Dogfight 1942
Dodano dnia 17-09-2012 21:54
„Dogfight 1942” – to kolejny krok City Interactive w kierunku zawojowania konsol i naszych ukochanych PC-tów. Czym? Symulatorem o tematyce podniebnych walk, prowadzonych podczas II Wojny Światowej. Na rynku odnaleźć można wiele tytułów dotyczących tego okresu, lecz „Dogfight 1942” jest bardziej przystępny i prostszy w odbiorze, przez co wyróżnia się na tle konkurencji. Jeżeli szukasz gry o rozwiniętej fabule, ze znacznymi odwołaniami do kart historii, to źle trafiłeś. Tutaj, Twoje główne zadanie, to strzelać do Niemców i Japońców, starając się jak najczęściej trafiać. Nie pozostaje nam nic innego, jak założyć słuchawki z hełmem na głowę, maskę z tlenem na usta i odpalić zakurzone silniki.
To jaki w końcu tytuł?
„Dogfight 1942”, często wspominany na konferencjach prasowych przez City Interactive, jako ich nowe, jedno z najwspanialszych dzieci, miało niejeden „problem” przed wyjściem z łona matki. Pierwszą bolączką były ciągłe przenosiny w sprawie daty premiery gry, która oficjalnie miała pojawić się na krążkach DVD, lecz zrezygnowano z nich na poczet sławniejszej dziś cyfrowej dystrybucji. Gra pojawiła się więc na Playstation Network, Xbox LIVE oraz na PC. Kolejnym mankamentem była nagła zmiana nazwy na słowo, odwołujące się do formacji klucza samolotów. Jeżeli ktoś na bieżąco śledził losy tytułu, to z pewnością wie, że wcześniej gra miała nazwę „Combat Wings: The Great Battles of World War II”. Nagle, wyobraziłem sobie minę kolegi, w momencie, gdy zadaję pytanie: czy pogra ze mną dziś w (tutaj przesadzona i długa nazwa z „Combat Wings” na początku)? Dużo lepiej brzmi „Dogfight 1942”, lecz niestety nie oddaje tematyki gry, a jak wiemy z wielu produkcji, tytuł ma znaczenie.
Fabuła
Naprawdę ciężko tu mówić o jakimś jednym, głównym wątku fabularnym, gdyż co misję, bohater, którym sterujemy, jest inny. Nie czeka nas niestety gra – encyklopedia, która pokaże nam wszystkie, bądź większość bitew, co odbyły się na niebie w czasach II WŚ. W trakcie naszych wojaży, ujrzymy wiele ciekawych i ładnych scenerii. W kabinie przelecimy nad – Francją (Kanał La Manche, wybrzeże), Anglią (Londyn), Japonią (Iwo Jima) i Oceanem Spokojnym (Midway). Do nadania lepszego smaczku, dodam, że podczas podniebnych eskapad nad krajem Królowej Elżbiety i Księcia Karola wesprze nas legendarny polski oddział lotniczy – Dywizjon 303. Niewątpliwie, jest to ukłon Polaków wstronę Polaków. Sam dywizjon nie był jednak doceniany po wojnie przez liderów zwycięskich państw. Oprócz satysfakcji z zabicia paru szwabów, frajdę dają zaciekłe rozmowy prowadzone przez pilotów przy pomocy radiowęzła. Niektóre, wręcz dramatyczne wypowiedzi, tuż przed śmiercią, gwarantują, że nigdy o tej grze nie zapomnimy.
Misje
City Interactive jeszcze nigdy nie udało się mnie zaskoczyć - tak jak przewidywałem, większość zadań jest schematyczna, typu: „leć z punktu A do B”, zniszcz 15 bombowców, zrzuć bombę na wioskę Japończyków. Czasami mam wrażenie, że udało się im trochę popuścić ułańskim fantazjom, bo niektóre misje mają odrobinę więcej polotu, lecz jest ich zdecydowanie za mało. Szczególnie spodobała się mi misja szpiegowska, której celem było wtargnąć ukradzionym samolotem na wrogie tereny. Kolejną bolączką, tuż po bliźniaczych misjach, jest czas wykonania jednego przelotu. Z reguły trwa on niecałe 7-9 minut, przez co jesteśmy tak naprawdę w stanie skończyć grę w parę godzin.
Mechanika gry
„Dogfight 1942” oferuje cztery tryby rozgrywki: fabularny, zręcznościowy, kooperacyjny i deathmatch. Tryb fabularny, jak już zdążyłem wcześniej napomknąć, jest dość łatwy i filuterny. Nieraz opuściły mnie chęci do kontynuowania zabawy, po staniu się dziurawą puszką po serii z karabinka. Zupełnym zaskoczeniem był dla mnie „as”, czyli pewnego rodzaju broń specjalna, która po aktywacji ułatwia nam celowanie i strzelanie do urwipołciów. Zręcznościówka znów jest jeszcze prostsza, gdyż oprócz strzelania, nie musimy nic więcej robić. Co jakiś czas na mapie „spawnuje” się boss, którego trzeba ustrzelić.