Alan Wake
Dodano dnia 25-09-2012 18:27
Niemoc twórcza to psychologiczne schorzenie, objawiające się brakiem możliwości twórczej pracy. Dopada najczęściej pisarzy, reżyserów czy dziennikarzy. Po zagraniu w grę „Alan Wake”, której tytułowy bohater zmaga się z tą chorobą, najprawdopodobniej i ja ją złapałem. Dlaczego tak się stało mimo faktu, iż nie jest to zaraźliwe? Przeczytajcie poniższy tekst, a sami się przekonacie.
Bright Falls wita pecetowców
Bright Falls, to miasteczko bardzo bliskie miłośnikom twórczości Stephena Kinga i ogólnej literatury grozy, którzy do tej pory byli posiadaczami X-Boxa 360, bowiem właśnie tylko na tej platformie możliwe było odwiedzenie tego dziwacznego miejsca. Do dziś, albowiem Microsoft postanowił wydać „Alana Wake’a” również na PC. Czy to dobrze? Oczywiście, że tak. Nie grałem w wersję na X-Boxa, ale mogę spokojnie powiedzieć, że pod względem konwersji na komputer osobisty, gra sprawdza się świetnie i daje radę nawet na nieco słabszym sprzęcie, chociaż trzeba się liczyć z drobnymi spadkami animacji. Cała reszta pod tym względem jest bez zarzutu. Jest to przykład, jak powinno robić się wersje PC-towe gier konsolowych (tak, do Ciebie mówię, „Dark Souls”).
Wszystko wygląda dobrze, chociaż odstęp czasowy między premierą gry na X-boxa a dzisiejszym wydaniem, dał się nieco we znaki. Gra wygląda na dzisiejsze standardy średnio. Graficznie wydaje się już troszkę przestarzała. Na dobrą sprawę, przy reedycji można było nieco poprawić grafikę, by bardziej cieszyła oko, a jest tam co podziwiać.
Pejzaże, które serwuje nam ta produkcja, cieszą oko. Jesteśmy rzuceni w środowisko górskie, więc możemy spodziewać się sielskich widoków… do czasu. Wszystko zostaje mocno zmienione, kiedy w Bright Falls zapada zmrok.
Niemoc twórcza
Tytułowy bohater – Alan Wake, trafia do Bright Falls razem ze swoją żoną Alice, w bardzo trywialnych okolicznościach. Wyjechali na wakacje, by Alan mógł odpocząć i przy okazji wyleczyć bardzo paskudną dla swojego fachu przypadłość – jest bowiem pisarzem cierpiącym na niemoc twórczą. Wszystko się zmienia, gdy pierwszej nocy po kłótni z żoną, on wychodzi by ochłonąć, a ona zostaje porwana. Bohaterski grafoman rzuca się na ratunek, ale ląduje w odmętach mrocznego jeziora i… traci tydzień z życiorysu, budząc się z rozbitą głową, za kierownicą roztrzaskanego samochodu. Skołowany pisarz zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, które szybko zamienia się w krucjatę światła, przeciwko złym siłom ciemności.
Niestety, tylko tyle można powiedzieć o fabule tej gry, żeby nikogo nie zniechęcić do testów, jako że z bardzo ciekawej na początku, błyskawicznie przeradza się w dziecinnie naiwną i przewidywalną historyjkę. Czy można powiedzieć tu o zmarnowanym potencjale? Owszem, bowiem całość miała podstawy do mocnego psychologicznego thrillera, a w końcu staje się dykteryjką, kojarzącą się z „Opowieściami z Krypty”, „Gęsią Skórką” czy serialem „Czy Boisz się Ciemności”. Wątek paranormalny boleśnie nokautuje motywy psychologiczne i nie ratuje go sekundant w formie ciekawej narracji pierwszoosobowej, prowadzonej przez Alana.
Cała zabawa jest krótka - można ją ukończyć w 7-8 godzin, nie wliczając w to dwóch dodatków, które zostały dorzucone do wersji PC. Te przedłużają rozgrywkę o jakieś 3 godziny. Poza trybem fabularnym, niestety nie znajdziemy tu za wiele, co mogłoby ponownie przykuć nas do monitora.
Tego samego na szczęście nie można powiedzieć o bohaterach tej opowieści. Każdy charakter jest wyrazisty i zapada w pamięć – na przykład Barry: najlepszy przyjaciel Wake’a, a przy tym jego agent. Sypie błyskotliwymi żartami, a niefrasobliwość faceta, tak jak lekka fajtłapowatość i cięte poczucie humoru nieraz przyprawiły mnie o wybuch śmiechu. Plejada charakterów jest spora i mamy gdzie szukać ulubieńca, jak choćby para stetryczałych gwiazd rocka, albo mający problemy z alkoholem i panowaniem nad sobą agent FBI, który notorycznie „wyzywa” Alana od nazwisk sławnych pisarzy grozy.