Wheels of Destruction
Dodano dnia 09-04-2012 10:31
Doznania wzrokowo destrukcyjne.
Całość śmiga bez zająknięcia się na zasłużonym już Unreal Engine 3 (serio, ten silnik powinien dostać jakiś order, wcale nie wydaje się starzeć), dzięki czemu "Wheels of Destruction" wygląda co najmniej ładnie. Przyzwoita gra świateł, wyraźne tekstury i bardzo płynna animacja dają sporo przyjemnych wrażeń estetycznych, jakimi karmi nas ta mała produkcja. To zadziwiające jak tak prosta gra potrafi w pewnym stopniu urzec. Nie jest to nic wielkiego, ale jednak wygląda fajnie. UE3 sprawuje się tutaj wyśmienicie i nawet nie przeszkadza fakt, że można go znaleźć w co trzeciej niskobudżetowej produkcji i co 10 wysokobudżetowej - pomijając niemal każdą produkcję Epic Games.
Ścieżka dźwiękowa również stoi na przyzwoitym poziomie - Drum'n'Bassowe kawałki nadają specyficznego "samochodowego" klimatu i podkręcają tempo rozwałki. Żaden kawałek z tych, które słyszałem jakoś specjalnie nie kuł mnie w uszy, ba nawet mi się podobały. Ot takie miłe uprzyjemnienie klimatu.
Ale dość tego słodzenia. Nie po to tu jestem. Pora wytknąć to co nie podobało mi się w "Kołach Destrukcji." Wspomniałem o małej różnorodności - niestety trzy bardzo klasyczne tryby gry to trochę za mało, by utrzymać nas jakoś specjalnie długo przy konsoli. Boli brak Split-screenu, więc gra niestety nie nadaje się do posiedzeń z kumplami przy piwku, do tego niestety bardzo szybko się nudzi. Stanowczo za mało jest też broni i wszystkie wydają się być dziwnie potężne. Strasznie łatwo tu zginąć, jeden niecelny strzał może kosztować nas fraga dla drużyny przeciwnej. Niepotrzebny wydaje się tu zupełnie podział na klasy. Gdyby było więcej trybów wymuszających pracę zespołową, a nie tylko "Capture The Flag", takie zestawienie ról dla członków drużyny miałoby większe prawo bytu. Ogólnie mam wrażenie jakby Gelid Games próbowali połączyć "Team Fortress 2", "Twisted Metal" i "Unreal Tournament/Quake". Połączenie dość udane, ale czegoś jednak tu brakuje...
A życie kołem (destrukcji) się toczy.
"Wheels of Destruction" to przyzwoita, acz nieco nierówna produkcja, która bawi przez jakiś czas i można w nią pograć od czasu do czasu - tak na rozluźnienie się. Nie jest to niestety multiplayerowa rzeźnia z prawdziwego zdarzenia. Ot potraktujcie to jako fajny zapychacz czasu pomiędzy dużymi produkcjami. Mnie osobiście urzekła prostotą rozgrywki i fajnym, nieco staro szkolnym klimatem, oraz dynamiczną zabawą. Niestety poważnym ciosem jest tu brak gry na podzielonym ekranie, a taka gra aż się o to prosi. Jednak najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.