Abyss: The Wraiths of Eden
Dodano dnia 10-11-2012 20:33
Abyss: The Wraiths of Eden to produkcja z gatunku „hidden object”, czyli ukrytych przedmiotów. Nie sprowadza się to jednak wyłącznie do zabawy w odnajdywanie wymaganych elementów. W gruncie rzeczy, jest to przygodówka z krwi i kości, według starych założeń i standardów. Mamy tutaj sporo lokacji, mnóstwo ciekawych i fajnych zagadek oraz masę fragmentów poszukiwawczych. A wszystko w fenomenalnej, komiksowej oprawie.
Ponownie na dnie morza
Główny koncept fabuły jest bardzo podobny do
BioShocka. Mamy miasto Eden, które ulokowano na dnie morza, bardzo przypomina Rapture. Klimat również jest podobny. Jako, że jest to gra przygodowa, spotkać na naszej drodze możemy jedynie niewielu cywilów oraz kilka złych charakterów, którzy mocno nas postraszą. Niegdyś żyjące i dobrze prosperujące miejsce, teraz jest wymarłe, opustoszałe i zapuszczone. Gdzieniegdzie, podczas naszej wędrówki natrafimy na nieoczekiwane truchła, wypadające np. z windy, czy znalezione w sporej zamrażalce. Architektura tego miejsca jest podobna do miasta z
BioShocka – jest wykonane według założeń stylu art deco pierwszej połowy wieku XX. Aglomeracja ma sporo pomieszczeń przeróżnego typu, pośród których będziemy się przemieszczać. Są ogrody, pokoje zwykłych mieszkańców, podziemne lochy, czy nawet schrony. W rozeznaniu z pomocą przychodzi podręczna mapka, której jednak wadą jest to, że nie można szybko podróżować. Jeśli mamy zrobić coś na drugim końcu miasta, musimy przejść tam za pomocą kilku kliknięć.
Fabuła opowiada o poszukiwaniach podróżnika Roberta Marceau przez jego ukochaną i jednocześnie główną bohaterkę gry. Początek zabawy to eksploracja dna morskiego, sprowadzona do roli samouczka. W niedługim czasie, ślady pozostawione przez mężczyznę doprowadzają nas do wrót tajemniczego, podwodnego miasta, o którym wiedziało niewielu – Edenu. Szybko okazuje się, że dzieje się tutaj coś dziwnego i robi się niebezpiecznie. Poznajemy naszych wrogów – Legatów, którzy wyglądają jak duchy w czarnych szatach, z mocno świecącymi oczami na czerwono. Przeszukując pomieszczenia metropolii, dowiadujemy się o przeszłości tego miejsca, przyczynie konfliktu, czy jego zapuszczenia.
Jako gra z gatunku "hidden object” , produkcja nieco różni się od innych przygodówek. Przede wszystkim zagadki oraz łamigłówki są skonstruowane w odmienny sposób. Musimy bardzo często ułożyć układanki, czy złączyć fragmenty jakiegoś obrazka lub mapy, podobnie jak puzzle. Często też za pomocą jakiegoś narzędzia możemy wyczyścić pewien przedmiot, z którego później korzystamy, np. z zaworu. Elementy z poszukiwaniem obiektów trafiają się często, ale nie za często, co jest istotne, by nie zanudzić gracza na śmierć. Dostajemy wtedy listę z obiektami, i musimy je znaleźć na załączonym obrazku. Niekiedy nie jest to wcale proste, ponieważ niektóre rzeczy są przykryte innymi, a pozostałe wymagają jakichś dodatkowych czynności, by móc skreślić je z listy. Jeśli jednak komuś nie podoba się zabawa w szukanie poukrywanych rzeczy, może zastąpić ją grą w domino. Zasady są znane pewnie każdemu, jednakże w tej produkcji, nasze kostki muszą dotknąć wszystkich obrazków drzew na planszy. Dużym fragmentem omawianego tytułu jest nadal tradycyjne "point & click", czyli wyszukiwanie jakiegoś elementu i używanie go gdzieś indziej lub z czymś innym, rozmawianie z postaciami oraz otwieranie sobie drogi do następnej lokacji.
Komiks nadal w modzie
Za oprawę wizualną odpowiada silnik
Spark Casual Engine, który niewielkim nakładem finansowym i roboczym oferuje przepiękną, komiksową grafikę. Lokacje wykonane są z należytą szczegółowością, znajduje się w nich mnóstwo obiektów i elementów otoczenia. Pomieszczenia nie są w żaden sposób trójwymiarowe, i nie możemy obracać głową bohaterki, by zobaczyć co jest za naszymi plecami. Poziomy są statyczne, jakby odręcznie rysowane.