Dishonored
Dodano dnia 02-11-2012 15:07
Zaklęcia rozwijane są za pomocą run Outsidera, które obok kościanych amuletów (maksymalnie można nosić sześć, dają niewielki bonusy pokroju szybszego poruszania się i są czczone przez wyznawców bożka.
Szukanie ich jest czasem nie lada wyzwaniem. Jednak warto się skupić na tym zajęciu podczas misji, tym bardziej, że za sprawą pół organicznego, pół mechanicznego, a na dodatek magicznego serca, znamy ich położenie na mapie, więc wystarczy tylko (czasem aż) się do nich dostać. Serce to pełni nie tylko rolę kompasu, ale również przewodnika po świecie, gdyż często opowie nam o przeszłości miejsca, w którym jesteśmy, stając się kolejnym elementem pozwalającym jeszcze głębiej zanurzyć się w rozgrywkę.
Skradanie się jest tutaj rozwiązane troszkę inaczej, niż w standardowych tego typu produkcjach. Nie mamy żadnego wskaźnika ukrycia, a same cienie dużo nie pomogą na bliską odległość, tym bardziej, że wiele misji dzieje się w dzień lub w oświetlonych pomieszczeniach. Musimy więc trzymać się ukryci przed wzrokiem straży za osłonami lub ponad ich spojrzeniami. Weteranom Thiefa może to sprawiać na początku trudności, jednak szybko idzie się przyzwyczaić. Jest to rozwiązanie dużo bardziej realne, jednak mam pewne zastrzeżenia, co do spostrzegawczości strażników. Gdy skradamy się powyżej ich poziomu, są na nas zupełnie ślepi. Potrafią przyuważyć Corvo z drugiego końca ulicy, ale gdy tylko wdrapie się na budkę strażniczą, automatycznie przestają go widzieć. Logicznie rzecz biorąc, powinien nawet bardziej rzucać się w oczy, niż będąc oddalonym na tym samym poziomie.
Przerysowanie i pastelowo
Gdy Corvo odwiedzał moje kaplice, przemawiałem do niego. Opowiadałem o świecie i ludziach, o pladze i jego działaniach. Nie osądzałem, nie kierowałem jego poczynaniami. Dałem w jego ręce moc i pozostawiłem swobodę działania, tak jak czyniłem wiele razy przed nim i uczynię, gdy już przeminie.
Oprawa graficzna jest dosyć nietypowa. Choć mój komputer to nie najnowszy model i to i owo przydałoby się w nim wymienić, gra nie spadała poniżej 120fps na najwyższych detalach i rozdzielczości 1920x1080. Nie znaczy to, że produkcja wygląda brzydko. Z bliska, tekstury przypominają namalowane pastelami, jednak z daleka obraz prezentuje się naprawdę ładnie i pasuje do klimatu świata. Postaci są przerysowane i lekko karykaturalne, swoim stylem przypominając Fable 3. Oczywiście, nie wszystkim może się spodobać szata graficzna
Dishonored, mnie jednak przypadła do gustu. Dzięki takiemu zabiegowi nie tylko gra wygląda ładnie i wyjątkowo, ale powinna bez najmniejszych przeszkód odpalić nawet na dużo starszych komputerach. Od strony audio również nie mam do czego się przyczepić. Aktorzy, dający głosy w grze spisali się na medal. Muzyka przygrywająca w tle utrzymuje klimat produkcji i nie wciska się niepotrzebnie, gdy nie jest wymagana podczas skradania się, a piosenka po przejściu gry idealnie wbiła się w emocje towarzyszące ukończeniu produkcji. Jedyny minus udźwiękowienia, to zbyt mała liczba dialogów, wygłaszanych przez strażników. Trzy linijki tekstu powtarzały się kilka razy w trakcie każdej misji, więc naprawdę przydałoby się dograć ich trochę więcej, żeby nie psuć iluzji żyjącego świata.
Załóż maskę
Dishonored oczarował mnie, Dunwall wciągnęło na długie godziny swoim steampunkowym klimatem i tajemniczą plagą (niemal) zombie. Choć przyznać muszę, że nadal pozostaje za
Thiefem o kilka kroków w tył, jest to najlepsza skradanka od wielu lat, obok której fani tego gatunku po prostu nie mogą przejść obojętnie. Owszem, w przeciwieństwie do
Thiefa, grę można przejść walcząc niemal cały czas w zwarciu i nadal czerpać z niej dużą przyjemność. Jednak nie ukrywajmy, że największą frajdę sprawi miłośnikom chowania się w cieniu (lub za osłonami). Nie pozostaje nic innego, jak założyć maskę i odzyskać utracony honor.
Podziekowania dla serwisu GamersGate za udostepnienie nam gry do testów.