Wheels of Destruction
Dodano dnia 09-04-2012 10:31
Coś ostatnio te samochodowe rozwałki popularne się zrobiły, prawda? Reanimacja "Twisted Metal", potem recenzowane przeze mnie "Smash ‘n' Survive", które zostało roztrzaskane i nie przetrwało. Trochę się nam w temacie zrobiło produkcji. Teraz kolejną do odstrzału jest "Wheels of Destruction".
Samonapędzające się koło zagłady!
"Wheels of Destruction" jest produkcją studia Gelid Games, reprezentującą świeżo wskrzeszony gatunek samochodowych strzelanin. Co w niej takiego wyjątkowego co powstrzymało mnie przed zrównaniem jej z ziemią (głównie przez niesmak wywołany recenzowanym przeze mnie niedawno "Smash 'n' Survive")? To dość proste... Jest grywalna! No przynajmniej bardziej niż "Rozwal i przetrwaj".
Nie jest to może rozrywka zróżnicowana, bo mamy do wyboru raptem trzy typowe dla strzelanin tryby zabawy: Deathmatch, Team Deathmatch i Capture the Flag. Nie jest to zdecydowanie dużo możliwości. Tak samo mamy podział na klasy typowy dla wielu shooterów. Pojazdy różnią się statystykami takimi jak przyspieszenie, zwrotność, pancerz, ilość amunicji itd. Rzeczywiście każdym automobilem gra się nieco inaczej. Bawić się możemy na kilku arenach usytuowanych w różnych miejscach świata. Design lokacji może sugerować post-apokaliptyczny klimat krwawych sportów motoryzacyjnych, albo coś podobnego jak w filmie "Death Race" z Jasonem Stathamem. Właściwie fabuła gry się tutaj w ogóle nie pojawia (cóż przynajmniej twórcy nie udają, że jakaś występuje). Rozgrywka jest pierońsko dynamiczna i miodna - przypomina "Quake'a" - tyle, że na czterech kółkach. Nie ma nawet trybu fabularnego, więc samotny gracz nie znajdzie tam nic poza starciami z botami, które jak to zwykle bywa są nieziemsko głupie - zwłaszcza jak są w naszej drużynie, ale podobno złej baletnicy przeszkadza rąbek u spódnicy.
Spodziewałem się kolejnego modelu jazdy dla budowlańców, czyli "sterujemy cegłą" - na szczęście zostałem pozytywnie zaskoczony. Sterowanie naszym wehikułem destrukcji jest bardzo wygodne i przypomina troszkę operowanie pojazdem w "Borderlands" - samochód jedzie i skręca w kierunku, w którym aktualnie celujemy. Możemy też skakać, driftować i używać dopalacza. Ze strzelaniem też nie ma problemu, bowiem jeśli przeciwnik jest w naszym zasięgu, zostaje namierzony, a my możemy zasypać go gradem pocisków z jednej z czterech broni: karabinu maszynowego połączonego ze strzelbą, miotacza ognia, wyrzutni rakiet oraz działka laserowego. Trochę mało, ale każda ma alternatywny tryb strzału - karabin zamienia się w strzelbę, a miotacz płomieni wysyła ognistą falę absolutnej zagłady. Siejemy zniszczenie, aż miło. Na uwagę zasługuje system uszkodzeń, jakich doznaje nasz pojazd. Nie mówię tu o wgnieceniach na karoserii, czy odpadającym lakierze. Od czasu do czasu odpadnie nam koło, albo dwa skutecznie utrudniając nam poruszanie się i zamieniając nas w łatwy cel dla naszych oponentów. Zabieg taki sprawia, że zmagania są bardziej wiarygodne - no bo co jest lepszym świadectwem oberwania rakietą niż brak prawej strony wozu? Aż dziw, że po czymś takim nasze potwory potrafią jeszcze się przemieszczać.