Dishonored
Dodano dnia 02-11-2012 15:07
Plaga, przyniesiona przez szczury rozprzestrzenia się przez miasto, zmieniając ludzi w zawodzące, bezmyślne zwierzęta. Nikt na świecie nie spotkał się wcześniej z tą chorobą i nikt nie potrafi pomóc dotkniętym zarazą. Co więcej, wszyscy odcinają się oraz przyglądają, jak poradzi sobie miasto. Patrzą się na proces jego obumierania, wraz z odejściem swojej cesarzowej.
Dishonored jest produkcją, na którą czekałem od ukończenia
Thief: Deadly Shadows. Z bólem serca patrzyłem, jak najlepsze składanki stają się zwykłymi grami akcji z możliwością schowania się na chwilę w cieniu, aby za moment wyskoczyć z granatami. Po innych seriach natomiast słuch zupełnie zaginął, siłą rzeczy więc jestem na głodzie od długich lat, bawiąc się w skradanie najpierw w
TES IV: Oblivion, potem w
TES V: Skyrim, żeby nie postradać zmysłów w oczekiwaniu na Thiefa 4.
Dishonored przyszedł mi z pomocą i urzekł mnie od pierwszych chwil spędzonych przed ekranem.
Pozbawiony honoru
Covro Attano, Lord Obrońca jej cesarskiej mości zawiódł. Nie tylko nie udało mu się obronić tej, którą miał chronić, ale pozwolił uprowadzić jej córkę, następczynię tronu. Ostrze, które przebiło serce cesarzowej znikło wraz z mężczyzną, który je dzierżył. Corvo był jedynym obecnym na miejscu zbrodni. Jedynym, którego głowę można ściąć.
Wyruszamy dokonać zemsty. Główny bohater gry zostaje wciągnięty w wielką intrygę polityczną, stając się z miejsca kozłem ofiarnym, mającym swoją śmiercią pokazać mieszkańcom, że istnieje jeszcze sprawiedliwość. Fabuła jest bardzo silnie nakreślona przez całą rozgrywkę, choć nie reprezentuje sobą wyjątkowej oryginalności, a zwroty akcji są dosyć przewidywalne, dostajemy solidną opowieść pozwalającą wczuć się w sytuację postaci. Pomaga w tym niezwykłe miasto, utrzymane w steampunkowych klimatach, które śmiało można nazwać jednym z głównych bohaterów i czynnikiem wyróżniającym
Dishonored spośród innych produkcji.
Dunwall żyje, cierpi, woła o pomoc tak, jak tylko umierające miasto potrafi. Czujemy jego ból i stapiamy się z nim, ramię w ramię walcząc o przywrócenie mu życia. Dawno już miejsce akcji nie miało takiego ducha i głębi, które pozwalałoby zatracić się w rozgrywce bez pamięci. Tym bardziej przykry jest brak możliwości zwiedzania miasta na własną rękę. Zamiast tego, po ulicach Dunwall przespacerujemy się jedynie w trakcie misji, które dają naprawdę wielką swobodę działania. Każde zadanie można wykonać na wiele różnych sposobów, niemal do każdego celu istnieje przynajmniej kilka alternatywnych wejść. Taką swobodę wyboru co do sposobu gry oferował ostatnio jedynie najnowszy
Deus Ex. Również postaci nie zawodzą, szczególnie tajemniczy Outsider czy następczyni tronu, mała Emilly, która jest bardzo wyraźna i budzi nie tylko sympatię, ale również chęć opieki. Przyczynia się to do emocjonalnego zaangażowania w czyny Corvo. A te mają swoją wagę i odbijają się na świecie nierzadko bardzo znacząco. Dla przykładu, im więcej ludzi zabijamy w trakcie gry, tym więcej szczurów wychodzi na ulicę żerować. Im liczniej z kolei rozpanoszą się gryzonie, tym bardziej rozprzestrzenia się zaraza, przez co w kolejnych misjach dojdą kolejni zarażeni. Całą grę można nawet ukończyć nikogo nie zabijając, co jak na produkcję o zabójcy jest naprawdę ciekawą opcją, i jak można się tego spodziewać, osoby, które zostały oszczędzone, będą mogły odegrać jeszcze znaczącą rolę.
Zabójca, złodziej, obrońca, czarnoksiężnik
Lord Obrońca uciekł z więzienia przy drobnej pomocy lojalistów, walczących o przywrócenie córki cesarzowej na tron. Dali mu budzącą grozę maskę, narzędzia pracy i nowy tytuł. Zabójca. Pozwolili zamieszkać mężczyźnie w pubie, który był ich kryjówką. To wszystko jednak za mało, ten człowiek będzie zmieniał świat, więc inni ludzie nie mogą mu pomóc. Ja natomiast mogłem. Dałem mu moc.