Mortal Kombat
Dodano dnia 12-05-2011 12:22
Ostatnimi czasy "bijatyki" cierpią na stagnację - pewien zastój w gatunku. Albo nie pojawia się nic nowego, albo okazuje się chłamem. Ostatni triumfalny powrót do chwały w gatunku przypadł serii "Street Fighter", której idealnie udało się utrzymać stary, sprawdzony system z nowoczesną grafiką. Za ciosem poszło nowo utworzone "Netherrealm Studios" (dawne Midway), które pod wodzą legendarnego już Eda Boona postanowiło odkopać smoczą serię, która po czwartej części stała się zwyczajnie nudna, że nie wspomnę już, że przepakowana masą bezsensownych rozwiązań i postaci z kosmosu (jak niektóre z ostatniego Tekkena). Boon powiedział stanowcze "nie" i ogłosił restart serii! Powrót do korzeni. Czy mu się to udało? Sprawdzimy. Jedno jest jednak pewne... Nic już nie będzie takie samo.
FIGHT!
Po odpaleniu gry naszym oczom ukażę się (poza widokiem walczących Scorpiona i Sub-zero) ogrom opcji w "Menu głównym". Człowiek widzi coś takiego i nie wie, za co się najpierw zabrać, a zajęć jest co nie miara. Mamy klasyczną drabinkę, w której wspinamy się coraz wyżej pokonując kolejnych przeciwników, aby na końcu dorwać najpaskudniejszego i najbardziej nieuczciwego bossa w historii bijatyk - Shao Kahna (walka z nim to mordęga). Jak znudzi nam się wspinanie w samotności, możemy odpalić tryb "Tag Ladder", który jest niczym innym jak drużynową odmianą poprzedniego trybu, w którym walczymy w systemie 2vs2 (o samym systemie tagowym za chwilę).
Bardzo fajnym trybem jest "Story Mode", w którym sposób prowadzenia rozgrywki jest odwołaniem do "Mortal Kombat vs DC Universe". Kolejne rozdziały to kilka walk konkretną postacią, poprzeplatanych bardzo ładnie wykonanymi cut-scenkami opowiadającymi nam fabułę gry rozciągniętą na czas trzech pierwszych części smoczej serii. Otóż jesteśmy świadkami sceny, w której Shao Kahn po zabiciu wszystkich swoich wrogów pastwi się jeszcze nad ledwo żywym Raidenem. Nastał Armageddon i w akcie rozpaczy przed ostatecznym ciosem, Raiden wysyła wiadomość w przeszłość do samego siebie ostrzegając, że jeśli historia nie zostanie zmieniona, nastanie koniec świata. Bardzo pomysłowy restart wydarzeń z poprzednich części, będący w pewnym sensie kontynuacją, opowiada nam historię nieco naiwną przypominającą kino klasy B, jakim bez wątpienia były filmy "Mortal Kombat". Opowieść jest nieco kiczowata, ale za to bardzo pasuje do "Mortal Kombat" przez co nie przeszkadza, a nawet wciąga i urzeka swoim klimatem. Dialogi w cut-scenkach są interesujące, a wydarzenia nie nudzą i z zapałem oglądamy kolejne filmiki między walkami. Co ciekawe, w "Story Mode" nie uraczą nas żadne ekrany wczytywania. Rozgrywka ładuje się w trakcie przerywników, co jest rozwiązaniem idealnym, bo nic tak nie denerwuje jak ekran ładowania. Uważam, że inni deweloperzy powinni brać przykład z Netherrealm Studios, jak robić dobry "Story Mode".
Sam system walki powrócił do klasycznej formy dwuwymiarowej. Nie ma już głębi ani jakichś pułapek, które kończą walkę gdy wrzucimy w nią przeciwnika. Usunięto denerwujący system zmiennych stylów walki. Teraz każda postać ma swoje unikalne ciosy specjale i animacje. Do tego system walki jest tak przystępny jak wcześniej i tylko zyskał na dynamice. Starcia są szybsze i płynniejsze jak w żadnym innym "Mortalu", ale przystępne sterowanie i system walki sprawia, że duże tempo rozgrywki to sama przyjemność. Po pierwszym odpaleniu gry i kilku walkach testowych z kumplem wiedziałem, że to jest to na co czekałem półtora roku - od pierwszej zapowiedzi. Podstawy walki są proste do opanowania i kopać tyłki można w zasadzie z biegu, ale żeby naprawdę umieć grać oraz sadzić potężne i efektowne combosy, trzeba przy grze spędzić naprawdę dużo czasu. Innymi słowy, system gry jest typu "Easy to learn, Hard to master". "Praktyka czyni mistrzem" jak to mawiają, więc jak już macie nowe "MK" to ćwiczcie. Może się spotkamy na arenie...
Pokaż kotku co masz w środku
Nowością w "MK" jest pasek "Super Meter", widoczny na dole ekranu. Gdy używamy specjali, wykonujemy jakieś efektowne akcje, albo dostajemy baty, zapełnia się on dając nam drobną przewagę. Dzieli się na 3 części. Zapełnienie pierwszej daje nam możliwość odpalenia ulepszonej wersji specjala. Na przykład gdy Liu Kang robi swój słynny "rowerek", jego nogi zaczynają płonąć zadając dodatkowe obrażenia, albo Scorpion teleportuje się dwa razy wybijając przeciwnika w powietrze. Dwie trzecie paska pozwalają nam użyć tak zwanego break‘era, czyli zwyczajnie przerwać combo przeciwnika. Załadowanie całego paska daje możliwość odpalenia najbardziej okrutnych ataków w historii gier wideo. X-ray combo to coś na styl hiper-combo ze "Street Fightera". To bardzo efektowna i mordercza seria ciosów podczas której widzimy na prześwietleniach obrażenia wewnętrzne jakich doznaje przeciwnik, pękające kości, wybuchające organy, pękające mięśnie - czujecie klimat? Widok jest tak bolesny, a jednocześnie tak sadystycznie zadowalający, że zawsze chcemy zobaczyć go ponownie. Przyznajcie się... w każdym z Was drzemie sadysta.
Kolejna nowość to tryb "Tag team", znany chociażby z leciwego już "Tekken Tag Tournament" czy serii "Marvel vs Capcom". Wybieramy dwóch zawodników i dajemy łupnia innej parze. W trakcie walki, za pomocą jednego przycisku, możemy zamienić się z naszym partnerem. Odpowiednia kombinacja pozwala wezwać naszego partnera by wykonał jeden atak i wrócił na swoje miejsce, albo zamienił się ze sterowaną przez nas postacią i tym samym kontynuował walkę. Tak samo przy combach - odpowiednio użyty przycisk pozwala naszemu partnerowi dokończyć naszą serię i dobić rywala. Widać jak bardzo masakrujemy naszych adwersarzy, chociażby po tym, że widzimy obrażenia na ich ciałach... zerwaną skórę, siniaki czy wydłubane oczy. Mało tego, każda postać jest zrobiona inaczej. Postacie nieludzkie, takie jak Mileena czy Reptile, mają własne układy kostne, mięśniowe oraz organy wewnętrzne, które widzimy na X-rayach czy podczas Fatality. Pietyzm, z jakim wykonane są postacie, budzi niepokojący wręcz podziw. Jest to dobre i bardzo sprytne wykonanie. Bohaterowie opierają się na podobnych modelach złożonych z warstw, układu kostnego, organów, mięśni i wreszcie skóry, co dało animatorom i grafikom duże pole do popisu. Gra jest dopracowana w niemal każdym szczególe. Gdy dostaniemy alternatywne, ludzkie "stroje" dla Cyraxa i Sektora (cyborgi), nie mamy do czynienia tylko ze skórką nakładaną na model. Wszystkie animacje, odgłosy i wizualne przedstawienie wnętrzności postaci zostały wykonane indywidualnie (np. Cyrax jako cyborg wysuwa piłę z klatki piersiowej, a jako człowiek używa urządzenia, które ma na ręce).
Rzeczą wartą uwagi jest "Challenge Tower", czyli wieża wyzwań. Oferuje nam 300 zróżnicowanych zadań, za wykonywanie których dostajemy monety i odblokowujemy dodatki. Wyzwania te są pomysłowe, zabawne i co najważniejsze - każde jest inne. Nie nudzą się i po zrobieniu jednego mamy ochotę na następne. Ich duża ilość dodatkowo zachęca, a robi się je dość szybko. Dla przykładu... co powiecie na walkę z kimkolwiek, gdy obaj jesteście pozbawieni rąk i głowy, a dodatkowo krwawicie na tęczowo? Albo na walkę, w której z każdą sekundą wasza postać jest coraz wolniejsza? Zdobyte pieniądze (które notabene dostajemy też za zwykłe walki czy przechodzenie "Story Mode") wydajemy w Krypcie, gdzie rozwalając groby, masakrując nieszczęśników na maszynach tortur czy dobijając dogorywających pół-truposzy zdobywamy kolejne dodatki, takie jak stroje, nowe fatality, kody urozmaicające tryb "Versus", a nawet szkice koncepcyjne czy rendery z postaciami. Rzeczy do kupienia jest cała masa i jest na co wydawać pieniądze.
Symfonia trzasku kości
Udźwiękowienie gry, chociaż jest trochę nierówne, stoi na wysokim poziomie. Sama muzyka odtwarzana w czasie walk i "Story Mode" jest średnia - tylko kilka kawałków trzyma wysoki poziom. W większości są to remixy utworów z klasycznych części MK - w końcu nowa odsłona miała być nostalgicznym powrotem do korzeni. Odgłosy towarzyszące ciosom czy wydawane przez postacie są już o niebo lepsze. O ile same postacie potrafią wydawać nieco głupkowate, nieartykułowane odgłosy (tu również ukłon w stronę klasyki) o tyle odgłosy ciosów czy sączącej się krwi potrafią nie raz wzbudzić grymas obrzydzenia na twarzy gracza. Widok łamanego kręgosłupa czy pękających żeber w akompaniamencie odpowiedniego trzasku jeszcze nigdy nie był tak sugestywny jak tu - o ile można tu mówić o jakiejkolwiek subtelności. Voice acting zarówno w trakcie walk jak i w przerywnikach stoi na całkiem niezłym poziomie (tutaj ukłony dla Johnny'ego Cage'a - absolutny mistrz, oraz dla Mileeny przez którą mam koszmary). Na pochwałę zasługuje również gościnny występ Kratosa, który już zaliczył występ w jednej bijatyce ("Soul Calibur: Broken Destiny" na PSP), ale tutaj zdecydowanie pasuje najlepiej. Gracze bali się, że Bóg Wojny będzie niezbalansowany i przepakowany, a tak w rzeczywistości nie jest. Został dopracowany, posiada ciosy i specjale znane z "God of War 3", a głosu użycza mu Terrence C. Carson. Chociaż za samą postacią Kratosa nie przepadam, to jego pojawienie się w MK uważam za strzał w dziesiątkę, bo umówmy się... tak krwawa gra jest stworzona właśnie dla niego.
FINISH HIM!
W ostatecznym rozrachunku nowa odsłona smoczej serii zasługuje na jedną, jedyną reprymendę ode mnie. Nie da się o niej powiedzieć nic złego. Szukałem nawet na siłę jakichś większych, bardziej znaczących wad niż tylko poprawny soundtrack czy drobne niedoróbki w postaci Mileeny ściągającej maskę pomimo tego, że ją straciła i tym podobnych bzdur, których jest mało i prawie się ich nie zauważa. Moim zdaniem jest to najlepsza odsłona MK od czasów "dwójki" na Amigę, którą do tej pory pamiętam i tęsknię za nią. "Mortal Kombat" wzięło mnie za głowę(,) i wytarło mną podłogę. Nakarmiło mnie tym, czego brakowało mi w smoczej sadze od dawien dawna i jestem wdzięczny ekipie Netherrealm Studios za takie cudo.
FATALITY!
P.S. Niestety z powodu braku dostępu do PSN po premierze gry, fragment recenzji o trybie sieciowym pojawi się później. Upraszam o cierpliwość.
Plusy
- Soczysta i przerysowana brutalność
- Klimat
- Odpowiednio wyważona rozgrywka
- Nie nudzi się
- Przystępny system walki
Minusy
- Niemalże brak... tylko mało znaczące niedoróbki