Dark Arcana the Carnival
Dodano dnia 11-10-2012 17:10
Przygodówki nie należą do mojego ulubionego gatunku gier. Jednak zdarzają się gry wyjątkowe z każdego rodzaju, obok których nawet mnie ciężko było przejść i nie docenić takich perełek, jak np. Syberia czy The Longest Journey. Dark Arcana the Carnival jest czwartą produkcją z tego gatunku, w którą zagrałem i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że nigdy nie znajdzie się nawet blisko wymienionych przed chwilą tytułów, co nie znaczy, że nie można dać jej szansy.
The Shortest Journey
Prawdą jest, że moja ocena może być dla gry krzywdząca, gdyż przyrównać ją mogę jedynie do najlepszych pozycji. Dlatego też, postaram się zupełnie uniknąć jakichkolwiek porównań, aby recenzja nie wyglądała na taką w formie „gra mogłaby być jak…”, skupię się natomiast tylko i wyłącznie na niej.
W Dark Arcana the Carnival wcielimy się w panią detektyw z zadaniem odszukania kobiety, która w tajemniczych okolicznościach zaginęła, gdy zatrzasnęły się za nią drzwi do domu strachów. Bardzo szybko zostajemy wplątani w ratowanie świata przed legendarnym złem, uwięzionym w Twisted Realm – przekręconym, złym wymiarze za lustrem.
Równie szybko zostajemy z tejże historii wyplątani, gdyż gra kończy się po zaledwie 3 godzinach zwiedzania zakamarków wesołego miasteczka w obu wymiarach, co nie pozwala wczuć się w lekko naciąganą historię. Nie zrozumcie mnie źle, gdyby fabuła była budowana stopniowo, dałoby się z niej wyciągnąć dużo, dużo więcej czaru. Niestety, skoki fabularne następują za szybko i zbyt gwałtownie, żebyśmy mieli okazję zanurzyć się w niej głębiej.
Choć kto wie, może to i lepiej? Gra szybko zaczyna nudzić powtarzalnymi mini gierkami i małą ilością lokacji, więc jaki byłby sens przeciągania jej na siłę? Być może twórcy doskonale wiedzieli, kiedy zakończyć swoją produkcję.
Z drugiej jednak strony, jak sama nazwa gatunku wskazuje, powinniśmy przeżyć jakąś przygodę. Wynieść z niej jakieś emocje, odczucia… cokolwiek! Gdy po chwili ujrzałem jednak napisy końcowe, nie czułem się, jakbym przeżył coś większego, a przecież właśnie uratowałem świat! Zamiast triumfu, towarzyszyło mi jedynie poczucie pustki, po niewykorzystanym potencjale przedstawionej historii, jak i lekka frustracja poprzez upchanie na siłę jednej mini gierki, której nasilenie znacznie się zwiększyło w ostatnich minutach gry.
Małpie zabawy
Sama mechanika rozgrywki oparta jest w całości na statycznych planszach, po których musimy klikać myszą, aby posunąć grę do przodu. Zatem standardowo - zbieramy przedmioty, używamy ich na różnych obiektach, rozwiązujemy proste zagadki i bawimy się z jedną mini grą, która powtarza się zbyt wiele razy, czasami nawet w dokładnie tych samych miejscach. Mowa tutaj o szukaniu przedmiotów w jakimś składziku czy na biurku. Dostajemy listę i za zadanie mamy te wszystkie rzeczy odnaleźć. Jeśli nie chce nam się bawić w poszukiwacza, jako alternatywę mamy opcję pobawienia się w dopasowywanie obrazków. Wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że w porównaniu do innych łamigłówek, ta nijak nie ma sensu odnośnie rozgrywki. Zbieramy zupełnie niepotrzebne przedmioty tylko po to, żeby po ich zebraniu otrzymać jeden z nich, potrzebny do ukończenia gry. Więc pytam się, po co zmuszony byłem do zbierania całej listy? Dałoby się to jeszcze przeboleć, gdyby nie fakt, że właśnie ta mini gierka powtarza się co chwilę, czasami nawet po dwa razy w tym samym miejscu. Nieraz zmyliło mnie to i musiałem użyć podpowiedzi, żeby wrócić do przeszukanej przed chwilą skrzynki czy innego posągu, aby odszukać po raz kolejny całą listę nowych rzeczy.
Do pozostałych łamigłówek nie mogę się przyczepić, gdyż były one ciekawe i zaprojektowane sensownie, jednak żadna z nich nie stanowi większego wyzwania, co więcej – można je wszystkie ominąć bez żadnych konsekwencji. Mimo wszystko przyjemnie je się rozwiązywało, gdyby twórcą udało się wymyślić ich więcej i podłożyć pod mini grę z szukaniem przedmiotów, Dark Arcana dawałoby dużo większą satysfakcję z rozgrywki.