Sorcery: Świat Magii
Dodano dnia 22-05-2012 19:34
Wszystko tutaj jest do bólu uproszczone. Nawet pociski niezauważalnie namierzają same przeciwników, żeby - broń Boże - nie było za trudno. Bo przecież jak gra jest zbyt wymagająca to staje się nieatrakcyjna i taki przeciętny Kowalski ją sprzeda, albo co najgorsze, nie kupi! Co wtedy?! Apokalipsa! Rzecz jasna trochę dramatyzuję, ale wciąż bywa to irytujące dla kogoś kto faktycznie pasjonuje się grami.
Uproszczenia spotkały też sterowanie - do tego stopnia, że zrezygnowano z kontrolowania kamery. Co oni sobie myśleli?! Brak kontroli kamery zmuszał mnie często do biegania po pomieszczeniu, jak ostatni idiota, by tylko ustawić odpowiednio kamerę, bezwładnie lecącą za Finnem, która wie co ze sobą zrobić jedynie na scenkach przerywnikowych jak i gdy pojawią się przeciwnicy. Wtedy grzecznie centruje się, byśmy w nich trafiali - a jak mamy rozwiązać jakąś zagadkę, gdzie trzeba precyzyjnie trafić w jakiś punkt to już wredota nie ma zamiaru się ustawić. Gorzej jak nadpobudliwe dziecko u fotografa...
Jak w Bajce
Nie ma się co oszukiwać. Gra jest śliczna.
Santa Monica Studio wie jak zrobić dobrze wyglądające gry (
God of War czy recenzowany przeze mnie
Starhawk) i doskonale wykorzystuje tą wiedzę. Gra olśniewa nie tyle co realizmem czy spektakularną oprawą, ale bajkową stylizacją. Wszystko jest kolorowe, nie ma uczucia znużenia tym co widzimy. Całość idealnie ze sobą współgra. Projekty i wygląd postaci, też budzi skojarzenia z baśniami. Finn osobiście przypominał mi trochę głównego bohatera
Niekończącej się opowieści skrzyżowanego z nieco mniej rozgarniętym okularnikiem z blizną na czole znanym szerzej jako
Harry Potter.
Pod względem muzyki gra również jest magiczna. Wszystko łączy się w perfekcyjny dla baśni zestaw spokojnych dźwięków i melodii w tle połączonych z dynamicznymi utworami do walki. Wszystko sprawia wrażenie jakby współpracowało ze sobą tworząc ten magiczny klimat nadający dodatkowego znaczenia polskiemu podtytułowi gry -
Świat Magii.
Żeby wyruszyć w drogę należy zebrać drużynę.
Nie mam tu bynajmniej na myśli faktu, że zbieramy ze sobą ekipę bohaterów i idziemy nakopać tym złym. Bardziej chodziło mi o pewne nawiązanie i hołd który chcę tą sekcją recenzji złożyć jednemu z weteranów polskiego dubbingu. Staro szkolni gracze już pewnie dobrze wiedzą kogo mam na myśli. Ludziom, którzy nie mają bladego pojęcia spieszę z wyjaśnieniami.
Tu z góry przepraszam za pewną tendencyjność i stronniczość. Chodzi rzecz jasna o (tu poproszę o werble) Piotra
żebywyruszyćwdrogęnależyzebraćdrużynę Fronczewskiego, który w tej produkcji wcielił się w rolę Dasha - podstarzałego czarodzieja i nauczyciela naszego bohatera. Nie mogę powiedzieć nic złego o nim poza tym, że nie uświadczymy go niestety za wiele. A nawet jakbym chciał powiedzieć coś złego o jego grze to nie potrafię - nie da się nie pałać sympatią do tego aktora. Nawet w tak małej roli jak Dash, czuć profesjonalizm i wyczucie jakiego brakuje dzisiejszym aktorom głosowym.
Tego, czego brakuje Krzysztofowi Królakowi wcielającemu się w rolę Finna. Jako główny bohater wypadł nad wyraz słabo. Kiedy Finn się odzywał, miałem ochotę go zamordować. Nie jestem pewien, czy to wina charakteru głównego bohatera, który jest nad wyraz irytujący, czy właśnie aktora, który użyczył mu głosu. W rolę Erline wcieliła się Beata Wyrąbkiewicz - wypadła ona przeciętnie. Nic więcej na ten temat w sumie nie mogę powiedzieć... po prostu da się ją znieść.