wszystkiego naraz, więc na kilka zróżnicowanych klas (potrzebnych by dostosować się do sytuacji, mapy itd.) i tak zawsze wystarcza. Jedynie na rzeczy w postaci nowych emblematów może zabraknąć. W sumie punkty te są chyba tylko pretekstem do stworzenia nowych trybów gry (Zakładów) i Kontraktów. Te drugie wykupujemy zobowiązując się do ich wykonania (przykładowo musimy ukończyć kilka meczy z rzędu w pierwszej trójce), pierwsze zaś oferują zupełnie nowe modele rozgrywki, za udział w których trzeba zapłacić (a za zwycięstwo oczywiście dostajemy „kasę”). Wszystkie są bardzo ciekawe, a przede wszystkim stanowią ciekawą odskocznię od klasycznej rozgrywki. Znajdziemy tu Zabawy Bronią (w oryginale Gun Game – każde zabójstwo owocuje nową bronią), Strzelca Wyborowego (wszyscy mają taki sam arsenał, zmieniający się co jakiś czas), Kije i Kamienie (tylko kusza i nóż balistyczny), czy Jeden w Komorze (wszyscy startują z pistoletem i jednym pociskiem, przy czym obowiązuje zasada „one shoot=one kill” niezależnie od trafionej części ciała). Niestety, osoby o mniejszych umiejętnościach nie mają tu czego szukać. Chyba, że nie zależy im na zwycięstwie, wtedy można miło spędzić czas faszerując przeciwników wybuchowymi bełtami i oglądając ich dramatyczną pogoń za oprawcą (czyli nami). Emocje i świetna zabawa gwarantowane!
 
Kolejny hit z bugami.
Niestety, pomimo dobrego poziomu produkcji nie wszystkim jest dane się nią cieszyć. Powodem tego jest techniczne niedopracowanie, które potrafi uprzykrzyć, a czasem nawet zupełnie uniemożliwić rozgrywkę zarówno w samotoności, jak i z innymi. Zdarzają się zwiechy, niechciany widok pulpitu, czy słabe funkcjonowanie gry na sprzęcie, na którym powinna działać dobrze. W multi zaś istnieje lag, którego przyczyny Treyarch starał się wyeliminować w ostatnim patchu i częściowo się udało. Wiele osób gra już komfortowo, choć niektórzy nadal mają problemy. Jak widać przystosowanie gry do PC nie wyszło ekipie najlepiej. Co nie zmienia faktu, iż większości gra nie kaprysi. A nawet Ci, którym tnie i laguje nadal grają. To chyba o czymś świadczy, prawda? Nie ustrzeżono się również złego zbalansowania niektórych przedmiotów w multi. O wiele za silny jest miotacz ognia czy helikopter (niezależnie od tego, czy na jego pokładzie znajduje się gracz, czy też nie). Choć usunięto perk Martydrom (pozostawianie po śmierci odbezpieczonego granatu) pozostał nieszczęsny Last Stand (kiedy normalnie powinniśmy zginąć, tutaj padamy na ziemię i możemy jeszcze strzelać z pistoletu), przez którego wszystkich wrogów trzeba dobijać. Szczególnie irytuje on w trybie Hardcore, w którym o śmierć bardzo łatwo. Na szczęście wiele serwerów zakazuje podobnych praktyk.
 
Na koniec pozostawiam oprawę audiowizualną. „Black Ops” korzysta z silnika znanego od czasów pierwszego „Modern Warfare”. Jeśli chodzi o krajobrazy i otoczenie, po ostatnim podrasowaniu przy okazji MW2 nie zestarzał się on zbytnio i nadal potrafi zachwycić. Szczególnie piękne są modele broni, które porażają swą realnością i świetnymi refleksami światła. Dopiero po bliższym zlustrowaniu tekstur okazuje się, że ich rozdzielczość nie jest zbyt wysoka. Na szczeście gra jest na tyle dynamiczna, że na takie szczegóły nie zwraca się uwagi, można więc delektować się wyglądem i projektem map (start rakiety na jednej z nich nie raz doprowadzi do nieplanowanego zgonu w wyniku zapatrzenia ;)). Audio także stoi na wyskoim poziomie. Odsłony tworzone przez Treyarch zawsze cechowały się ostrzejszą muzyką, tak jest i tym razem. Oprócz standardowych klasycznych kompozycji usłyszymy więc także gitary w akompaniamencie orkiestry czy techno.
 
Treyarch udowodnił, iż nie jest twórcą „drugiej kategorii”. Co prawda jeszcze trochę brakuje mu do pobicia szczytu możliwości Infinity Ward, ale ludzie z ekipy pokazali, że stać ich na wiele. Jeśli w kolejnej odsłonie poprawią kwestie techniczne oraz zaserwują jeszcze lepszą fabułę i klimat (genialne są też easter eggi - przeszukajcie dokładnie menu!), mogą stworzyć najlepszą odsłonę „Call of Duty” w historii. Problem w tym, że do tego czasu forma gier z serii może się graczom przejeść – byłaby to już czwarta odsłona wykonana w identycznym stylu. Pora więc na kolejną rewolucję. Czy się uda? Zobaczymy. A tymczasem wracam do multi – kolejny poziom sam się nie nabije.

Plusy

Minusy

AUTOR
Avatar użytkownika Łukasz ″JayL″ Jakubczak
Łukasz
Jakubczak
"JayL"
GALERIA GRY
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 6.85 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x