Just Cause 2
Dodano dnia 06-05-2011 12:22
Rico Rodriguez uderzył ponownie, tym razem zupełnie rozkładając na łopatki konkurencję. Gra została stworzona z rozmachem, a rozgrywka jest bardzo efektowna. Już w "jedynce" istniał ogromny potencjał - misje od początku zaskakiwały tempem akcji, ilością wybuchów, zdolnościami naszej jednoosobowej armii. Teraz zaś ludzie z Avalanche postanowili wszystko dopieścić w każdy calu tak, aby ich produkcja stała się prawdziwym światowym hitem. Poprawili więc znacznie grafikę, usprawnili mechanizm linki z hakiem, udostępnili jeszcze większy teren, oddali nam też do dyspozycji całe mnóstwo pojazdów, do których dostęp jest naprawdę łatwy. Z tych słów można wywnioskować, iż "Just Cause 2" jest sequelem idealnym, grą, która musi stać się bestsellerem. Niestety, tak się nie stało. Sam wybrałem się na Panau dopiero teraz i po ukończeniu kampanii nadal nie jestem pewien, czego dziełu Szwedów brakuje.
Już na samym początku w oczy rzuca się niesamowita jakość grafiki. Woda wygląda przepięknie, krajobrazy wręcz porażają swym urokiem. Wspaniale prezentują się także wszelkie - mniejsze czy większe - wybuchy. Wrażenia potęgują się szczególnie wtedy, gdy przemierzamy teren wyspy z pomocą samolotów bądź łodzi. W pierwszym przypadku możemy podziwiać szczyty ośnieżonych gór, czy panoramę rozświetlonego światłami miasta nocą. Długo nie zapomnę uczuć, które towarzyszyły mi, kiedy po raz pierwszy leciałem myśliwcem i w bardzo efektowny sposób minąłem most linowy widząc w tle zachodzące słońce. Niestety, pod tą oślepiającą swym urokiem otoczką kryją się pewne mankamenty. Przede wszystkim po zwolnieniu tempa widać ewidentnie, że teksturom brakuje detali, co jest sprytnie ukryte pod maską przeróżnych efektów, pojawiających się w trakcie podróżowania wysoko nad ziemią. Na szczęście przez 90% czasu gry rozgrywka jest bardzo szybka, dzięki czemu nie mamy zbyt wielu okazji, żeby zawracać sobie głowę takimi drobnostkami. Pozostaje nam więc podziwiać majestatycznie przemierzający przestworza myśliwiec, który dopiero co wykradliśmy z bazy uciekając przed dziesiątkami rakiet ziemia-powietrze oraz inne, równie imponujące widoki serwowane nam przez "Just Cause'a 2".
Szybciej, szybciej, coraz szybciej...
Autorzy bardzo przyłożyli się do tego, aby tempo jak najrzadziej spadało poniżej pożądanego przez nich poziomu. Najlepiej świadczy o tym ilość i jakość środków transportu, jakie oddano w nasze ręce. Po ulicach pędzą dziesiątki wozów, nietrudno znaleźć helikopter, czy nawet myśliwiec. Ba, nawet bez tego sprzętu Rico świetnie sobie radzi. Wszystko to za sprawą linki z hakiem i spadochronu, które zawsze ma przy sobie. Po wystrzeleniu haka, w trakcie przyciągania, zawsze można otworzyć spadochron - bohater unosi się wtedy dostojnie w górę i powoli szybuje do przodu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby ten proces przyspieszyć. Z pomocą ponownie przychodzi linka, dzięki której nawet korzystając z tego środka transportu możemy wyprzedzać samochody jadące drogą! Ta metoda ma jeszcze jeden plus - da się z niej korzystać praktycznie wszędzie, także w lesie (tutaj należy zachować odpowiednią wysokość, gdyż postać przenika przez wyższe gałęzie, ale przez pień już nie) czy nad wodą (przy czym niezbyt długo, na szczęście nasz agent potrafi pływać). Warto nadmienić, że prawie wszystkie pojazdy są równie wygodne w prowadzeniu. Najgorzej jeździło mi się autami, które skręcają niezbyt płynnie, na dodatek często wydają się być przesadnie lekkie. Szczególnie przeszkadza to w przypadku szybkich modeli, które kiepsko trzymają się drogi. Lepiej jest z motorami, za to najprzyjemniejsze są zdecydowanie łodzie, samoloty i śmigłowce. Tutaj nie ma nic do poprawiania, aczkolwiek do myśliwców trzeba się przyzwyczaić, aby móc efektywnie z nich korzystać.
Sporo miejsca w poprzednim akapicie poświęciłem lince, jednak to nie wszystko, co wypada o niej napisać. Jest ona bowiem jednym z najlepszych gadżetów, jakie kiedykolwiek pojawiły się w grach. W "jedynce" funkcjonowała jako osobna broń, przez co była średnio pożyteczna. Tutaj korzystamy z niej niezależnie, po prostu wciskając klawisz "F". To oraz ogrom możliwości, jakie dali jej autorzy, sprawia, że teraz ciężko będzie mi grać w jakiekolwiek inne sandboxy. Hak rozwiązuje wszystkie problematyczne aspekty takich produkcji. Atakuje cię helikopter? Zamiast latać jak głupi w poszukiwaniu odpowiedniej broni, po prostu szybko się do niego zbliżasz, przyczepiasz linkę i wyciągasz pilota, zdobywając od razu zabójczą maszynę (niestety, często trzeba taką porzucić, gdyż zaraz po przejęciu atakują nas setki rakiet...). Masz kogoś porwać z konwoju? Koniec ze żmudnym oczyszczaniem drogi i spychaniem wozu ściganego. Teraz zwyczajnie się do niego zbliżasz, wskakujesz na dach i przyciągasz się do wybranego auta (a jeśli jesteś dostatecznie blisko, możesz też zwyczajnie przeskoczyć). Jak proste, a zarazem genialne! Musisz szybko wydostać się z helikoptera, a nie masz gdzie wylądować/maszyna płonie? Nie ma problemu! Po prostu z niego wyskakujesz, a będąc tuż nad ziemią odpalasz hak i łamiąc wszelkie prawa fizyki bez szwanku stajesz na nogach. Przeszkadza Ci koleś z wyrzutnią rakiet, do którego nie możesz się zbliżyć? Nic prostszego, wystarczy ściągnąć go (dosłownie) na ziemię i w razie konieczności dobić. Ba! To nadal nie jest koniec! Z pomocą tego gadżetu można bowiem także łączyć dwie różne rzeczy. A potem obserwujesz, jak przypięty do butli z gazem przeciwnik unosi się w przestworza, aby potem wrzeszcząc ile sił w płucach spaść z powrotem na glebę. Boskie! Genialne! Niesamowite! W słowniku aż brakuje słów na to, aby oddać w pełni jak rewelacyjnym pomysłem jest właśnie ta prosta linka z hakiem na końcu. Dzięki niej JC2 zyskuje co najmniej punkt (jeśli nie dwa) do oceny.
Znowu?!
Niestety, na tym właściwie koniec komplementów. Narzekania zacznę od misji, które z czasem stają się coraz bardziej powtarzalne. Wątek główny jest tu dość mocno okrojony (bodaj 6 czy 7 misji), jednak aby pchnąć go do przodu, jesteśmy zmuszeni pomagać działającym na wyspie frakcjom i szerzyć chaos, niszcząc rządowe budowle. Wszystkie trzy organizacje (Karaluchy, Ularowcy i Żniwiarze) są praktycznie identyczne, jedynie ich przywódcy się różnią ze względu na usposobienie i motywy. Zresztą i to w ostatecznym rozrachunku nie ma najmniejszego znaczenia. Sęk w tym, że już po paru godzinach zabawy zaczyna się nabijanie paska postępu, aby tylko odblokować zadania fabularne. Zlecenia od rewolucjonistów są strasznie nudne i monotonne, co powoduje zniechęcenie do dalszej rozgrywki. Szczególnie daje się to we znaki w przypadku Żniwiarzy, u których co druga "robota" polega na odbiciu kogoś i dowiezieniu w ustalone miejsce (co ciekawe, konwój zawsze jedzie mniej więcej w tę samą stronę. Można więc wybić obstawę i wskoczyć sobie na dach ściganego, na którym to jedziemy sobie swobodnie jakiś czas, gdyż nikt nas nie atakuje. Potem przejmujemy wóz i tak oto kończymy pracę z zerowym wysiłkiem). Szkoda, że nie skupiono się bardziej na historii, gdyż wątek główny jest naprawdę miłą odskocznią od rutyny, która zabija tę grę.
Nie poczyniono również żadnych kroków, aby samą fabułę uczynić atrakcyjną. Ponownie obalamy reżim dyktatorski, jednak przebłyski humoru są naprawdę rzadkie (np. książka "Regime change in 7 days") i historia stara się być na siłę poważna. Szkoda, gdyż patrząc przez pryzmat szalonej rozgrywki, gra o wiele lepiej prezentowałaby się opowiadając wydarzenia z przymrużeniem oka. A tak, gdzieś tam w tle jakaś fabuła się przewija, ale nie zwraca się na nią większej uwagi, bo jest zwyczajnie nudna. Zresztą, po pewnym czasie, tak samo można podchodzić i do zwykłych misji, gdyż nawet nie czytając ich opisów i/lub nie oglądając krótkich wprowadzeń można bez problemu je wykonywać.
Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz? Aaa, i tak nie złapiesz...
Co ciekawe, żadnych emocji nie dostarczają również potyczki z wojskiem. O ile np. w serii GTA ucieczki przed policją stanowią jeden z głównych elementów gry, tutaj aspekt ten jest zepchnięty na dość daleki plan. Uciec jest bowiem banalnie wręcz łatwo - wystarczy dostać się szybko w oddalone od drogi miejsce (co nie jest trudne, w końcu od czego jest linka i spadochron?), ew. zdjąć ścigające nas helikoptery (to również nie stanowi wyzwania) i odczekać kilka chwil. Z jednej strony może się to wydawać dziwne, z drugiej ciężko nie dostrzec w tym pewnej metody. Praktycznie w każdej misji zabijamy żołnierzy, więc zawsze po wykonaniu zlecenia musielibyśmy zwiewać przed pościgiem, co z czasem pewnie niejedną osobę doprowadziłoby do szału. Z jednej strony szkoda więc tych emocjonujących momentów, z drugiej zaś - inaczej się raczej nie dało.
"Just Cause 2" jest produkcją ogromną, w której co chwilę chciałoby się odkrywać coś nowego. Tymczasem poza schematycznymi misjami, wyścigami i możliwością siania chaosu nie oferuje prawie nic. Są tacy, którzy odnajdą się w wykreowanym przez Avalanche świecie i będą w nim egzystować tak długo, aż odkryją wszystko, co tylko się da. Sam znam osobę, która przy samym demie spędziła jakieś 30 godzin (sic!). Szwedom nie udało się jednak mnie uwieść - po 15h i skończeniu fabuły nie mam wielkiej ochoty, aby wracać na Panau. A wystarczyłoby chyba zmniejszyć limity punktów chaosu pomiędzy misjami, by bardziej skompresować historię. Wtedy byłaby do skończenia w czasie krótszym o połowę, ale za to każdy byłby zadowolony - i ten, który odstawiłby produkcję po MQ, a także ten, który poświęciłby się dalej wykonywaniu zadań pobocznych i eksplorowaniu wyspy. Wiadomo już jednak, że "trójka" na pewno powstanie. Patrząc zaś na postęp, jaki dokonał się między "jedynką", a jej sequelem, wierzę, iż będzie to świetna produkcja, najlepsza z serii.
PS: Czemu Rico wygląda teraz jak podstarzały amant? Nie rozumiem...
Plusy
- LINKA!
- jedna z najefektowniejszych produkcji ever
- dostępność wszelkich środków transportu
- bardzo ładne widoki, piękna woda
- rozmach
Minusy
- monotonia
- taka sobie fabuła
- humor w ilościach szczątkowych
- zbyt rozwleczony wątek główny
- Rico jako podstarzały macho
- teksturom brakuje detali