Zaproponuj newsa Zarejestruj się Zaloguj się Zaloguj z Facebook.com Odzyskaj hasło
Profil na Facebook.com Profil na Facebook.com Profil Twitch.tv
Szukanie zaawansowane

TIPSY
PUBLICYSTYKA
PORADNIK
AKTUALNOŚCI
Playstation Portable
Metal Gear Solid: Peace Walker
Metal Gear Solid: Peace Walker box
Producent:Konami
Wydawca:Konami
Dystrybutor:CD Projekt
Premiera (polska):17.06.2010
Premiera (świat):29.04.2010
Gatunek:TPP, Akcja
Mam
Ukończona
Czekam
Obserwuj
Ulubione
Ocena
Redakcja
Czytelnicy
Grafika:
Dźwięk:
Grywalność:
Ogólna:

Ocena ogólna:

9.8

Zagłosuj
Zobacz szczegóły

Metal Gear Solid: Peace Walker

Dodano dnia 29-11-2010 11:16

Recenzja

 
Utarło się takie powszechne przekonanie, że na przenośnej konsoli Sony "nie ma w co grać". Przekonanie o tyle dziwne, że praktycznie niczym nie uzasadnione - sam mam raczej problem z wyborem z powodu nadmiaru dobrych tytułów niż ich braku. Są przecież "Tekkeny", jest "Gran Turismo", znajdą się też i przenośne przygody Kratosa. Fani "Final Fantasy" zagrają w kilka świetnych, ekskluzywnych tytułów z tej serii, nie wspominając o kolejnej odsłonie zaskakująco wciągającego "Kingdom Hearts". Szukający czegoś oryginalnego mogą wybierać spośród szeregu "Pataponów", "LocoRoco" czy przenośnych edycji "LittleBigPlanet" i "ModNation Racer". No i wreszcie - PSP ma "Peace Walkera".
 
Armia bez granic.
"Metal Gear Solid: Peace Walker" jest piątą już wydaną na PSP odsłoną tej, w niektórych kręgach kultowej, serii oraz drugą, będącą fabularnie częścią kanonu. Przede wszystkim jest to pełnoprawna kolejna odsłona cyklu. Nie spin-off, nie "edycja kieszonkowa". To pod każdym względem kolejna odsłona sagi, stworzona przez zespół równie duży co ten, który pracował nad "Guns of the Patriots". Choć ostatecznie zdecydowano się na usunięcie piątki z jej tytułu (bo, o czym mało kto wie - na samym początku gra była tworzona właśnie jako MGS5), najnowsze dzieło Hideo Kojimy jest grą, z którą każdy prawdziwy fan serii zapoznać się po prostu musi.
 

 
Akcja osadzona została w Kostaryce, w roku 1974. Ponownie wcielamy się w Jacka, Naked Snake'a, teraz już noszącego kryptonim Big Boss. Wciąż nie mogąc pogodzić się ze śmiercią swojej mentorki, Snake dowodzi grupą najemników nazywających samych siebie Militaires Sans Frontières (MSF), co po francusku znaczy Armia Bez Granic. Po pomoc do MSF zgłaszają się w imieniu rządu Kostaryki młodziutka Paz Ortega Andrade oraz Ramon Galvez Mena. W kraju coraz aktywniej działa tajemnicza grupa wojskowa, a ponieważ kostarykańska konstytucja zabrania posiadania jakiejkolwiek armii, rząd postanawia po cichu wynająć MSF do wyeliminowania zagrożenia. Ze względu na prośby Paz, początkowo niechętny Snake ostatecznie decyduje się pomóc.
 
Oczywiście, jak to w MGSie bywa, fabuła szybko zaczyna się komplikować i nic nie jest takie, jakim się wydaje. Na światło dzienne prędko wypływa wątek zimnej wojny. Cały konflikt okazuje się być partią szachów rozgrywaną między CIA a KGB, a początkowo walka o wyzwolenie małego kraju z czasem staje się rozpaczliwą próbą zapobiegnięcia wybuchu totalnej wojny nuklearnej. Przyjaciele okazują się być wrogami, przeciwnicy z czasem stają się sojusznikami, a wciąż nękany przez przeszłość Big Boss przejdzie przemianę, która z bohatera znanego z operacji Snake Eater uczyni go postacią, jaką znamy z późniejszych odsłon serii.
 
Pod względem fabularnym "Peace Walker" jest równie dobry co poprzednie odsłony serii. Co oznacza, że oferuje jedną z najlepszych, najbardziej przemyślanych, grających na emocjach gracza i wciągających historii, jakie można poznać za pośrednictwem gier komputerowych. To właśnie fabuła zawsze stanowiła o sile serii i była źródłem jej sukcesu - można było się wściekać na toporne sterowanie albo archaiczność niektórych rozwiązań w rozgrywce, ale wszystkie te drobiazgi momentalnie wybaczało się poznając kolejne elementy zawiłej układanki, jaką zawsze była historia opowiadana przez Kojimę. W wypadku "Peace Walkera" mamy do czynienia z najbardziej osobistym dziełem tego twórcy - ponoć od naprawdę dawna chciał pokazać to, w jaki sposób Big Boss próbuje uporać się z decyzją podjętą w finale MGSa , jak z bohatera gotowego oddać wszystko za swój kraj stał się rewolucjonistą, który walczy przeciwko swej ojczyźnie. Ładunek emocjonalny towarzyszący rozgrywce jest naprawdę potężny. W trakcie rozgrywki podejmować trzeba decyzje niemal tak trudne jak pociągnięcie za spust w finale "Snake Eatera" (przepraszam że piszę tak zawile, ale staram się uniknąć zdradzania fabuły osobom, które jeszcze się z serią nie zetknęły - a ten błąd powinny jak najszybciej naprawić!). Nie zabrakło oczywiście także innego, jakże charakterystycznego dla serii elementu - anty nuklearnego przesłania, sugestywnego morału, uczącego w sposób nienachalny i przejmujący o tym, jakim złem jest ryzyko wojny atomowej.
 

 
Kraj nie posiadający armii.
No dobrze, fabuła jest genialna, to już sobie wyjaśniliśmy. Mimo, że mógłbym rozpisywać się na temat wielowątkowości, głębi postaci i niesamowitych zwrotów akcji, wypadałoby powiedzieć również o pozostałych aspektach gry.
 
Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpoczęciu rozgrywki, to grafika. PSP już kilkukrotnie udowodniło, że odpowiednio wykorzystane jest w stanie wygenerować grafikę zbliżoną do tej oferowanej przez najładniejsze produkcje wydane na PlayStation 2. "Peace Walker" regułę tę potwierdza. Lokacje, modele postaci i przeciwników, animacje, odwzorowanie fauny i flory, a zwłaszcza specjalne efekty, jak wybuchy czy krople deszczu - wszystko to wygląda równie dobrze co w "Snake Eaterze". Jedyną zauważalną różnicą jest niższa rozdzielczość, w jakiej wyświetlany jest obraz. Opad szczęki powoduje już sekwencja z prologu, w trakcie której Snake przybywa na trening ze swoimi podwładnymi. Porywisty deszcz ograniczający widoczność, ponure morze w tle, oraz kilkanaście wysokiej jakości modeli żołnierzy toczących ze sobą płynnie animowaną walkę - coś pięknego! A powoli zbierana z podłogi szczęka z powrotem na nią wraca, gdy filmik płynnie przechodzi w grę i sami włączamy się w trening.
 
Oprawie wizualnej nie ustępuje dźwiękowa. Ścieżka muzyczna doskonale potęguje zamierzony przez twórców efekt - nieważne, czy chodzi o wzruszanie, wywołanie przypływu adrenaliny czy podkreślenie doniosłości wydarzeń - ale broni się także sama w sobie, oferując cały szereg wspaniałych piosenek, przyjemnie słuchanych także poza grą. Dubbing postaci to najwyższa liga, a ilość nagranych linii dialogowych naprawdę każe się zastanawiać, jakim cudem zdołano to wszystko upchnąć na niedużym przecież nośniku UMD. Wzorowe odwzorowanie odgłosów otoczenia (w trakcie jednej z misji jesteśmy zmuszeni zlokalizować cel na podstawie... głosu ćwierkającego w pobliżu ptaka konkretnego gatunku!), broni i pojazdów tylko dopełnia świetny obraz całości.
 

 
Widmo bohatera.
Struktura gry różni się dość mocno od tej, do której przyzwyczajono graczy w poprzednich częściach serii. Zamiast ciągłej przygody, poszczególne etapy gry zostały pocięte na kilkadziesiąt mniejszych misji. Ma to sporo reperkusji. Po pierwsze, tak charakterystyczne dla serii, diabelnie długie wstawki filmowe teraz występują jedynie na początku oraz końcu zadań, co sprawia, że nie są aż tak wyczerpujące dla gracza jak zazwyczaj. Po drugie, raz zakończone zadanie bez problemu można wykonać jeszcze raz, chociażby w celu podszlifowania wyniku - gra oferuje system oceniania naszych dokonań - czy zdobycia dodatkowego ekwipunku. Po trzecie, o czym szerzej rozpiszę się w kolejnym rozdziale recenzji, pomiędzy misjami głównymi możemy zająć się całym szeregiem innych aktywności. Po czwarte wreszcie, do każdego zadania możemy dobrać odpowiedni ekwipunek i kamuflaż.
 
Sama rozgrywka wygląda już znacznie bardziej klasycznie. Podstawą jest skradanie i uważna obserwacja otoczenia, a w wypadku sknocenia któregoś z powyższych, szybka eliminacja przeciwników i jeszcze szybsza ucieczka. Kwestię sterowania rozwiązano, pozwalając graczom wybrać czy chcą obłożenie klawiszy wzorowane na poprzedniej przenośnej odsłonie serii,  "Portable Ops", oparte na innej słynnej serii od Konami, "Monster Hunter", albo też zupełnie nowe, stworzone od podstaw na potrzeby "Peace Walkera". Te ostatnie, choć początkowo wydaje się dziwaczne (kwadrat, trójkąt, kółko i iks odpowiadają za pracę kamery! Do tego lewa gałka odpowiada za sterowanie, tylne L i R służą do strzelania, a lewy krzyżak obsługuje całą resztę), po kilku minutach okazuje się być wyjątkowo intuicyjne i przemyślane. W końcu nie musimy walczyć ze sterowaniem, co się w znaczący sposób przełożyło na wzrost przyjemności płynącej z samej rozgrywki. Zadania, przed jakimi staje gracz, najczęściej polegają na dotarciu do określonego punktu na mapie, ale zdarzają się też bardziej ciekawe cele. Czasem trzeba coś wysadzić, innym razem wyeliminować wrogów. Zdarzają się zadania ratownicze, wymagające spostrzegawczości (wspomniane zadanie z głosem ptaków) albo błyskawicznego działania. Do tego w trakcie filmików, w większości zrealizowanych w formie animowanego komiksu, pojawiają się sekwencje QTE, więc ani przez chwilę nie można narzekać na nudę. No i są pojedynki z bossami.
 
Te niestety są elementem, który mnie w "Peace Walkerze" rozczarował. Poprzednie odsłony "Metal Gear Solid", jak już wspominałem, potrafiły pod względem gameplay'u ostro zaleźć za skórę. Ale gdy przychodziło do walk z bossami, to lśniły oferując jedne z najlepszych pojedynków w historii gier komputerowych. Walka z Grey Foxem czy pojedynek na szczycie Metal Gear Rexa w pierwszej części, starcie z armią Metal Gear Ray'ów w "dwójce", pojedynek snajperski i walka z The Boss w "Snake Eaterze", wreszcie ostateczna konfrontacja z Liquid Snake'iem w "Guns of the Patriots" - te sceny po prostu kopały zadki i gdy już się poznało fabułę, to właśnie one mobilizowały do powtórnego przechodzenia gry, nawet po kilkanaście razy. W "Peace Walkerze" takich scen nie uświadczysz. Problem tkwi przede wszystkim w tym, że za bossów służą tu wyłącznie pojazdy - walczymy z wszelkiej maści helikopterami, czołgami, transporterami i mechami. Jak największa wyrzutnia rakiet, tona amunicji  i unik we właściwym momencie - ot przepis na wygranie większości z nich. Nie chodzi o to, że te walki są złe, gra się w nie całkiem przyjemnie - ale zwyczajnie odstają od tego, co pod tym względem oferowały "numerowane" odsłony serii.
 

 
Nacja odrodzona.
Główne misje to jednak jest jedynie część tego, co oferuje "Peace Walker". Pomiędzy zadaniami przenoszeni jesteśmy do głównej siedziby MSF (komuś może mówi coś nazwa... "Outer Heaven"?), gdzie stopniowo uzyskujemy dostęp do nowych opcji. Najciekawszą z pewnością jest "extra ops" - pakiet około setki(!!!) dodatkowych misji. Wśród nich znajdzie się niemalże wszystko - treningi użycia broni, zadania ratunkowe, walki ze zmodyfikowanymi wersjami bossów, wycieczki eksploracyjne, przechwytywanie przedmiotów... ba, są nawet symulator randki i walki z dinozaurami! Kolejne zadania odblokowują się w miarę naszych postępów. Żeby uzyskać dostęp do tych najciekawszych trzeba też zdobyć najwyższe odznaczenia w konkretnych rundach.  Ponadto w trakcie zadań, a także poprzez łączenie się z hot-spotami, możemy rekrutować kolejnych żołnierzy do MSF. Każdy z nich opisywany jest szeregiem charakterystyk, na podstawie których przydzielany zostaje do którejś z sekcji - bojowej, technicznej, medycznej czy też zaopatrzeniowej. Technicy, medycy i zaopatrzeniowcy zapewniają nam dostęp do coraz to bardziej zaawansowanego wyposażenia. Członkowie "bojówki" natomiast mogą zostać wysłani na jedną z misji z całego świata (prosta, acz diabelnie wciągająca mini gierka), albo... zostać wykorzystani zamiast Snake'a w dodatkowych misjach. Ba, z czasem otrzymujemy nawet możliwość zbudowania własnego Metal Geara! Zajęcia znaleźć tu można na naprawdę wiele godzin - w chwili pisania tego tekstu na liczniku mam niecałe trzydzieści godzin gry, a do ukończenia wszystkich zadań dodatkowych mam jeszcze naprawdę daleko!
 
Gra robi także użytek z możliwości komunikacyjnych PSPków. Z Internetu możemy sobie pobrać dodatkowe motywy muzyczne oraz kamuflaże, zaś dzięki hot-spotom zrekrutujemy dodatkowych żołnierzy do MSF. Jeśli zaś mamy znajomego, który również posiada "Peace Walkera", będziemy mogli zmierzyć się z nim w starciu bądź wspólnie przejść którąś z misji.
 

 
Iluzja pokoju.
 Napiszę to wprost. Na PSP w tej chwili nie ma lepszej gry. Może i znajdą się pojedyncze tytuły oferujące lepszą grafikę bądź bardziej wciągająca rozgrywkę, ale takiego miksu fantastycznej i przy tym pouczającej historii, niesamowitej oprawy, przyjemnego gameplay'a oraz całej tony różnorodnych zadań do wykonania po prostu nie znajdziecie. Powiem więcej, najnowszy MGS wychodzi z obronną ręką także z bezpośredniego starcia z większością tegorocznych hitów na duże platformy. Hideo Kojima po raz kolejny udowodnił, że jest prawdziwym geniuszem w tym, co robi.
 
"Nie chodzi o to, by zmieniać świat. Chodzi o zrobienie wszystkiego, by zostawić go takim, jakim go zastaliśmy. Chodzi o szanowanie przekonań innych i wiarę w swoje własne.
Big Boss."

Plusy

Minusy

AUTOR
Avatar użytkownika Michał ″Czarny_Wilk″ Grygorcewicz
Michał
Grygorcewicz
"Czarny_Wilk"
GALERIA GRY
REKLAMA

Created by Notimeo logo
Copyright © GIEROmaniak 2005-2024. Wszelkie prawa zastrzeżone. Strona załadowała się w 8.54 ms.

Ta strona używa cookie. Dowiedz się więcej o celu ich używania z naszej polityki prywatności. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

x